[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Corrine pomachała.Na dole Roger przytrzymał dla niej drzwi i uśmiechnął się.- Dzień dobry, pani Calloway.Patrząc, jak przechodzi, portier poczuł dreszcz podniecenia,który, niczym zastrzyk helu do płuc, uniósł go, radość z jejobecności uczyniła go nieważkim i przez chwilę to uczucie byłotylko jego.Kiedy już przeszła, zrobiło mu się smutno, apodniecenie zaczęło mu ciążyć.Na świeżym powietrzu poczuła się lepiej.Rześki, szczypiącyskórę styczniowy przymrozek.Niebo było jasne i bezchmurne,gdyż, w odróżnieniu od Corrine, poszło spać o rozsądnej porze.Mijali ją jaskrawo ubrani biegacze, diabli by ich wzięli.Pewnegodnia znowu zacznie ćwiczyć.Trzy pekińczyki badały wonnądziurę w chodniku przed budynkiem z czerwonobrązowegopiaskowca, podczas gdy ich właścicielka stała cierpliwieuwiązana trzema smyczami, z niebieskimi włosami i pustąfoliową torebką w wolnej dłoni.Na Lexington Corrine poczuła marihuanę; dwóch idącychprzed nią mężczyzn w garniturach dzieliło się jointem.Wraz zdymem dobiegło ją sformułowanie  wojny coli": goście z agencjireklamowej szukający inspiracji.Po zakupieniu  Journala" przed zejściem do metra rzuciła sięw tłum jadącej do pracy armii taszczącej aktówki i stała ściśniętana peronie z tysiącem innych nowojorczyków, myśląc, że choć wgrupie wyglądali anonimowo, ich wewnętrzne życie kipiało podczesankową wełną - wielu zdradzało małżonków i oszukiwało napodatkach, marzyło o morderstwie i ucieczce. Gdyby popytała, to okazałoby się, że z niektórymi jestpowiązana siatką przyjaciół i znajomych; gdyby wydarzyła siękatastrofa, wszyscy byliby ze sobą połączeni i sobie bliscy, aleteraz stali niemi i obcy.Na słupie obok niej wysprejowane hasłoZNAJDy LEKARSTWO.Ilu ludzi na peronie je miało? Co to byłza stary wiersz, o którym Russell pisał w Oksfordzie? Dziennik zczasów zarazy'? Coś o świetle spadającym z nieba.Uniosła gazetę i zniknęła między szpaltami tekstu, żebypojawić się o dziewięćdziesiąt przecznic bliżej centrum,wyniesiona na powierzchnię przez mocno ubity tłum,wypompowana na Wall Street, która wyznaczała północnągranicę Nowego Amsterdamu i której nazwa pochodzi odsiedemnastowiecznej palisady broniącej holenderskichosadników przed Indianami i Brytyjczykami.Stroniąc odpopularnej wśród kobiet mody na chodzenie do pracy w butachsportowych, Corrine stukała obcasami szpilek wiązanych nałydce tuż poza granicami niewidzialnego pradawnegoogrodzenia, ostrożnie przechodząc nad zakopanymiceramicznymi główkami fajek i dzbankami na wino, wygiętymigwozdziami, pokruszonym szkłem i kawałkami cegieł,częściowo skamieniałymi kośćmi świń, kurczaków i owiec iresztą szczątków regularnie wyrzucanych za palisadę trzysta lattemu.Jej trasa była teraz tak znajoma, że nie zwracała na niąuwagi, tak samo jak nie zwracała uwagi na to, co było podchodnikiem, nie widziała strzelistych świątyń mamony, idąc dojednej z nich, w której harowała, czytając gazetę w świetle,któremu udało się przedostać na dno kanionu.- A więc, moidrodzy, to może być ten dzień.Wielki dzień, historyczny dzień.Rynek wygląda dobrze, jest w formie i gotowy., Czuję, żeprzebijemy dwa tysiące.Wielka dwójka i trzy zera.I będziemykłaść na to nacisk, co się tyczy zwłaszcza akwizytorów. - Naprzód, wiara - Corrine wyszeptała do Duane'a.- Będziemy mówić:  Panie John Q.Doctor, pan nic na tym niekorzysta, to historyczny dzień i pana sąsiedzi się bogacą.Apan?".Siedzący obok niej w przegrzanej sali konferencyjnej DuanePeters odruchowo przytaknął, jego żółty krawat podskoczył muna piersi jak coś, co ma wabić ryby.%7łółte krawaty były tegoranka nieznośne - Duane'a i kierownika.Tak samo jak gadkamotywacyjna.Wszystko było nieznośne.Dow Jones mógł dziś faktycznieprzebić dwa patyki, ale Corrine uważała, że to wariactwo.Ekonomia była w opłakanym stanie, towar zalegał whurtowniach, PNB był ślimaczy, a Dow ciągle rósł.To była jakaśmasowa hipnoza.Zamki na lodzie.Musiała uważać, co mówi wbiurze.Wall Street było nakręcone.To było jak kokainowy odlot.Wszyscy z opętańczymi uśmiechami, mówią za szybko, nie mogąsię na niczym skoncentrować.Klienci tak samo.Zwłaszczaklienci.Corrine próbowała utemperować ich chciwość,namawiała, żeby szukali faktycznej wartości.Choć dawała sięponieść intuicji, jej podstawowym narzędziem była matematyka.Jeżeli akcje renomowanej spółki szły za dziesięciokrotnośćzysków, to był pewnie lepszy interes niż wchodząca na rynekfirma za pięćdziesięciokrotność zysków.Ale wszystkim zależałona natychmiastowym zarobku.Sami chcieli być arbitrażystami.Chcieli ryzyka bez spadków.Wielkich wskazników beta igwarantowanego zwrotu.Chcieli wchodzić w przejęcie tuż przedrozegraniem i w trzy dni podwoić pieniądze.Chcieliwszystkiego, co w tym tygodniu w nagłówkach gazet, najlepiej zlewarem.Chcieli móc powiedzieć gościom podczas kolacji, żesprzedali tuż przed spadkiem.Chcieli seksu i narkotyków, irock'n'rolla. Russell był najgorszy.Kiedy w końcu ustalili wspólnie, żepodzielą swój malutki kapitał inwestycyjny na pół, zaczął częstoinwestować z Duane'em.Ostatnio wspomniał, że myśli o wejściuw opcje.Powiedziała mu, że nie chce nawet o tym słyszeć.Jejdziałka, niecałe dwa tysiące - dla niej bardzo dużo - została narynku pieniężnym.Kierownik opowiadał o technice telefonicznego nagabywaniamesjańskim tonem.Podczas tej części Corrine się wyłączyła.Pozebraniu Duane odprowadził ją do ich sąsiadujących ze sobąstanowisk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl