[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nigdzie nie pójdziesz.Za-mierzam wprowadzić pewien reżim.Najlepiej od razu zacznij sięprzyzwyczajać.Po kolacji dokończyli szampana i usiedli na dużej, wygodnej,kupionej przez nią sofie.Elisabeth wtuliła się w obejmujące jąopiekuńczo ramiona.- David ubawił mnie dzisiaj - powiedział James.- Szkoda, żenie widziałaś jego twarzy, gdy oznajmiłem mu, że jednak spotka-my się z Karakowem.Przez pół godziny opowiadał, jak to próbo-wał przekonać tego faceta, żeby zgodził się mnie przyjąć, i jakiKarakow był nieugięty.Aja mu na to, że szkoda, że nie wiedzia-łem o tym wcześniej, bo ty już wszystko załatwiłaś przez wspólne-go znajomego.Był wściekły.- Chyba nie tak wściekły jak Clara.- Elisabeth zachichotała.-Utarłam jej nosa.Powinieneś ją usłyszeć, gdy do niej telefonowa-łam.Była święcie przekonana, że przyjdziesz do nich, zostawiającmnie samą na łożu boleści.- Uśmiechnęła się do187 niego.- Zupełnie zapomniałam o tym obiedzie u Jean Pierre'aDzisiaj zachowywał się tak wspaniale.Poprosiłam go na ojcachrzestnego.- Nie spiesz się tak, kochanie.Zanim się urodzi, będziemy jużw domu.Ciekaw jestem, czy to syn czy córka.- Nie mam zamiaru się dowiadywać - powiedziała stanowczo.- W dzisiejszych czasach z USG można wyczytać wszystko, ale niebędę pytała o wynik.Ty też nie chcesz wiedzieć, prawda?- Będzie tak, jak mówisz.A teraz, lady Elisabeth, myślę, że jużpora na spoczynek.Chodz.- Zdaje się, że od tej chwili moje życie zamieni się w koszmar -powiedziała Elisabeth uszczęśliwiona. 8.- Jak myślisz, czy długo jeszcze przyjdzie nam tu siedzieć?Reece popatrzył na nią z niepokojem.Miała gniewną minę inie odzywała się wiele od chwili, gdy wrócił do domu.Promieniesłońca padały na tył jej głowy, oświetlając brązowe włosy.%7łało-wał, że była u fryzjera.Nie znosił, gdy miała krótko obcięte włosy.Najbardziej lubił ją w takim uczesaniu, jakie nosiła w młodości, zdługimi włosami opadającymi łagodnymi falami na ramiona.- Nie wiem - odparł.- Chyba niezbyt długo.- Nienawidzę Londynu - powiedziała.- Chcę wracać do domu.Domem było ich mieszkanie w Johannesburgu.Po śmierci ro-dziców sprzedali dom w Kaaplandzie, gdzie oboje się urodzili, iprzenieśli się do wspaniałej, złotej stolicy.Tam Reece znalazłpierwszą pracę, a ona rozpoczęła kurs dla sekretarek.Mieli trochępieniędzy, jednak nie aż tyle, by jedno z nich mogło nie pracować.Jemu początkowo nie podobał się ten pomysł.Była taka wątła,więc obawiał się, że praca mogłaby jej zaszkodzić.Nigdy nie byłasilna.Pamiętał noc, kiedy leżała w gorączce.Miał wtedy dwana-ście lat, a ona dziesięć.Całą noc przepłakał pod jej drzwiami wobawie, że mogłaby umrzeć.Wtedy nic jeszcze nie zaszło międzynimi.I nigdy by nie zaszło, gdyby ona nie zaczęła.Ich ojciec był właścicielem sklepiku w niewielkim miasteczkuw prowincji Kap.Przyjechał z Anglii jako młody mężczyzna189 i poślubił tutejszą dziewczynę.Byli bardzo surowymi rodzicami.%7łyli pochłonięci wyłącznie sprawami sklepu i problemami życiacodziennego.Swoje dzieci wychowywali według ścisłych reguł: zazłe postępki dostawały lanie, a jeśli były grzeczne, bicie je omija-ło.Chwila, gdy ojciec po raz pierwszy sięgnął po laskę, by zbićsiostrę, przyprawiła Reece'a niemal o szaleństwo.Był słabowitymchłopcem o żółtawej cerze i gdy rzucił się na ojca, bijąc go i ko-piąc, ten powalił go na podłogę jednym ciosem w twarz.WtedyReece uświadomił sobie, jak bardzo nienawidzi ojca, jak bardzonienawidzi wszystkich poza Joy.Na całym świecie istnieli tylkooni dwoje, zarówno w niewielkim światku sklepu, przesyconymzapachem mydła, parafiny i stęchłego jedzenia, jak i w świeciezewnętrznym, bezlitosnym, suchym, nasłonecznionym, gdzie zulic podnosił się kurz i gdzie nigdy nie działo się nic ciekawego.- Pojedziemy do domu, gdy tylko będę mógł - zapewnił.- Ty zawsze tylko obiecujesz.Ostatnio powiedziałeś, że spę-dzimy w Anglii najwyżej sześć miesięcy, a przeciągnęło się to ażdo roku.Teraz znowu tu jesteśmy i ty znowu nie masz pojęcia, jakdługo to potrwa.Brakuje mi słońca.Wiesz, że łatwo się przezię-biam.W dodatku przyleciałeś tu pierwszy, skazując mnie na sa-motną podróż, bez żadnej opieki.W samolocie było mi okropnieniedobrze.Wiesz, jak nie znoszę latania.Mogłeś przynajmniejzaczekać na mnie.Reece odłożył książkę.Znał te objawy.Joy najwyrazniej dążyłado sprzeczki.Bał się tych kłótni, robiło mu się od nich niedobrze.Ją też przygnębiały, mimo to zawsze je prowokowała.Znowuprzez kilka dni będzie miała ściągniętą twarz i zaczerwienioneoczy, a on będzie starał sieją ułagodzić.Teraz miał za sobą ciężkidzień i nie chciał, by kłótnia zepsuła im wieczór.Pragnął spokoj-nie posiedzieć w domu i poczytać albo posłuchać muzyki.Powie-dział więc pojednawczo:- Nic nie mogłem na to poradzić.Pan Julius kazał mi wyruszyćnatychmiast.Próbowałem skontaktować się z jego córką, ale niewpuściła mnie do domu.On tak się o nią martwi.Słuchaj, Joy,190 bądz rozsądna.Stella jest dosłownie jak pistolet przystawiony dojego głowy.%7łal mi go.- A mnie nie - odparła ze złością.- To łajdaczka.Wyszła zabrudnego czarnucha.Dlaczego Heyderman tak się przejmuje, cosię z nią stanie? Powinien pozwolić jej zdechnąć w rynsztoku, tamgdzie jest jej miejsce.Nic nie odpowiedział.Znał ten jej nastrój.Patrzyła na niegooczami rozszerzonymi gniewem.- Nie zapominaj, co Heyderman ci zawdzięcza - powiedziała.-Ktoś powinien mu to wreszcie uświadomić.- Nie mów tak, Joy.Jego głos zabrzmiał nagle ostro, a na twarzy pojawił się wyraz,jaki przybierał wobec świata zewnętrznego.Tym tonem rzadkoprzemawiał do siostry, ale kiedy już go użył, traciła całą swojąprzewagę nad nim.Już kilkakrotnie wspominała, że przecieżmógłby szantażować Juliusa Heydermana i ciągle jeszcze nie po-trafiła pojąć, że tego nigdy by nie zrobił.- Cokolwiek uczyniłem dla pana Juliusa, zawsze mi się od-wdzięczał i to z nawiązką [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl