[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza tym Andy emu udało się nieco przytłumić głos Bucka,nakładając na niego niewielkie zakłócenia nie tak duże, jakie mieli potem słyszeć w drodzedo Derry, ale wystarczające, by go trochę zagłuszać, ilekroć głos Tuga(Jezu Tug mówi zupełnie nieswoim głosem ciekawe czy się przeziębił czy co)zaczynał im brzmieć trochę dziwnie.Piętnaście po siódmej, gdy Beach przyniósł mu świeżo zaparzoną kawę, Dick spytał: Jesteś gotowy? Jasne. I jesteś pewien, że aparat będzie działał? Działa jak ta lala& chcesz zobaczyć? Beach był nadskakująco uprzejmy. Nie.Nie ma na to czasu.A jeleń? Masz? Aha.Zabił go Bill Elderly, a Dave Rutledge oprawił. Dobra.Rób swoje. W porządku, Dick. Beach zdjął fartuch i zawiesił na gwozdziu za barem.Przekręciłwywieszkę nad drzwiami z OTWARTE na ZAMKNITE.Zwykle wisiałaby tak jak trzeba,ale w chwili wybuchu wyleciała szyba, toteż swobodnie kręciła się na wietrze.Beach przystanął i spojrzał na Dicka z tłumionym wzburzeniem. Nie miała zrobić nic takiego powiedział.Dick wzruszył ramionami.Nieważne, już się stało. Już jej nie ma.To się liczy.Dzieciakom niezle idzie z obrazkiem.A Ruth& w mieścienie ma już nikogo takiego. Jeszcze ten facet na farmie starego Garricka. Cały czas jest schlany.Poza tym chce kopać.Ruszaj,Beach.Gliny niedługo odjadą i najlepiej dla nas wszystkich, jeżeli to się stanie jak najdalejod miasteczka. Dobra, Dick.Będę uważał.Dick uśmiechnął się. Wszyscy musimy teraz uważać.Sprawa jest delikatna.Patrzył, jak Beach wsiada do swego pikapa i wycofuje wóz z miejsca parkingowego przedHaven Lunch, gdzie stary chevrolet spędził większość ostatnich dwunastu lat.Gdy samochódzaczął się toczyć ulicą, omijając szerokimi łukami walające się na jezdni szkło, Dick zobaczyłkształt ukryty na pace pod plandeką, a obok niego coś jeszcze, opakowanego w grubą folię.Największy jeleń, jakiego udało się znalezć Billowi Elderly emu w tak krótkim czasie.Polowanie na jelenie w lipcu w stanie Maine było zdecydowanie niezgodne z prawem.Gdy półciężarówka Beacha zniknęła mu z oczu (nalepka na tylnym zderzaku głosiła: NIEWALCZCIE, KOCHAJCIE SI BDyCIE GOTOWI NA JEDNO I DRUGIE.KRAJOWY ZWIZEK MYZLISTWA SPORTOWEGO), Dick odwrócił się i podniósłkubek z kawą.Kawa Beacha jak zawsze była mocna i dobra.Taka, jakiej potrzebował.Dickbył bardziej niż zmęczony; był wykończony.Mimo że dzień jeszcze się nie skończył, a onnależał do ludzi, którzy prawie nigdy nie kładą się spać, dopóki ostatni program telewizyjnynie nada hymnu państwowego, teraz pragnął jedynie znalezć się we własnym łóżku.Miał zasobą dzień pełen strachu i napięcia, który skończy się dopiero wtedy, gdy Beach zameldujesię z powrotem.Jeżeli zlikwidują dwóch gliniarzy, nie uda im się posprzątać całego bałaganu,jakiego udało się narobić Ruth McCausland.Będą mogli ukryć wiele rzeczy, ale nie ukryjąprostego faktu, że ci dwaj wracali z Haven, gdzie z równania zniknęła właśnie innaniewiadoma kolejny gliniarz (wprawdzie tylko miejski konstabl, ale glina to glina, żebybyło zabawniej, żona krawężnika ze stanowej).Wszystko to oznaczało, że zabawa dopiero się zaczyna. Jeżeli uważacie, że to zabawa powiedział cierpko Dick, nie zwracając się do nikogokonkretnego to ja mam, kurwa, zupełnie inne zdanie. Kawa zaczęła wywoływaćniestrawność i Dicka rozbolał brzuch, mimo to pił dalej.Na ulicy rozległ się ryk potężnego silnika.Dick obrócił się na stołku i przyglądał się, jakgliny wyjeżdżają z miasta.Koguty na dachu radiowozu rzucały na gruzy niebieskie błyski iczarne cienie.8Christina Lindley i Bobby Tremain stali obok siebie, obserwując biały arkusz zanurzony wwywoływaczu i wstrzymując oddech w obawie, czy zdjęcie wyjdzie, czy nie.I zaczęło powoli wychodzić.Ratusz Haven z wieżą zegarową.W żywych, rzeczywistych kolorach.Wskazówki zegarapokazywały pięć po trzeciej.Bobby cicho i wolno wypuścił powietrze.Idealnie powiedział.Niezupełnie odrzekła Christina. Jeszcze jedno.Odwrócił się do niej szczerze zaniepokojony.Co? Coś nie tak?Nie, wszystko w porządku.Musisz zrobić coś jeszcze.Nie była brzydka, ale ponieważ nosiła okulary i miała buro mysie włosy, zawsze uważałasię za brzydką.Miała siedemnaście lat i nigdy jeszcze nie umawiała się z żadnymchłopakiem.W tym momencie nie miało to żadnego znaczenia.Rozpięła spódnicę, zsunęłapółhalkę ze sztucznego jedwabiu oraz bawełniane majtki kupione z rabatem w tanimsklepie w Derry pozwalając im opaść na podłogę.Potem ostrożnie wyciągnęła mokrąfotografię z kąpieli wywołującej.Powiesiła ją do wyschnięcia, wspinając się na palce i prężącgładkie pośladki.Potem odwróciła się do Bobby ego, rozchylając nogi.Musisz się mną zająć.Wziął ją na stojąco, opierając o ścianę.Kiedy pękła jej błona dziewicza, Christina ugryzłaBobby ego w ramię tak mocno, że też zaczął krwawić.Skończyli jednocześnie, krzycząc idrapiąc się nawzajem i było im bardzo, bardzo dobrze.Zupełnie jak za dawnych czasów, pomyślał Bobby, gdy jechali do Applegate a.Zastanawiał się, co właściwie miał na myśli.Potem uznał, że to i tak nie ma znaczenia.9Beach gnał zdezelowanym chevroletem sześćdziesiąt pięć mil na godzinę najszybciej,jak się dało.Stary gruchot był jedną z niewielu rzeczy, której jeszcze nie wyremontował,korzystając ze swej nowej, fantastycznej wiedzy.Miał jednak nadzieję, że dziś dowiezie gotam, dokąd chciał, i rzeczywiście poczciwa Betsy znów stanęła na wysokości zadania.Gdy minął granicę Troy, nie słysząc glin i nie widząc zbliżających się świateł radiowozu,zwolnił do pięćdziesięciu pięciu (z niejaką ulgą; silnik zaczynał się już bowiem przegrzewać),a gdy dotarł do Newport do czterdziestu pięciu na godzinę.Na dobre zapadła jużciemność.Przejechawszy granicę Derry, zaczął się obawiać, czy ci popieprzeni gliniarze nie wróciliinną drogą choć było to mało prawdopodobne, bo najkrótsza trasa wiodła właśnie tędy, alegdzie oni są? gdy usłyszał cichy poszum ich myśli.Zjechał na bok i przez chwilę siedział w ciszy, przekrzywiając głowę i nasłuchując zpółprzymkniętymi oczami.Jego usta, dziwnie zapadłe i ściągnięte stracił już większośćzębów były ustami znacznie starszego człowieka.Słyszał coś o(piegach)Ruth.Tak, to oni.Myśl zabrzmiała wyrazniej(przez krew widać skórę w piegach)i Beach pokiwał głową.Tak, to oni.Zbliżali się dość szybko.Ma jeszcze czas, ale musi siępospieszyć.Beach przejechał jeszcze ćwierć mili, minął zakręt i zobaczył ostatnią prostą drogi numer 3dzielącą go od Derry.Ustawił pikapa bokiem, blokując jezdnię.Potem zdjął brezent zeskonstruowanej przez siebie strzelby, nerwowo szarpiąc zaplątany w supły sznurek, gdytymczasem głosy w głowie brzmiały coraz mocniej i mocniej.Kiedy na drzewach po zewnętrznej stronie zakrętu pokazały się światła radiowozu, Beachpochylił głowę.Sięgnął do sześciu transformatorów z kolejki, które były przybite do deski (adeska została przykręcona do paki samochodu, żeby nie suwała się w drodze), i włączył je pokolei.Usłyszał buczenie, gdy zaczęły działać& a potem buczenie i wszystkie inne dzwiękizagłuszył pisk hamulców i opon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]