[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A mnie przydałoby się pana zaufanie.Liczę, że wresz-cie da pan wiarę moim słowom.- Mamy tylko jedno wyjście.Musimy się nawzajem ob-serwować i spróbować wreszcie dowiedzieć się prawdy.- Obserwować się nawzajem? - powtórzyła, marszczącSRbrwi.- Chyba myli pan pojęcia.Będzie mnie pan śledził,przypiekał na wolnym ogniu, żeby wydostać informacje.Będzie pan chciał złapać mnie na kłamstwie.A czego wła-ściwie chciał się pan dowiedzieć, kiedy mnie pan całował?Kash stoczył wewnętrzną walkę pomiędzy gniewema skruchą.- Rzecz nie była zaplanowana.Prawdę mówiąc, zacho-wałem się nierozsądnie.Moje gratulacje, panno Brown,sprowokowała mnie pani tak, jak żadna kobieta dotąd.Niepotrafię sobie przypomnieć, żeby mnie ktokolwiek szczy-pał w namiętnym uścisku; w każdym razie nie w ucho.Zmarszczyła brwi i odrzekła drżącym głosem:- To się nie może powtórzyć.- Przyznaję, ja zacząłem, ale to pani rzuciła mi wyzwa-nie.Zadowolona?- Z czego? %7łe komplikuje pan jeszcze bardziej całą tęsytuację, która i bez tego jest beznadziejna? Nieraz już sięcałowałam, a w ogóle to nie jestem dzieckiem.Chciałabym,żeby pan o tym pamiętał.- Sądzę, że zbyt wielką wagę przywiązuje pani do cało-wania.%7łeby mną zawładnąć, trzeba czegoś więcej.Istotnie,zdążyłem wcześniej zauważyć, że całowała się pani już nie-raz.Chociaż w tym wieku powinna pani być w tej sztuce le-psza.- W tym wieku? - Wargi ułożyły jej się tak, jakby zarazmiała wydać z siebie pełne urazy Och!".Zdusiła jednakokrzyk i tylko potrząsnęła głową.- Czy każdy pełnoletniczłowiek jest zobowiązany mieć już całą kolekcję kresek nanodze swojego łóżka?Kash podniósł brwi nieco skonsternowany.Trudno mubyło uwierzyć, że nowoczesna dwudziestosześcioletnia ko-bieta - nawet jeśli jest córką pastora, o ile to prawda - nigdyjeszcze nie spędziła nocy z mężczyzną.Odchrząknął i rzekłgrubym głosem:- No, niekoniecznie całą kolekcję, ale tak z jedną czydwie kreski.Wciągnęła głęboko w płuca powietrze i zamrugała.Zro-SRbiła się jakby jeszcze bardziej przygnębiona.Ich rozmowaz zawrotną prędkością zmierzała ku zakazanym obszarom.- Zawsze utrzymywałam moją sypialnię w nienagannejczystości - rzekła podniesionym głosem.-I tok będzie nadal.- Aż stanie się staroświecka i pokryje ją kurz? Zazdroś-nie schowanej przed ludzkim wzrokiem nikt nie doceni.- W takim razie wyjdę za kogoś o staroświeckich poglą-dach.- Lepiej niech pani wyjdzie za rówieśnika.Ubezpiecze-nie jest tańsze.Zamruczała coś niezrozumiale i wyśliznęła się z jego ob-jęć - dokładnie w chwili, kiedy uniósł ręce, aby ją uwolnić.- Co za ulga - zażartował.- A już myślałem, że chcemnie pani wykorzystać.Odwróciła się na pięcie i poszła wyprostowana do drugie-go pokoju.Rozsunęła ciemne płócienne story i stanęła w ok-nie z rękami założonymi do tyłu.Zasłony wyglądały jak ra-ma obrazu; na jego pierwszym planie znajdowała się Rebe-ka, tłem zaś była kolorowa iluminacja Bangkoku.RzekaCzao Phraja wiła się przez cały krajobraz szeroką czarnąwstęgą, usianą małymi punkcikami świateł pochodzącychz barek i małych łódek.- Wspaniały widok - powiedział, zbliżając się do Rebe-ki.Ale to ona przyciągała jego uwagę, nie pejzaż.Nawetgdyby nagle zaczęły fruwać w powietrzu tygrysy, on niemógłby oderwać oczu od tej kobiety, która właściwie niemiała prawa działać tak mocno na jego wyobraznię.- Bar-dzo uspokaja, dopóki człowiek nie zacznie się zastanawiać,co skrywa ta piękna fasada.Wyniosłym ruchem ściągnęła ramiona w tył i odwróciłaku Santellemu głowę, ukazując mocny, kształtny profil.Jejtwarz, która podczas ich pierwszego spotkania wydała musię po prostu ładna, teraz emanowała wyjątkową energiąi inteligencją.- Przyjechałam tu, bo chciałam odnalezć przyrodnią sio-strę - powiedziała.- Chciałam również pozwolić działać tejcząstce mnie, która ma już dosyć wygodnego i bezpieczne-go życia.SRKash stanął obok Rebeki i zmusił się, by odwrócić od niejwzrok.- Nie wierzę, że jest pani przyrodnią siostrą Mayury Va-tan.Ale może byłbym skłonny uznać, że pani istotnie w towierzy.- Dzięki za przychylność.- Powiedziałem może".- Co jest powodem tej wojny między Vatanami a.Za-pomniałam, jak nazywają się ci drudzy.- Nalinatowie.Chcą, żeby Mayura poślubiła ich syna,ale ona się nie zgadza.Uznali to za ujmę na ich honorze, a wTajlandii utrata twarzy to największa hańba.Miało już miej-sce parę przykrych incydentów.- Co to było? Proszę mi opowiedzieć.Ostrożność nakazała mu stać się wobec niej szorstkim.- Nie ma potrzeby o tym pani mówić, w każdym raziejeszcze nie teraz.Spojrzała na niego zawiedziona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]