[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poszli powodę i zalali ogień w piecu, ale dymu było coraz więcej,tak że dotarł on aż do antyszambru, gdzie pełnił wartęgwardzista.Chciał się on zabrać do gaszenia, ale niepoważył się opuścić stanowiska przed zmianą warty, więcwybił okno i zaczął wołać.Nikt go nie słyszał i nikt meprzybywał z pomocą.Wtedy strzelił przez okno z karabinu.Wystrzał usłyszano w, kordegardzie znajdującej sięnaprzeciwko pałacu.Gdy ludzie nadbiegli, buchnął imnaprzeciw gęsty dym, z którego wyprowadzili wartownika.Palaczy wzięto pod straż, sądzili oni, że zdołają samiugasić ogień albo co najmniej powstrzymać dym i z całągorliwością pracowali nad tym przez pięć godzin.Dzięki temu pożarowi pan Czogłokow dokonał pewnegoodkrycia.W pokojach wielkiego księcia było kilkawielkich komód.Gdy je wynoszono, kilka szuflad niezamkniętych lub zle zamkniętych odsłoniło swą zawartość.Któż by uwierzył? Wszystkie szuflady wypełnione były pobrzegi mnóstwem butelek od wina i mocnych trunków.Była to piwniczka Jego Cesarskiej Wysokości.Czogłokowpowiedział mi o tym, ja zaś odrzekłam, że nic o tejokoliczności nie wiedziałam, i mówiłam prawdę, wrzeczywistości nie wiedziałam nic, chociaż często, niemalcodziennie spostrzegałam, że wielki książę jest pijany.Po pożarze spędziliśmy w domu Czogłokowów okołosześciu tygodni.Często przejeżdżaliśmy obok pewnegodomu z ogrodem, znajdującego się nie opodal mostuSałtykowa.Dom ten należał do cesarzowej i zwany byłdomem archijerejskim, cesarzowa bowiem kupiła go odpewnego archijereja.Przyszła nam fantazja, aby bezwiedzy Czogłokowów poprosić cesarzową o pozwolenieprzeniesienia się do tego domu, który wedle tego, cosłyszeliśmy i co się nam wydawało, był obszerniejszy niżten, w którym się znajdowaliśmy.Pozwolono namzamieszkać w domu archijerejskim.Był to bardzo starydrewniany budynek, wcale nie okazały, posadowiony nakamiennych piwnicach i dlatego wyższy od parterowegodomu Czogłokowów.Piece były tak marne, że gdy w nichpalono, widziało się ogień przez szpary, których byłopełno, dym zazwyczaj wypełniał pokoje przyprawiając naso ból oczu i głowy.Moglibyśmy tu spalić się żywcem, a wdomu tym były zaledwie jedne drewniane schody, okna zaśznajdowały się bardzo wysoko.Rzeczywiście przez czas,który w nim spędziliśmy, dwa czy trzy razy wybuchał tampożar, który jednak za każdym razem w porę gaszono.Rozbolało mnie gardło i dostałam wysokiej gorączki.Tegowłaśnie dnia, kiedy zachorowałam, miał być u nas zpożegnaniem na kolacji pan Breithardt, który ponownieprzybył do Rosji od dworu wiedeńskiego.Przyjęłam goopuchnięta, z zaczerwienionymi oczyma.Pomyślał, żepłakałam, i nie omylił się: nuda, niedyspozycja fizyczna imoralna niedogoda mego położenia wpędzały mnie whipochondrię.Cały dzień przesiedziałam z paniąCzogłokow w oczekiwaniu tych, co nie przybywali, onazaś powtarzała nieustannie: ,,Oto jak się o nas niepamięta!" Mąż jej wydawał gdzieś obiad i wszystkich tamzaprosił, Sergiusz Sałtykow, choć zapewniał nas, że się ztego obiadu wymknie, zjawił się dopiero z Czogłokowem.Byłam z tego powodu w pieskim humorze.Wreszcie pokilku dniach pozwolono nam wyjechać do Lubierców,które wydały się nam rajem.Tameczny dom był świeżopobudowany i urządzony dość dobrze.Tańczyliśmy cowieczór, zbierał się u nas cały nasz dwór.Na jednym z tychbalów spostrze-gliśmy, że wielki książę dziwnie długo mówił coś do uchapanu Czogłokowowi, po czym ten zamyślił się, sposępniał,stał się milkliwy.nazbyt się jakoś zachmurzył i zacząłtraktować Sergiusza Sałtykowa niezwykle chłodno.Tenprzysiadł się więc do panny Marty Szafirow i zaczął jąwypytywać, co by znaczyła owa wielka zażyłość wielkiegoksięcia z Czogłokowem.Panna Szafirow odparła, że niemoże tego objaśnić, ale że wielki książę kilkakrotnie jejpowtarzał: Sergiusz Sałtykow i moja żona w niebywałysposób oszukują Czogłokowa.On kocha się w wielkiejksiężnej, a ona go wprost nie znosi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]