[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Idę, gdzie oni szli, widzę to,co oni.Tamta pochyła palma w tle, na zbiorowej fotografii przed AngkorWat, wciąż jeszcze stoi.%7ładnej różnicy.Ta dawna stacja autobusowa wKompong Cham, gdzie kobiety suszyły kukurydzę, kiedy Szwedzi tambyli - dziś jest prawie ukryta między straganami.Nie mogę odnalezćnadbrzeżnego pałacu Sihanouka.Podobno zburzył go jakiś generał, leczturkusowe morze ciągle bije o piaszczystą plażę.Ulice Kampot są ciągledosyć pustawe, choć nie tak wyludnione jak na terkoczącym filmie JanaMyrdala.Wiele z tych miejsc wygląda dziś całkiem tak samo.Budowle sięnie pozmieniały, tylko trochę bardziej nadżarł je tropikalny klimat.Gdymrużę oczy w blasku bezlitosnego słońca, w polu widzenia miga mi długaspódnica Heddy Ekerwald, Gunnar Bergstróm w maoistowskiej czapce zdaszkiem.Mam dziś, z grubsza biorąc, tyle samo lat co oni wtedy.Są tam,w kąciku oka, oddaleni, zdawałoby się, o szybkie odwrócenie głowy.Ichponad tysiąckilometrowa podróż przez Kambodżę, przygoda i spełnionaobietnica.Ich inspekcja zrębów, mozolnie budowanych według rysunkówmarzenia.A potem dziś.Wszystko tak rozpaczliwie rozpuszczone w morzuminionego.223.[W lustrze]Interpretator, prestidigitator.Jasna karnacja, mężczyzna.Spotykamspojrzenie z niebosiężnego szczytu piramidy.Z pozycji nazywającego.Podróżnik w czasie istniejącym tylko w tych, którzy nim żyli.Jakimprawem, pytam ciebie tam, w lustrze, włóczysz się, nieproszony, wśród ichwspomnień? Jakim prawem zawłaszczasz je, wciągasz do własnych snów?Czarodziej? Złodziej? Ej, ty! Prestidigitator, dyktator?224.[Wywiad w Time", 10 marca 1980]Reporter: Ile ofiar pochłonęła wasza rewolucja?".Khieu Samphan: Mogę tylko powiedzieć, że ich liczba nie przekracza 10tysięcy".225.[Widziałem to, co widziałem]Chantou Ocur wcześnie został sierotą.Jego ojciec był lokalnymprzywódcą antyfrancuskiego ruchu oporu Khmer Issarak.Poległ w walce,kiedy Chantou Ocur miał rok.Dwanaście miesięcy pózniej Francuziwycofali się z Kambodży. Moja matka umarła z żalu, zaraz po ojcu.Onbył bardzo lubiany, ludzie ciągle o nim opowiadali, kiedy dorastałem.Razem z dwojgiem mojego starszego rodzeństwa musieliśmy mieszkać ukrewnych i u mnichów, w różnych pagodach w prowincji Kandal,niedaleko Phnom Penh.W 1975 mieszkałem w Phnom Penh.Studiowałemna uniwersytecie filozofię i matematykę.Byłem prezesem pewnejstudenckiej organizacji.Chciałem zostać nauczycielem.CzerwoniKhmerzy w tych czasach mieli dobrą opinię.Komunizm wydawał sięwłaściwą drogą dla społeczeństwa.Opowiadał się przeciw korupcji i postronie prostych ludzi.Idea, żeby zmniejszyć dystans między bogatymi abiednymi, była dobra.Ale potem przyszedł Pol Pot i wszystko zniszczył.Kiedy zaczęła się ewakuacja, kazano mi iść do mojej wsi w Kandal.Ponieważ drogi były zapchane ludzmi, przejście trzydziestu pięciukilometrów zajęło mi dwadzieścia dni.Po miesiącu w rodzinnej wsiwysłali mnie do Battambang, do mobilnej brygady pracy.Starałem się byćciągle brudny, żeby nie było widać, że jestem z miasta.Zawsze trzymałemjęzyk za zębami i robiłem wszystko, co mi kazali.Właściwie to podobniejak u mnichów.Kiedy powiedzieli, że Phnom Penh ma zostać wyludnione,to mnie szczególnie nie zdziwiło.Myślałem, że to konieczne, żeby zrobićw mieście porządek.Spodziewałem się, że pózniej wszystko wróci, będziepo staremu.Cieszyłem się, że wojna się skończyła, i większość myślałapodobnie; złożyliśmy broń i machaliśmy białą flagą.Przez cały czasmiałem ze sobą mały notes, gdzie zapisywałem albo rysowałem to, czegobyłem świadkiem.To było bardzo ryzykowne, ale coś mnie do tegoprzymuszało.Miałem wrażenie, że zawsze wyprzedzam CzerwonychKhmerów o krok.Chowałem notes i ogryzek ołówka za paskiem spodni.Gdy wszystkie strony już były zapisane, zakopałem go.W sumiezakopałem notesy i szkice w pięciu miejscach.Kiedy wróciłem doKambodży w 1989, to pojechałem znów do Battambang, żeby je odszukać.Znalazłem jeden.Nigdy nie zapisywałem żadnych ponurych myśli, tylkoto, co widziałem.Pierwszy rok był najgorszy.Cierpiałem głód i trudno mibyło wytrzymać to wszystko psychicznie.Nie miałem pojęcia, gdzie siępodział mój brat.Widziałem, jak umiera jeden z moich przyjaciół, imusiałem bardzo ciężko pracować.Nadal bytem potulny i posłuszny.Pojakimś czasie nabrali już do mnie zaufania.Zostałem przeniesiony do innejgrupy, gdzie było lepiej.Dostawaliśmy więcej jedzenia od innych.Potemżycie zrobiło się już prawie normalne i zrobiono mnie kimś w rodzajuszefa tej grupy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]