[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zjawiła się Elisabeth, niosąc do połowy opróżnioną flaszkęjohnniego walkera z czerwoną etykietą.Maurice obrócił sięw moją stronę.- Prezent od Bernarda, pamiętasz? Kupił ją w duty free napokładzie samolotu podczas ostatniej podróży.To znak, że onjest z nami, że jeszcze nie odszedł.Wypijmy za niego.Z nim.Każdy pociągnął łyk wprost z butelki, potem łyk piwa w tensam sposób.Kongijczycy tak tankują.Po chwili wahania tak-że Elisabeth golnęła sobie whisky.Przyglądałem się jej smuk-łej sylwetce, idealnemu profilowi.W wieku Tessy musiała byćlepsza od swojej siostrzenicy.I nie miała takiej obsesji napunkcie mundele i ich nieprzebranych funduszy.W kieszeni zadzwoniła mi komórka.To Tessy.- Co ty wyprawiasz? - wrzasnęła.-A ty?- Czekamy na ciebie w Bakongo.Przecież dziś wieczoremsię zbieramy.Na śmierć zapomniałem o naszym cotygodniowym spotka-niu członków opozycji w ngandzie przy alei OUA.Z początkusprzeciwiałem się pomysłowi, żeby nasz ruch miał siedzibęna terytorium laryjskim, uważając, że nie powinien miećcharakteru plemiennego, lecz wieloetniczny.Poto-Poto, naj-bardziej kosmopolityczna dzielnica Brazza, według mnie bar-dziej się nadawała na kolebkę kongijskiego ruchu wyzwoleń-czego.Ale pośród nas było wielu Larich, a także po kilkuczłonków plemion Kongo, Sundi, Bahangala oraz oczywiściejedna Viii - Tessy.Wszyscy: ludzie z południa, którzy by nanas machnęli ręką, gdyby musieli co tydzień podróżować natrasie Bakongo-Poto-Poto.Nasza opozycja była przeciwwszystkim i wszystkiemu: prezydentowi, jego dzieciom - mi-nistrom lub merom dużych miast, jego teściowi, BongoOndimbie, Totalowi, Kościołowi Przebudzenia, chińskim in-westorom, francuskim deweloperom.Po moim pospiesznymprzybyciu i powiadomieniu Tessy o śmierci Bernarda, na coona pobladła i już do końca zebrania nie odezwała się słowem,omawialiśmy rozmaite bieżące sprawy, z których najważniej-szą był strajk studentów rozpoczęty przez ULEECO (WolnyZwiązek Kongijskich Uczniów i Studentów) na wydziale hu-manistycznym.Strajkujący, wśród których nie brakowałoczłonków opozycji, uniemożliwili przeprowadzenie pierwsze-go etapu drugiej sesji egzaminacyjnej.Na miejsce została wy-słana szturmowa jednostka policji, ale do ekscesów nie do-szło.Ten mini-Maj 68 zbiegł się z powrotem do pracy JegoPieniążków po trzytygodniowych wakacjach w Hiszpaniii dniach od 9 do 13 września w Rabacie.Następnie przebywałkilka dni w Paryżu, w Le Meurice.Przechodziłem przed tymhotelem z matką latem 2002 roku podczas mojej inicjacyjnej,nużącej podróży.Nasze dwie gwiazdki z rue Brey nie przed-stawiały się tak okazale.Prezydent miał zostać w kraju tylkosześć dni, a potem polecieć do Nowego Jorku na Zgromadze-nie Ogólne ONZ. Został nam niecały tydzień, jeśli mamy gozamordować" - powiedziałem.Wrażenie było takie, jakby nagle stalowy klosz przykryłmoich towarzyszy i mnie.Ich milczenie pasowałoby do po-grzebu: mojego.Przyznaję, mój kawał nie był najwyższego lo-tu, ale żeby od razu robić takie miny.Zrehabilituję się za pa-rę minut jakąś rozśmieszającą odzywką, z takich, jakie mamw zanadrzu, za co mnie wszyscy cenią, podobnie jak za mojecechy przywódcze, których jednak dotychczas nie miałemokazji rozwinąć, gdyż naszym prawdziwym przywódcą jestTessy.Nagle spadło mi na ramiona i na plecy coś tak ciężkie-go, że natychmiast pomyślałem o murze okalającym tarasngandy.Odwróciłem głowę.Ujrzałem z dziesięciu policjan-tów, z których dwóch właśnie położyło na mnie ręce.Zrozu-miałem, że umarłem, zwłaszcza po tym, co powiedziałem, alezanim przeniosę się na tamten świat, bardzo chciałemuśmiechnąć się do Tessy, mojej jedynej niekazirodczej miłoś-ci, która jednak często wydawała mi się starszą siostrą - wy-rozumiałą i wyuzdaną, jak siostrzyczka rzymskiego cesarzaOktawiana.Chociaż spodziewałem się wpakowania do woj-skowego pojazdu opancerzonego, oficer policji posadził mniena tylnym siedzeniu jaguara Sassou.Sam usiadł przy kierow-cy, pozostawiając miejsce obok mnie wolne, jakbym był dyg-nitarzem reżimu albo zagranicznym gościem prezydenta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]