[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wierzgający Ptak, zawsze nastrojony na dzwięki duszy wszelkich rzeczy, byłniepomiernie dumny ze swego protegowanego i pewnego popołudnia, po poobiedniejprzechadzce, poło\ył dłoń na ramieniu Tańczącego Z Wilkami i rzekł:- Jest wiele szlaków w tym \yciu, ale tym, który najbardziej się liczy, niewielu ludzijest w stanie podą\yć.nawet ludzi z plemienia Komanczów.To szlak prawdziwegoczłowieczeństwa.Myślę, \e ty jesteś na tym szlaku.Cieszy mnie, \e to widzę.To radość dlamego serca.Tańczący Z Wilkami zapamiętał te słowa w chwili, gdy zostały wypowiedziane, izachował je na zawsze.Ale nie powiedział nikomu.Nawet Tej Która Stoi Z Pięścią.Uczyniłje częścią własnych  leków.2Zostało jeszcze tylko parę dni do wielkiej wędrówki, gdy Wierzgający Ptak przyszedłktóregoś ranka i powiedział, \e zamierza się wybrać w szczególne miejsce.Jazda tam i zpowrotem zajmie cały dzień i być mo\e część nocy, lecz jeśli Tańczący Z Wilkami zechcepojechać, będzie mu bardzo miło.Przecięli samo serce prerii, przez wiele godzin jadąc w kierunku północno -wschodnim.Ogrom przestrzeni, w jaką wtargnęli, był przytłaczający i \aden z mę\czyzn niemówił wiele.W połowie dnia skręcili prosto na południe i w ciągu godziny kuce stały ju\ nawierzchołku długiego zbocza, które opadało ku rzece, rozciągnięte na milę.Daleko na wschodzie i na zachodzie widzieli zarys i kolor wody.Lecz na wprost nichrzeka zniknęła.Była zasłonięta kolosalnym lasem.Tańczący Z Wilkami kilkakrotnie zamrugał oczami, jakby chciał odegnać ułudę.Z tej odległości trudno było ocenić dokładną wysokość, ale wiedział, \e drzewa były wysokie.Niektóre z nich musiały mierzyć po sześćdziesiąt albo siedemdziesiąt stóp.Gaj rozciągał się w dół rzeki na większą część mili, a jego ogrom szaleniekontrastował z pustym krajobrazem wszędzie dokoła.Był jak dziwaczny twór jakiegośtajemniczego ducha.- Czy to miejsce naprawdę istnieje? - zapytał pół\artem.Wierzgający Ptak roześmiał się.- Mo\e nie.Dla nas, a nawet dla niektórych naszych nieprzyjaciół.to święte miejsce.Powiadają, \e tutaj odradza się zwierzyna.Drzewa dają schronienie wszelkiemu zwierzęciustworzonemu przez Wielkiego Ducha.Powiadają, \e tutaj się wylęgają, gdy zaczyna się\ycie, a potem nieustannie powracają do miejsca narodzin.Nie byłem tu od długiego czasu.Napoimy konie i rzucimy okiem.Gdy podjechali bli\ej, widmo drzew stało się jeszcze potę\niejsze, a zagłębiając się wlas, Tańczący Z Wilkami poczuł się mały.Pomyślał o Ogrodach Edenu.Lecz kiedy drzewa zamknęły się wokół nich, obaj mę\czyzni poczuli, \e coś jest nie wporządku.Nie było \adnego dzwięku.- Jest cicho - zauwa\ył Tańczący Z Wilkami.Wierzgający Ptak nie odpowiedział.Nadsłuchiwał i przypatrywał się z kociąuporczywością.Gdy wdarli się w głąb lasu, cisza zaczęła ich dławić i Tańczący Z Wilkami poczułdreszcz, uświadomiwszy sobie, \e tylko jedna rzecz na świecie mogła stworzyć tę dzwiękowąpró\nię.Wyczuwał jej woń.Jej smak miał na końcu języka.W powietrzu była śmierć.Wierzgający Ptak nagle osadził konia.Zcie\ka rozszerzała się, a Tańczący Z Wilkami,wyglądając przez ramię swego mentora, zachwiał się na widok piękna, które ujrzał.Przed nimi był otwarty teren.Drzewa rosły w odstępach pozostawiających międzypniami dość wolnej przestrzeni, by pomieścić wszystkie wigwamy, ludzi i konie z obozuDziesięciu Niedzwiedzi.Zwiatło słoneczne sączyło się na ściółkę lasu wielkimi ciepłymiplamami.Przed oczami stanęła mu wizja utopii zaludnionej świętą rasą, wiodącą spokojny\ywot w zgodzie z wszystkimi \yjącymi stworzeniami.Nic, co stworzone ludzką ręką, nie mogło równać się zasięgiem ani pięknem z tąkatedrą na wolnym powietrzu. Jednak\e ludzka ręka zdolna była ją zniszczyć.Dowód ju\ mieli przed oczami.Miejsce to zostało straszliwie zbezczeszczone.Drzewa rozmaitej wielkości le\ały tam, gdzie zostały ścięte, niektóre przywaloneinnymi, jak wykałaczki rozsypane po blacie stołu.Większość z nich nie została ociosana zgałęzi i nie potrafił sobie wyobrazić, w jakim celu mogły zostać ścięte.Popędzili konie naprzód, a wówczas Tańczący Z Wilkami zdał sobie sprawę ztajemniczego brzęczącego dzwięku.Z początku, myśląc, \e to rojące się pszczoły albo osy, przyjrzał się gałęziom nadgłową, próbując dociec, gdzie znajduje się gniazdo owadów.Lecz gdy podjechali bli\ej w kierunku środka katedry, zdał sobie sprawę, \e hałas niedochodzi z góry.Dochodził z dołu.I wywołany był poruszeniami skrzydeł tysięcyucztujących much.Gdziekolwiek spojrzał, ziemia usłana była ciałami albo kawałkami ciał.Były todrobne zwierzęta, borsuki, skunksy i wiewiórki.Większość z nich była nietknięta.Niektórymbrakowało ogonów.Le\ały, gnijąc tam, gdzie zostały zastrzelone bez innej wyraznejprzyczyny ni\ ćwiczenia w strzelaniu.Pierwotnym celem masakry były jelenie rozciągnięte na ziemi wszędzie dokoła.Niewiele ciał było w całości, nie licząc ran postrzałowych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl