[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obdarowana mocąjasnowidzenia przeczuwała nadejście dnia, gdy opuszczę rozlewiska i wyruszę na jego poszukiwanie.Lecz teraz, po śmierci babuni i tak niedawnym odejściu taty, całe podniecenie i radość towarzyszącebożonarodzeniowemu porankowi zniknęły, tak że właściwie czułam się, jakby to był zwyczajny dzień.Uważałam,że podobnie, acz z innych powodów traktuje to święto Gisselle, choć głośno chwaliła się wszystkim górą prezentówpod choinką.Zastanawiałam się, czego jeszcze może chcieć ta dziewczyna, posiadająca pełne szafy ubrań, górękosmetyków, rzeki perfum, królewską kolekcję biżuterii i więcej zegarków niż godzin ma doba.Co mogłoby jąprawdziwie uradować? Byłam przekonana, że tak naprawdę nic, bowiem ani poranne słońce, ani bicie zegara niewyrwały jej z głębokiego snu.Przypuszczałam, że musi mieć straszliwego kaca po tym, co wlała w siebie wczoraj.Ja leżałam z otwartymi oczami, myśląc o Beau i obietnicach, jakie sobie złożyliśmy.%7łałowałam, że nie mogęprzyspieszyć biegu lat i w jednej chwili przenieść się do dnia naszego ślubu, który pozwoliłby mi się wyrwać z tej na-miastki rodziny i postawił na progu nowego życia, życia pełnego nadziei i miłości.Wyobrażałam sobie Gisselle wpa-trującą się w nas oczami płonącymi z zazdrości, z ustami wykrzywionymi w złośliwym, niedobrym uśmiechu, kiedyprzysięgaliśmy sobie z Beau miłość i wierność.Daphne zaś, pomyślałam, byłaby pewnie szczęśliwa, że udaje się jejwreszcie mnie pozbyć.Z tych rozkosznych marzeń wyrwało mnie czyjeś pohukiwanie i dzwięk dzwonków od sań.- Pobudka, śpiochy! - zawołał Bruce, wchodząc na schody.Wstałam, zerknęłam zza drzwi i zobaczyłam go w przebraniu Zwiętego Mikołaja, z przyczepioną siwą brodą.- Nie możemy się z Daphne doczekać, kiedy wreszcie otworzycie prezenty.Pospieszcie się.Wstawajcie.Podszedł do drzwi Gisselle i mocno potrząsnął dzwonkami.Słysząc jej pisk i przekleństwa, zaśmiałam się w duchu,wyobraziwszy sobie, jak taki dzwięk działa na osobę z potężnym kacem.- Już schodzę! - zawołałam, gdy zadzwonił pod moimi drzwiami.Umyłam się i ubrałam w białą, jedwabną bluzkę z koronkowym kołnierzem i mankietami, do tego włożyłam szeroką,marszczoną spódnicę.Włosy przewiązałam jedwabną wstążką w tym samym kolorze.Robiłam to niczym automat.Przysłano Marthę Wood, by pomogła Gisselle ubrać się, ale kiedy wychodziłam z pokoju, kobieta ciągle jeszczestała pod jej drzwiami, wyłamując palce i wzdychając.Zajrzałam do pokoju Gisselle i zobaczyłam, że leży skulona pod kołdrą, spod której widać jedynie kosmyki jejwłosów.- Powiedz im po prostu, że panienka Gisselle nie chce oglądać prezentów - zwróciłam się do Marthy na tyle głośno,by moja siostra to usłyszała.Natychmiast odrzuciła kołdrę.- Ani mi się waż! - rozdarła się i natychmiast jęknęła.-Och, po co tak wrzeszczałam? Ruby, ratunku! Czuję się, jakbymi ktoś po mózgu toczył metalowe bile.Wiedziałam, że Nina zna wywar, który skutkuje nawet w najgorszym kacu.- Zacznij się ubierać - zaproponowałam - a przyniosę ci coś, co pomaga na kaca.Spojrzała na mnie z nadzieją.- Naprawdę? Obiecujesz?- Przecież powiedziałam.Ubieraj się.- Martha, wejdz tu - rozkazała.- Dlaczego nie przyszykowałaś mi jeszcze rzeczy?- Och, i co ja mam robić? Najpierw każe mi się wynosić, a potem wrzeszczy, żebym weszła - mruknęła służąca iszybko podreptała do pokoju.Zeszłam na dół i ruszyłam prosto do kuchni, gdzie zastałam Ninę, przygotowującą dla nas świąteczne śniadanie.- Wesołych świąt, Nino - przywitałam ją.-1 tobie też - odparła z uśmiechem.- Mam do ciebie dwie prośby, Nino, o ile zechcesz je spełnić.- A jakież to są prośby, dziecino?- Po pierwsze - odparłam, krzywiąc się - Gisselle ma ta-aaką głowę, bo przeholowała z rumem.- Nie pierwszy raz - prychnęła Nina.- Wcale tym sobie życia nie poprawi.-Wiem, ale jeśli będzie ją męczył kac, zatruje nam wszystkim życie, a Daphne znajdzie już sposób, żeby na mniezrzucić winę za to.Nina skinęła głową.- Zgoda - powiedziała.Podeszła do szafki i wyjęła składniki.- Najlepiej poskutkuje surowe jajko z plamką krwi -mruknęła.- Całe szczęście, że zachowałam jedno, które wczorajznalazłam.Uśmiechnęłam się na myśl o tym, że gdyby Gisselle odkryła, jakie są składniki mikstury, nawet by jej me tknęła.- Wez to - odezwała się Nina, skończywszy.- Ma wypić jednym haustem.To najważniejsze.- Dobrze.-1 co jeszcze? Mówiłaś, że masz dwie prośby.- Wczoraj wieczorem Beau dał mi swoją klasową obrączkę, Nino - wyznałam, pokazując jej łańcuszek.Poprzysiągłmi miłość, a ja jemu.Możesz zapalić świeczkę w naszej intencji?- Będzie wam potrzebna siarka nie świeczka, zwłaszcza, jeśli poprzysięgliście sobie miłość w tym domu.Przypro-wadz pózniej panicza Beau do Niny, a Nina zrobi to dla was, kiedy będziecie się trzymać za ręce.- Powiem mu, Nino - odparłam, uśmiechając się w duchu i zastanawiając, jak Beau zareaguje na moją propozycję.-Dziękuję.Pobiegłam z powrotem na górę, gdzie Gisselle bez miłosierdzia wyżywała się na Marthcie, która jej zdaniem wy-brała niewłaściwe ubranie i buty.- Ta kobieta nie ma za grosz gustu.Spójrz! Chciała, żebym włożyła tę bluzkę do tej spódnicy, a do tego jeszcze tebuty.- Myślałam tylko, że panienka będzie dziś chciała ubrać się na czerwono i zielono, w kolorze świąt i.- Już dobrze, Martho.Ja jej pomogę.- Och, dziękuję, panienko Ruby - przystała z ulgą.-Mam dziś jeszcze mnóstwo innych rzeczy do zrobienia.Wyszła.- Co to jest?-Lekarstwo Niny.Masz to wypić jednym haustem, bo inaczej nie poskutkuje.Podejrzliwie oglądała zawartość kubka.- Piłaś to kiedyś?- Piłam podobną miksturę na ból brzucha.Skrzywiła się.- Zrobię wszystko.Dałabym sobie nawet odciąć głowę, żeby tylko poczuć się lepiej - oświadczyła, wyjmując mi zręki kubek.Wciągnęła powietrze, po czym przytknęła kubek do ust.Poczuwszy na języku smak mikstury, wybałuszyła oczy.-Nie przerywaj! - rozkazałam, bo wyglądało, jakby chciała przestać pić.Muszę przyznać, że sprawiło mi przyjemność oglądanie jej zmagań.Przełknęła całość jednym haustem, po czymgłęboko odetchnęła, przykładając rękę do serca.-Ble.Co za obrzydlistwo.Pewnie jakaś trucizna.Co w tym było?- Na pewno surowe jajko.Oprócz tego jakieś zioła.I proszek, możliwe, że z kości grzechotnika.- O nie.Ani słowa więcej - zawołała, wznosząc ręce.Przełknęła ślinę.- Chyba zaraz się wyrzygam.Zerwała się z fotela i pobiegła do łazienki, ale nie zwymiotowała.Po kilku minutach wynurzyła się z powrotem, atwarz jej odzyskała normalny kolor.- Zdaje się, że to naprawdę działa - stwierdziła z radością.- Ubieraj się.Czekają na nas w salonie.Bruce przebrał się za Zwiętego Mikołaja, nawet przyczepił sobie brodę.- Och, po prostu bomba.Kiedy zeszłyśmy na dół, zastałyśmy Daphne w czerwonej chińskiej podomce i rannych pantoflach, starannieuczesaną i umalowaną, jakby wstała i zrobiła makijaż wiele godzin temu.Siedziała w wysokim, prowansalskimkrześle, popijając kawę ze srebrnej filiżanki.Przy choince stał radośnie uśmiechnięty Bruce w przebraniu Mikołaja.- Była już najwyższa pora, żeby nasze primadonny zeszły na dół - powitała nas.- W dzieciństwie nie mogłam siędoczekać, kiedy rozpakuję prezenty.- Nie jesteśmy już dziećmi, mamo - odparła Gisselle.- Jeśli chodzi o prezenty, kobieta zawsze pozostaje dzieckiem - stwierdziła Daphne, mrugając do Bruce'a, który ro-ześmiał się, trzymając za swój wypchany brzuch
[ Pobierz całość w formacie PDF ]