[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Skoro tak ci zależy, odłożę je.Ale musisz być dla mnie bardzo, ale to bardzomiła.Wiesz, o czym mówię.- Otworzył ramiona.- Chodź do mnie.Nie chciała całować się teraz z Kevinem, ale gdyby odmówiła, nie odłożyłbypieniędzy Chance' a.Cuchnął piwem, przy pierwszym pocałunku próbowałwsunąć jej język w usta.Wyrwała się.- Nie, Kevin.nie_ Wybacz, maleńka.- Chwycił ją za włosy i znów przyciągnął do siebie.-Musisz się jeszcze sporo nauczyć.Kev ci pokaże, jak: się to robi.zaczęła się szarpać, kopać i drapać.Wreszcie udało się jej odchylić i zdzielićgo z całej siły w twarz.Uniósł dłoń do policzka, w pierwszej chwili zdumiony, a potem wściekły._ Ty głupia kurewko! Nikt mnie nie będzie bił.Rzuciła się ku drzwiom, leczon chwycił ją za włosy i pociągnął do tyłu.Straciła równowagę i upadła napodłogę.W jednej chwili przycisnął ją do ziemi i zaczął całować po twarzy,po szyi.Nie mogła oddychać, nie mogła się ruszyć.Zaraz mnie zgwałci, przemknęło Skye przez głowę.Razem z tą myślą spadłona nią mroczne wspomnienie, pozbawione formy, czarne i zatrważające.Kiedyś już tak było.Kiedyś ktoś próbował jej tak dotykać, jak teraz Kev.Z piersi Skye wydarł się głośny, histeryczny krzyk.Ucisk zelżał na ułamek sekundy.Kopnęła na oślep, usłyszała jęk i znowuzwalił się na nią przygniatający do ziemi, nie pozwalający oddychać ciężar.- ,,Nie" to znaczy "nie", dupku!Nagle mogła zaczerpnąć powietrza.Była wolna.Łkając zaczęła się czołgać dotyłu, aż natrafiła na ścianę.Drzwi przyczepy były otwarte, w ostrym świetlezobaczyła dwie postacie.Chance! Uratował ją.Widziała jak Kevin zatacza się, odrzucony do tyłu siłą ciosu Chance'a.Bluznęła krew, chłopak uderzył o ścianę i osunął się powoli, jak szmacianalalka; na podłogę.Chance był już przy niej, przyklęknął.- Skye, kochanie, nic ci się nie stało? - Szukając obrażeń, delikatnie dotykał jej twarzy, rąk i nóg.-Kiedy go zobaczyłem.Słowa uwięzły mu w gardle.Skye wybuchnęła płaczem i objęła Chance'a zaszyję.-Tak się ba.bałam.On powiedział, że jak.nie.to on.- Już dobrze, już po wszystkim.Nie było po wszystkim.Kevin podniósł się.W ręku miał nóż.Skye krzyknęła,ale jej ostrzeżenie przyszło za późno.Chance tylko zdążył się odwrócić.Zobaczyła dłoń wzniesioną do ciosu i błysk ostrza.Chance zatoczył się do tyłu, na jego podkoszulku pojawiła się krew.- Nikt nie będzie mnie bił.Ani straszył.Jasne? - Kevin zamierzył się nożempo raz drugi.Skye z przeraźliwym krzykiem rzuciła mu się na plecy.Drapała, kopała, wpiłapaznokcie w kark napastnika.Nóż wysunął mu się z dłoni i upadł na podłogę.Kevin odwrócił się, odrzucił Skye do tyłu mocnym ciosem.Teraz obaj przeciwnicy przetoczyli się po podłodze, zażarcie walcząc o nóż.Kevin pierwszy zacisnął palce na rękojeści, lecz Chance łokciem trafił go wramię i wytrącił mu broń.Zerwał się na równe nogi, już z nożem w ręku.Stał, dysząc, nad chłopakiem.- I kto teraz jest górą, co? - Kopnął napastnika.- Ona ma dopiero trzynaście lat, sukinsynu.To jeszcze dziecko.- Ponowniekopnął Kevina, a ten zwinął się w kłębek z głośnym jękiem.- Mógłbym cięteraz zabić, ty worku gówna.Skye nie widziała Chance'a jeszcze takim: wataku furii, blady jak ściana, z nabrzmiałymi żyłami na czole i na szyi, znajwyższym trudem panował nad sobą.Nagle zdała sobie sprawę, żenaprawdę gotów jest zabić.Oplotła go ramionami od tyłu, krępując ręce.- Nie, Chance.Nie możesz.Zostaw go.proszę.Kevin bełkotał coś, czołgał się do drzwi, błagał o życie.Skye czuła, że atak furii Chance'a mija.Chłopak powoli wracał do siebie.Zaczął trząść się jak osika, odwrócił się do Skye i objął ją.Przytuliła twarz dojego skrwawionej piersi.Był ranny, mógł przez nią zginąć.Co by się z niąstało, gdyby go straciła? Co by było, gdyby w porę nie wrócił do domu?-Wybacz mi - powtarzała.- To moja wina.Wszystko.moja wina.Ja niechciałam! Nie pogardzaj mną, Chance, nie czuj do mnie nienawiści.Niezostawiaj mnie! Zrobię wszystko, co każesz, tylko mnie nie zostawiaj.Chance nie odezwał się.Tulił Skye do siebie.ROZDZIAŁ TRZYDZIESTYChance siedział na łóżku i przyglądał się śpiącej Skye.Dotknął lekko siniaka na jej policzku i odwrócił głowę.Kiedy zobaczył dzisiaj tego drania, przestał panować nad sobą.Gdyby Skyego nie powstrzymała, zabiłby łajdaka.Na domiar złego Kevin zabrał pieniądzena czynsz.Dzięki Bogu, że wrócił na czas do domu.Taylor, widząc, w jakim Chance jeststanie, kazał mu zostawić pracę i ochłonąć.Nie mógł teraz spokojnie myśleć,co by było, gdyby nie posłuchał swojego szefa.Przetarł oczy.Zażył cztery pastylki przeciwbólowe, ale głowa nadal pękała, arana dokuczała.Najbardziej jednak bolało go serce.Kochał Skye.Zrozumiał, jak bardzo jest mu droga, kiedy zobaczył tegoszczeniaka, który próbował ją zgwałcić.Była jego podopieczną, jego siostrą,najlepszą przyjaciółką.Zdławił jęk wydzierający się z piersi.Zdawał sobie doskonale sprawę, że nie mogą tak dłużej żyć.Skye powinnachodzić do szkoły, mieć koleżanki i normalny dom.On sam też powinien coś zrobić ze swoim życiem i pomyśleć o przyszłości.Jaki los go czeka? Jaki los czeka Skye?Zamknął oczy.Nadszedł czas, by zmierzyć się wreszcie z prawdą.Powinien znaleźć dla Skye rodzinę zastępczą i rozstać się z tą małą.ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIERWSZYMichael i Sara Forrest byli miłymi ludźmi, dawnymi hippisami z latsześćdziesiątych.Sara była artystką, zajmowała się produkcją biżuterii orazwykładała rzemiosło artystyczne na Nothern Illinois University w Dekalb,gdzie prowadziła kursy dla dorosłych.Nosiła okulary w drucianej oprawie, takie same, jakie nosił John Lennon, długie spódnice i zwiewne bluzy.Michael.zajmował się farmą, był cichym, łagodnym człowiekiem z awersją dorządu i wszelkich form przemocy.Chance znalazł ich poprzez ogłoszenie.W lokalnej gazecie przeczytał, żeMichael szuka pomocy w gospodarstwie na lato, kogoś, kto zgodzi siępracować za niewielką pensję, utrzymanie i mieszkanie.Pewnie oczekiwał, żezgłosi się jakiś student, tymczasem pojawił się Chance ze Skye.Farma była niewielka, kilka zabudowań, pole kukurydzy i to wszystko.Niewielka, ale za to malownicza.Ocieniony klonami drewniany dom zprzestronnym gankiem sprawiał bardzo miłe wrażenie.Sara i Michael wzięlioboje pod swoje skrzydła.Nie kwestionowali wersji Chance' a, że sąosieroconym rodzeństwem, nie zadawali żadnych zbędnych pytań.Po razpierwszy od ucieczki z lunaparku Marvela Skye znowu poczuła siębezpieczna, Chance widział to w jej oczach.Jego natomiast dręczył niepokój,że życie przecieka mu między palcami i jeśli teraz nie pomyśli o swojejprzyszłości, nim się obejrzy, a będzie za późno.Uznał, że może zostawić Skyeu Forrestów.Sara zupełnie oszalała na punkcie tej dziewczyny i wyglądało nato, że mogła być świetną matką, a Michael znakomitym ojcem.Własnychdzieci nie mogli mieć i bardzo nad tym boleli.Zszedł powoli do piwnicy, gdzie Sara miała swoją pracownię.Wiedział, że.znajdzie ją tam w towarzystwie Skye.Uśmiechnął się.Mieszkali zaledwie tydzień na farmie, a Skye już zaczynałarozkwitać pod czułym okiem Sary.Tak, podjął słuszną decyzję i miał nadzieję, że Skye wszystko zrozumie i muwybaczy.Jeśli nie teraz, to w przyszłości.Robił to w końcu nie tylko dlawłasnego, ale również dla jej jej dobra.Skye podniosła głowę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]