[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— My również walczyliśmy — odrzekłem obojętnym tonem— i to z tymi, którym ty niepotrzebnie pozwoliłeś sięwymknąć.Człowiek mądry zawsze stara się naprawiać błędyinnych.— Komu pozwoliłem uciec? — wybuchnął.— Większości z tych, których chciałeś schwytać.Ponieważnie usłuchałeś mojej rady i nie obsadziłeś wyjścia tego domu, jasam z moim sługą nie byłem w stanie powstrzymać głównejgromady bandziorów, gdy tymczasem wy zajmowaliście sięgarstką.Co będzie z pojmanymi?— Allach jeden wie! Powiedz mi lepiej, gdzie zamieszkaszjutro?— Na pewno tutaj.— Tu nie będziesz już mieszkał.— Dlaczego?— Rychło się zorientujesz.No więc, gdzie jutro można cięspotkać?— Przyjmie mnie basigrian* Maflei, który mieszka w pobliżuJeni Dżami.— Poślę po ciebie.* kupiecOdwrócił się bez pożegnania i dał znak.Pojmanych wzięto wśrodek, po czym pochód ruszył z miejsca.Powróciwszy napodwórze, faktycznie natychmiast się zorientowałem, dlaczegojutro nie będę tu mógł mieszkać.Uprzejmy oficer kazałpodpalić dom Greka i płomienie lizały już sufity izb.Był tobardzo wygodny sposób na szybkie rozprawienie się z niezbytchlubnym wspomnieniem.Nie wszczynając hałasu, rzuciłem się do naszego mieszkania,żeby zebrać karabiny, których nie używaliśmy, i tych paręsprzętów, z którymi się wprowadziliśmy.Zniosłem to wszystkona podwórze, a w tym momencie płomień wystrzelił takwysoko, że dostrzeżono go również na ulicy.Nie da się opisaćtumultu, jaki teraz powstał.Trzeba być świadkiem pożaru wKonstantynopolu, żeby mieć pojęcie o nieskończonym chaosie,jaki tu wywołuje ogień.Ludzie wcale nie myślą o gaszeniu,tylko o ucieczce, a ponieważ domy są najczęściej z drewna,zatem taki pożar często obraca znaczne części miasta w popiół.Mój stary Baruch z przerażenia nie mógł powiedzieć słowa, ajego żona nie była w stanie się ruszyć.Pocieszyliśmy oboje naile się dało, spakowaliśmy ich skromne manatki i obiecaliprzyjazne przyjęcie u Mafleia.Rychło pojawiło się kilkutragarzy, i w ten sposób opuściliśmy mieszkanie, w którym niemieszkaliśmy nawet przez jeden dzień.Bogaty piekarz zpewnością nie stracił w tym starym domu milionów.O tak późnej godzinie dom Mafleia zastaliśmy zamknięty, alena nasze pukanie wnet go otwarto.Zgromadzili się wszyscyczłonkowie rodziny.Byli mocno rozczarowani, słysząc, żenasze przedsięwzięcie skończyło się w taki sposób.Wolelibydostać mordercę krewnego w swoje ręce, ale w końcupocieszyli się myślą, że znalazł swoją zapłatę w wodnejotchłani.Barucha powitano przyjaźnie, zaś pan domu zapewnił, że sięo niego zatroszczy.W końcu, kiedy nam powiedziano, że znów czeka na nas domw ogrodzie, Isla zauważył z uradowaną miną:— Efendi, w czasie twojej nieobecności mieliśmy tunieoczekiwanego, bardzo miłego gościa.Jeszcze go niewidziałeś, ale już ci o nim opowiadałem.Zawołam go, a tyspróbuj zgadnąć, kto to jest.Byłem trochę zaintrygowany tym gościem, gdyż musiał miećjakiś związek z naszymi przeżyciami.Po krótkim czasie wszedłIsla z jakimś starszawym człowiekiem.Miał na sobie zwykłetureckie ubranie i nie było w nim nic, co mogłoby mnienaprowadzić na właściwy trop.Jego spaloną słońcem twarzznaczyły rysy ostre i śmiałe; zmarszczki i biała broda nadawałymu taki wygląd, jakby trapiło go ciężkie zmartwienie.— To jest ten człowiek, efendi! — rzekł Isla.— Terazmożesz zgadywać!— Nie znam go.— A jednak odgadniesz, jak się nazywa! — Po czymzwracając się do przybysza, poprosił: — Odezwij się w twoimjęzyku ojczystym!Człowiek ów skłonił się przede mną i powiedział:— Sługa pokoran, wisoko posztowani gospodine — oddanysługa, wielce szanowny panie.To uprzejme pozdrowienie w języku serbskim natychmiastnaprowadziło mnie na właściwy trop.Wyciągnąłem do niegoobie ręce i odrzekłem:— Vidi, otac Osko! Dobro doszał — patrzcie, ojciec Osko!Witamy!To rzeczywiście był Osko, ojciec Senicy, i sprawiłem muwielką radość, rozpoznając go po pozdrowieniu.Teraznaturalnie nie mogło być mowy o spaniu, najpierw bowiemmusiałem usłyszeć, jak mu się wiodło.Od czasu zniknięcia córki, która była jego jedynymdzieckiem, wędrował gnany ciągłym niepokojem.Tu i ówdzieCzarnogórzec sądził, że już odnalazł ślad córki, rychło jednakpojmował, że to była kolejna pomyłka.W czasie tej tułaczkiwiodącej przez Azję Mniejszą i Armenię nie cierpiał biedy,gdyż miał sporo pieniędzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl