[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapowiedz wysokich nagród ma zachęcić rozbójników, by wzięli udział w turnieju.Albo żebygrabili podróżnych, przybywających do Nottingham.Boję się,że chcą was schwytać, John.- I boisz się, że złapiemy się na tę przynętę? - John zachichotał.- Nie.Nie ma obawy, milady.To zbyt oczywiste.- A pomyślałaś o tym - zapytał powoli Tuck - że to możebyć pułapka na ciebie, milady?W grocie zapanowało pełne napięcia milczenie.Nie wymówiono imienia Robin Hooda, lecz pamięć o nim wciąż byłażywa.Jane zamknęła oczy.Słowa Tucka wciąż rozbrzmiewaływ jej głowie.Litania prześladująca ją jak widma przeszłości:A pomyślałaś o tym, że to może być pułapka na ciebie.?CZZ IIINOTTINGHAM CASTLE21 czerwca, 1213 r.16Zrodkowy dziedziniec zalany był słońcem.Wieże z trzepoczącymi proporcami lśniły złociście.Tre spostrzegł ją poprzeciwnej stronie zatłoczonego podwórca, przy białym rumaku.Welon z różowego jedwabiu unosił się łagodnie na wietrze,który zawsze wiał ponad zamkiem Nottingham.Patrzyła w boki Tre widział jej profil, tak czysty, jakby był wyrzezbionyw alabastrze.Zaklął cicho.Co tutaj robi lady Neville? Nottingham byłoniebezpiecznym miejscem, zwłaszcza dla niej.Gdy przybędziekról, obecność siostrzenicy Robin Hooda nie będzie tu milewidziana.Jan, do którego z pewnością dotarły pogłoski o powrocie rozbójników do Lasu Sherwood, może się rozgniewać.Tre przeniósł wzrok na starego barona obok Jane.LordCreighton nosił się dumnie i w stylu anglosaskim; miał długiesiwe włosy sięgające ramion.Na podwórcu roiło się od baronówi ich świty: konie, psy, służba; prawdziwy chaos barw i dzwięków.Wszędzie pełno wścibskich oczu.Gdyby ją stąd odesłał,nie uszłoby to powszechnej uwagi.A jednak pokusa była wielka.Ruszył po kamiennym bruku dziedzińca.Pierwsza spostrzegłago Dena.Trąciła swoją panią.Jane, z wdziękiem godnym królowej, skinęła mu na powitaniegłową.167- Miło mi, lordzie szeryfie, że zaprosił mnie pan na uroczystości i bankiet.Zabrzmiało to jak wyuczona na pamięć czcza formułka.Treudał, że tego nie zauważa.- Nie zapraszałem pani, milady.W jej niebieskich oczach pojawił się wyraz niepewności.- Nie? W takim razie zaszła jakaś pomyłka.- Ja się nie mylę.- Poirytowany zacisnął usta.- Nie powinnapani tu przyjeżdżać.To niebezpieczne.Zadarła głowę i skrzywiła się.- Skoro jest tu tak niebezpiecznie, to winien pan ostrzecwszystkich obecnych.- Dosyć tego, lady Neville.Nie mam nastroju na utarczkisłowne.Po co pani tu przybyła?Spojrzała na niego wyzywająco.- Cóż w tym dziwnego, że odpowiedziałam na wezwanie doNottingham na turniej i bankiet?- Wezwanie? -Chwycił jej ramię tuż nad łokciem.-Muszęz panią porozmawiać na osobności, lady Neville.- Może pan mówić tutaj, szeryfie, Dena jest zaufaną służącą,a lord Creighton.Obrócił się szybko i spojrzał na Denę i lorda Creightona.- Lady Neville wkrótce powróci.Creighton zaprotestował, ale służąca okazała więcej rozsądku;milcząco się przeżegnała.Devaux poprowadził Jane w róg podwórza, z dala od konii ludzi.Nie wypuszczając z dłoni jej ramienia, powiedział ponuro:- Uważam, że obecność pani tutaj jest nieusprawiedliwiona.- Uważam pańską nieuprzejmość za obrazliwą! - odparłagniewnie.Spojrzała na szeryfa pałającym wzrokiem.- Otrzymałam wezwanie.żądanie, by tu przybyć.Zmrużył oczy.- Kto je dostarczył? - zapytał, choć podejrzewał, jakąusłyszy odpowiedz.168- Posłaniec z zamku.Pergamin nosił pańską pieczęć.-W jej tonie znów zabrzmiała niepewność.- Nie pan przysłałtę wiadomość?Gaudet.Dobrze byłoby poznać, jakie pobudki kierowałyGaudetem, gdy wabił lady Neville, aby przybyła na zamekNottingham.- Nie - odparł krótko.- Wolałbym, by została pani w Ra-venshed.- Pańska uprzejmość nie ma granic, milordzie - odrzekłalodowatym tonem.- Gdybym wiedziała, że nie jestem tu milewidziana, pozostałabym w Ravenshed.Spokojnie patrzył na oblewający twarz Jane rumieniec.Jejreakcja wydawała się szczera, jednak on stracił zaufanie doludzi.Oswobodził jej ramię i odwrócił wzrok.Na podwórzecwjeżdżał tłum jezdzców.Zamek już był przepełniony.Wzdłużdrogi do Trent jedwabne namioty wyrastały jak chwasty.Wkrótce przybędzie jeszcze król Jan ze swym orszakiem.- Gdy nadjedzie król, zaczną się niesnaski, milady.- W takim razie nic się nie zmieniło od czasu mojej ostatniejaudiencji u króla.Gorzkie stwierdzenie prawdy.- Też tak sądzę - odparł z lekkim uśmiechem.- Jednymz największych darów naszego króla jest umiejętność stwarzaniazamętu, gdziekolwiek się pojawi.- Wygląda na to, że nie jest to cecha wyłącznie królewska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]