[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzieś z boku dobiegło chrząknięcie Malachara. Nieświadomego rozpędu? Zaiste.Czy\ intruzi nie zostali pociągnięci wbrew swej woli przezsmokokształtnego rzucającego kości T lan Imassów? Jeśli musimy ścigać jakiegośwroga, to czy nie powinien być nim ów smok? Mądre słowa poparł go Malachar. Zatrzymamy się na krótko w naszym królestwie ciągnął Jorrude byuzupełnić zapasy i otrzymać nowe konie, a tak\e dokonać niezbędnych napraw i takdalej.Wydaje się, \e to rozsądna propozycja. Trafnie rozstrzygnąłeś, bracie.Po drugiej stronie krateru rozległo się kolejne kaszlnięcie.Jorrude pomyślał zprzygnębieniem, \e dobrze, \e chocia\ wszyscy \yją.Wszystko to była wina smoka.Któ\ mógłby obalić tę tezę?*Zanurzyli się w piaskową burzę w odległości niespełna pięćdziesięciu kroków zauciekającymi konnymi wojownikami i zawodzący wściekle, smagający \wiremwicher natychmiast ich oślepił.Skrzypek usłyszał kwiczenie konia.Zciągnął mocno wodze.Wiatr atakował go ze wszystkich stron i Skrzypek zdą\yłju\ stracić towarzyszy z oczu.Jak głupcy o wytrzeszczonych oczach.Gdybym to ja dowodził tymi skurczybykami.Nagle pojawiły się postacie z owiniętymi twarzami.Miały bułaty i okrągłe tarcze,a z ich ust wydobywały się zawodzące okrzyki wojenne.Skrzypek wtulił się w końskikłąb.Cię\ki orę\ przeszył powietrze w miejscu, gdzie przed chwilą była jego głowa.Wickańska klacz rzuciła się naprzód i w bok, wybierając ten właśnie moment, byzrzucić z grzbietu znienawidzonego jezdzca.Udało się jej to w pełni.Skrzypek poleciał do przodu.Torba z pociskami przetoczyła mu się po plecach, apotem przemknęła nad jego głową.Spadając na ziemię, zwinął się w ciasną kulę, mimo \e wiedział, i\ nie ma szansocalić \ycia.Najmniejszych.Potem zwalił się na piasek i przetoczył, akurat na czas,by zobaczyć wielki, zakrzywiony bułat, który przemknął, wirując, nad nim.Ipotykającego się konia.I jego jezdzca, przesuniętego daleko w stronę końskiego zaduwojownika, który tulił w ramionach torbę z pociskami.Ujrzał jeszcze zaskoczoną minę pod obręczą zdobnego hełmu.Potem koń,jezdziec i pociski zniknęli w skłębionej chmurze piasku.Skrzypek wstał i rzucił się do ucieczki w, miał nadzieję modlił się o to przeciwnym kierunku.Czyjaś dłoń złapała go od tyłu za szelki. Nie w tę stronę, ty durniu!Nieznajomy pociągnął go w bok i przewrócił na ziemię.Potem zwalił się naniego, wcisnął mu twarz w piasek i przytrzymał ją mocno.*Corabb ryknął wniebogłosy.Wielki, cię\ki wór syczał przerazliwie w jegoramionach.Jakby był pełen wę\y.Przed chwilą uderzył go w pierś, wypadając nagle zburzy niczym ciśnięty przez kogoś głaz.Wojownik zdą\ył tylko odrzucić miecz nabok i unieść wysoko obie ręce.Wstrząs zepchnął go w stronę zadu wierzchowca, ale stopy nie wypadły mu zestrzemion.Torba zasłaniała mu twarz, a jej syk wypełniał uszy Corabba.Wę\e!Zsunął się na bok końskiego zadu, pozwalając, by cię\ka torba pociągnęła w dółjego ramiona.Tylko bez paniki! krzyczał w myślach.Wę\e!Torba musnęła ziemię.Wstrzymał oddech i wypuścił ją z rąk.Aadunek potoczył się ze stukotem po ziemi, sycząc wściekle.Potem rozpędzonywierzchowiec szczęśliwie poniósł Corabba w dal.Wojownik spróbował się wyprostować, wytę\ając mięśnie nogi i brzucha.Wreszcie udało mu się złapać za łęk i wciągnąć z powrotem na miejsce.Jedno przejście.Tak powiedział Leoman.Potem zawróćcie i skierujcie się wserce burzy.Zrobił to ju\.Przejechał przez nią jeden raz.To wystarczy.Pora uciekać.Corabb Bhilan Thenu alas pochylił się nisko w siodle, szczerząc powalane błotemzęby.Duchy na dole, dobrze jest być \ywym!*Wybuch powinien był zabić Skrzypka.Buchnęły płomienie.Kłęby piasku wzbiłysię ku niebu.Wstrząs wybił saperowi oddech z płuc.Z jego uszu i nosa popłynęłakrew
[ Pobierz całość w formacie PDF ]