[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mlasnęła językiem:  A teraz będzie musiał zebrać swoje żniwo z takącórką.Niech pani tylko poczeka, aż chłopcy zaczną się przy niej kręcić.Będzie przechodzić z rąk do rąk jak piłka.Już jest naznaczona.Widzę tow tych przepastnych oczach.Kiedy dobiegło ją westchnienie niechętnej zgody ze strony pani Spencer,Annie wycofała się bezszelestnie w stronę kuchni zapominając otornistrze.A gdy Jeannine powiedziała jej, że jest blada jak duch, zmusiłasię do uśmiechu i wzięła kanapkę z masłem orzechowym, po czymwysłuchały razem nowej płyty Elvisa Presleya.Tego wieczoru Annie długo stała przed lustrem, wpatrując się w swojeoczy.Były srebrnoszare, z ametystowym odcieniem, z leciutkimibarwnymi plamkami skrywającymi się głęboko pomiędzy promienistymiliniami tęczówek.Były ufne i przejrzyste, ich głębia miała w sobie cośtajemniczego, zapraszającego.Wprawiły ją w zakłopotanie, nigdy jeszcze nie przyj- rzała im się z tak bliska.Ale teraz zdawały się należeć do obcej osoby.Przepastne oczy.Spała zle tamtej nocy i następnej również.Zaczęła zwracać uwagę na fakt, który wcześniej jej nie zastanawiał, że jejojciec nigdy nie widywał się ze swoimi licznymi krewnymi z rodzinyHavillandów z wyjątkiem ciotki Celestyny, rodzinnej ekscentryczki,ciotka zawsze częstowała Annie herbatą i pączkami własnego wypieku,kiedy ojciec zabierał ją do niej z wizytą dwa razy do roku.Posyłała teżAnnie pięciodolarowe banknoty w okienkach kartek świątecznych naBoże Narodzenie i urodziny.Havillandów były całe tuziny.Byli bogatymi ludzmi, których twarzeczęsto widywało się na głównych stronach lokalnych gazet, jako że częstowspomagali pieniędzmi Radę Miejską i ofiarowywali datki na różnedobroczynne cele.Były wśród nich piękne kobiety, które zabierały swojecórki na wydaniu na przyjęcia w domach Dowlingów, Pattersonów i,przede wszystkim, Macmillanów.W tych rodzinach szukano dla nichmężów.Annie nigdy nie była we wspaniałych domach Havillandów przy głównejulicy.Nie było żadnych niedzielnych wizyt, żadnych wakacyjnychzjazdów rodzinnych, żadnych rodzinnych pikników.Równocześnie z tą myślą uderzył ją fakt własnego ubóstwa.Zaniedbanemu domowi przy Elm Street, w którym mieszkała z ojcem,daleko było do siedzib ich krewnych.Prawdę mówiąc, był to jeden zmniej wyróżniających się domów w niezbyt eleganckiej dzielnicy, któraprzez mieszkańców Richland pieszczotliwie zwana była Dublinem, napamiątkę pierwszych irlandzkich imigrantów, którzy mieszkali tu sto latwcześniej.Annie spojrzała nowymi oczami na swoje ubranie.W wieku trzynastu latbyła już niemal ekspertem w szyciu dla siebie odzieży ze wzorówzakupionych przez panią Dion w Five and Dime.Materiały były najczęściej skromne,bawełna i włóczki.Jej stroje nadawały się do pokazania, ale niewytrzymywały porównań z pięknymi sukienkami innych panienHavilland, kupowanymi w drogich sklepach w mieście, czy nawetprzywożonymi specjalnie z Ithaca, Rochester lub wręcz z Nowego Jorku.Pierwszy raz przyjrzała się baczniej swojemu rowerowi kupionemu zdrugiej ręki, przestarzałym meblom ojca, jego staremu samochodowi,różnym wyświechtanym przedmiotom w mieszkaniu.%7łycie, które wiódłHarry poza kręgiem rodziny, było życiem nędznym.A to wygnanie z ich grona było spowodowane jego małżeństwem.Anniebyła już tego pewna.Z dnia na dzień stała się bardziej skryta, bardziej wyczulona na różnedrobne rzeczy.Kiedyś, gdy została sama w domu, wdrapała się nastryszek i zaczęła szperać w starych pudłach i walizkach pokrytychkurzem.Zanim zdała sobie sprawę, czego tak naprawdę szuka, wpadło jej to wręce.Na dnie jednej z walizek leżało pudełko po butach, pełne zdjęć jej matki.Wszystkie zostały zrobione tym samym aparatem, najwyrazniej podczasjednego lata, ponieważ młoda kobieta na zdjęciach nosiła tylko dwiesukienki, które na zmianę pojawiały się na wszystkich fotografiach.Aparat musiał być tani, zdjęcia nie były dobre, ale Harry częstofotografował twarz Alice Havilland z pełnym uczucia zaangażowaniem.Była ciemną blondynką, włosy opadały z wdziękiem na jej szczupłeramiona.Miała wąskie, wręcz wytworne dłonie, jasną karnację,zmysłowe usta.Nareszcie Annie mogła zobaczyć jej oczy.Tak jak jej własne , były jasne i pociągające.Ale był w nich też ostry,ironiczny błysk, wyraz inteligencji zbyt żywej, by mogła poprzestać naczystej dobroci.Był tam jeszcze jakiś cień przewrotności, drapieżnazdolność do zadawania ran, ukryta pod promiennym uśmiechem. Annie pomyślała o szeptach, które udało jej się podsłuchać w Richland,szeptach wyłowionych przez jej dziecinne uszy.Wzbraniały się przedsłuchaniem, ale wyczulone były na każdą zakazaną dla nich informację.Poczuła, jak przeniknął ją nieprzyjemny chłód.Alice Havilland nie pochodziła z Richland.Harry spotkał ją w jakiejśpodróży w interesach, daleko stąd.Małżeństwo z nią nie spodobało sięjego rodzicom i spowodowało rozłam w rodzinie, którego nigdy nie udałosię naprawić.Czy Alice była złą kobietą? Kurtyna czasu skrywała odpowiedz.Ale wjakiś sposób  Annie nie potrafiła czy nie chciała tego zrozumieć czas, który Alice spędziła w Richland był czasem ogromnegoupokorzenia Harry'ego.Ciągle jeszcze to na nim ciążyło.Alice nie umarła tak sobie, po prostu, jak to odmalował Harry w swoichwspomnieniach.Uciekła od niego, a jej zniknięcie dopełniło jego hańby.Zmierć przyszłapózniej.To wszystko, co jej było wiadomo.Szczegóły skrywała zmowa milczeniamieszkańców Richland.Wiedziała jednak dość, by zrozumieć, że mit jejmatki był fałszywy.Alice Havilland nie była umarłą księżniczką z bajki.Natomiast była zródłem i przyczyną samotności Harry'ego Havillanda ismutnego losu Annie.Ale dlaczego?Rozważając to pytanie spojrzała na fotografię, która zafascynowała jąbardziej niż inne.Utrwaliła ona oczy Alice wyjątkowo wyraznie.Spojrzenie wręcz przykuło obiektyw aparatu, a przez niego zaglądało wgłąb serca córki.Annie patrzyła na zdjęcie długo i z uwagą.Ciarki przebiegły jej poplecach.Niemal przestała oddychać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl