[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zgłosił się na ochotnika tylko po to, żeby zwiać.A pan mu dupę uratował. A ty co byś zrobił na jego miejscu? odparł Bronek.Achmatowicz wzruszył ramionami i zamilkł, wpatrując się w gęstą noc ponad barykadą.Nie miał żalu do swojego dawnego pryncypała, że wpakował go w całą tę awanturę.Wkurzało gotylko, że młody Woyciechowski nawet teraz bronił czerwonego zdrajcy.Zresztą, nie miało to jużżadnego znaczenia.Aowczy westchnął i zabrał się za skręcanie papierosa, a ponieważ mógł tobyć jego ostatni papieros tej wojny, robił to wyjątkowo starannie.Bronek miał pewien powód, żeby nie potępiać Fiodora za ucieczkę.Wiązał się onz rozmową, jaką odbyli kilka dni wcześniej. Posłuchaj mnie, Fiodor powiedział do niego, kiedy odwiedził go w prowizorycznymlazarecie. Kto w tej waszej partyzantce jest najważniejszy? No, wiadomo, dowódca, kapitan Michajło.Ale po prawdzie to o wszystkim decydujeSorokin. Jeśli wyjdziemy z tego cało, chciałbym, żebyś zaprowadził mnie do tego Sorokina.Muszę z nim porozmawiać. A po co tobie z Sorokinem rozmawiać? spytał podejrzliwie Fiodor. Przysłała mnie tu nasza Komenda Główna.Chcemy nawiązać współpracę z wasząpartyzantką.Będziemy bić Niemców razem.Od tej pory Fiodor patrzył na niego z respektem. Hiszpan urósł w jego oczach niemalżedo rangi generała.To właśnie dawało teraz Bronkowi w gęstej wołyńskiej nocy maleńki płomyknadziei, tak wątły, że każde słowo mogło go zgasić.Zachowywał go więc tylko dla siebie.O trzeciej w nocy nerwy mieli już tak napięte, że kiedy w końcu zabrzmiał wyczekiwanyterkot karabinu maszynowego, przyjęli go niemal z ulgą.Chwilę potem posypał się grad kuli rozległy się okrzyki nacierających.Tym razem odpowiedz barykady była jednak tak mizerna,że ludzie Jewhena w pierwszej chwili zamilkli, jakby nie wiedzieli, co robić dalej.Od stronykolonii padło tylko kilka strzałów.Każdy wolał zachować swoje ostatnie naboje na decydującąrozprawę, kiedy z nocy wyłonią się wreszcie twarze szturmujących.Ukraińcy podejrzewalijednak podstęp.Dopiero po dłuższych naradach ruszyli do przodu ostrożnie, bez okrzyków,w zupełnym milczeniu.W ciszy słychać było tylko chrzęst i szczęk zacieśniającego się okrążenia.Ukraińcy szlina nich z karabinami, siekierami, widłami, orczykami i kłonicami.Bronek przełożył jedenze swoich siedmiu nabojów do drugiej kieszeni jako ostateczne zabezpieczenie.Co prawda,wciąż tliła się w jego myślach nikła nadzieja, lecz przygasała coraz bardziej z każdym krokiemzbliżających się ludzi Dmitro Jewhena.Nagle chrzęst nadciągających szeregów zamilkł.Ukraińcy przystanęli, czekając na sygnałdo szturmu.Obrońcy zarepetowali karabiny.Czekali.I wtedy stało się coś, co sprawiło, że wątły płomyk przechowywany troskliwie przezBronka buchnął wysokim ogniem.Cała okolica stanęła nagle w świetle.Noc pobladłagwałtownie.Po niebie wspinały się z głośnym szumem zielonkawe race, oświetlając twarzeUkraińców, którzy rozglądali się w popłochu.Szczeknęły mozdzierze.Pociski spadły jednocześnie ze wszystkich stron.Ciaławylatywały w górę razem z ziemią i śniegiem.Ludzie Jewhena rozpierzchli się i rzucilido panicznej ucieczki, koszeni przez serie z automatów od strony lasów. Niemcy! powiedział Tadeusz z entuzjazmem, jakiego trudno było się spodziewaćpo polskim partyzancie. Nie ma co się cieszyć, panie poruczniku powiedział podchorąży Panienka. Nieprzyszli nas ratować.Skończą z Ukraińcami, to wezmą się za nas. Szlag by trafił ten cały Wołyń zaklął Achmatowicz. I tak zle, i tak niedobrze.Dziwny spektakl w zielonkawym świetle trwał nie dłużej niż kwadrans.Wreszciemozdzierze i automaty ucichły.Zapadła znowu noc. Cholera, czemu nie atakują? niecierpliwił się Panienka.W ciemności rozległ się znajomy głos. Bratcy, nie strzelajcie, to ja, Fiodor Aleksandrowicz Szukszyn, radiotelegrafista! Idędo was! Sukinsyn! wykrzyknął Achmatowicz.Bronek uciszył go stanowczym gestem.Serce biło mu mocno.Skoro spełniła się jednanadzieja, dlaczego nie miałaby się spełnić także druga? Fiodor, to ja, Hiszpan ! odkrzyknął w ciemność. Jesteś sam? Nie, z dowództwem! Jakim dowództwem? A kto was przed Jewhenem uratował, psia wasza mać? Sprowadziłem oddział kapitanaMichajły!Przez placówkę przebiegł szmer: Sowieci! To nie Niemcy, to Sowieci.Bronek spojrzałpytająco na Tadeusza. Wchodzcie! zawołał Tadeusz.Po chwili w krąg słabego światła z kilku pochodni weszli Fiodor, niski i łysiejący kapitanMichajło i trzeci mężczyzna szczupły, z kanciastą twarzą zawieszoną na szyi jak lekkoprzekrzywiony obraz, z rękami splecionymi z tyłu.Swoją postawą sprawiał wrażenie, jakbydowodził nie tylko oddziałem poczciwego Michajły, ale całą Armią Czerwoną.W jego blaszanejtwarzy tylko oczy były nieustannie w ruchu, jakby bez przerwy przeszukiwały otoczenie.Naglespoczęły na Bronku, wyławiając go z szeregu. Jestem komisarz Sorokin oświadczył trzeci mężczyzna, wyciągając rękęna przywitanie.Bronek mimowolnie podał mu dłoń. 13Sprawdzian polskościNastępne tygodnie Władek spędził w stanie takiego szczęścia, jakiego mógł zaznać tylkopierwszy człowiek w raju i to przed poznaniem Ewy.Wszystko wydawało mu się nieskończeniepiękne wstawanie, trajkot kapitanowej Malickiej, wsiadanie do kolejki w Otwocku, błyskającediody w radiostacji Tośka, drzewa na ulicach Józefowa, a nawet choć wstydził się do tegoprzyznać przejeżdżające czasem niemieckie ciężarówki.Powietrze pachniało włosami Rudej ,a woda z kranu miała smak jej ust.Całowali się teraz wszędzie, kiedy tylko było to możliwe:przed nadawaniem, po nadawaniu, na ulicy, w bramie, w kolejce elektrycznej.Czas przestałprzypominać rzekę płynącą w jednym kierunku był teraz raczej jak wiatr, który unosił ich obojeswobodnie ponad miastem upstrzonym swastykami i ogłoszeniami zarządcy GeneralnegoGubernatorstwa.Któregoś słonecznego dnia, kiedy Władek wpatrywał się z rosnącą tęsknotą w sylwetkę Rudej , która stała na obserwacji, w pobliżu rozległ się warkot samolotu.Stefan zdjął słuchawki, zaniepokojony. Co to?Władek z przykrością oderwał się od myśli, że już niedługo znowu będzie trzymał Rudą za rękę. A co ma być, samolot. Wzruszył ramionami.Niewielki samolot w tym momencie wyłonił się zza linii drzewa i przeleciał tuż nad ichdachem. Nigdy tak nisko nie latali zauważył Stefan. Nadawaj, nadawaj przynaglił go Władek. Kończymy i zwijamy sprzęt.Stefan obrócił się z powrotem do radiostacji, kiedy samolot zawrócił i znów przeleciał tużnad ich głowami. Nie podoba mi się to powiedział Stefan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]