[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Możemy tam pójść?- Tak.Może mi pani zaufać - powiedział Taylor.- Chodzmy.To długi spacer.Rozumiem, że chodzipani pieszo, żeby nie przytyć.Lindsay skinęła głową.Taylor przyglądał się, jak ćwiczyła na sali gimnastycznej Lin Ho.Była niezła.Była silna, wytrzymałai miała dobrą koordynację ruchów.Problem polegałna tym, że można było przewidzieć, jaki ruch wykona.Jej intencje były czytelne.Może powinien jejudzielić instrukcji? Specjalista zrobiłby z niej miazgę.Taylor mógłby jej pokazać, jak wygląda prawdziweoblicze Nowego Jorku.Wzdrygnął się na tę myśl.On,S.C.Taylor, ten doskonały gliniarz, który walczyło prawo i porządek, który wierzył w sprawiedliwość.Ellie zabiła się, wyskakując przez okno w prywatnejszkole.Dobry Boże, ten pogrzeb - byli tam matkai wuj Ellie.Obejmowali się, a potem ten łajdak rzuciłna trumnę czerwoną różę.Taylor omal go wtedy niepobił.Ale się opanował.Nie na długo.Wyciągnąłwuja z jego luksusowego mieszkania i sprał mu mordę.Dziwne, bo wcale nie poczuł się lepiej.Facet miałczelność jeszcze mu grozić.Miał czelność wrzeszczeć, że to była wina Taylora.Rozwścieczony Taylorprzyłożył mu jeszcze raz.Ale Ellie i tak nie żyła.Została pogrzebana na cmentarzu Mountain View.Tay-lor czasami tam bywał.Nie sprawdził, co zrobiła jejmatka.Po prostu nic go to nie obchodziło.Ale wujBandy wyzdrowiał i Taylor wiedział, że prowadzi siętak jak dotąd.Miał władzę i pieniądze, to, co najważniejsze.Wyszedłszy z Eden po lekcji karate, wciąż rozmyślał o Ellie.Lindsay zastanawiała się, czym jest takizaabsorbowany.Był roztargniony.Zatelefonowałaz szatni i zastała Glena.- Szef wyszedł, Eden.Powiedział, że wyjeżdża nadługi weekend.- Dlaczego wynajął Taylora, Glen? Czy Demosowiktoś groził?- Tak, kochanie.Nie lekceważ Demosa i nie odsyłaj faceta.Niech cię ochrania.Jest dobry w swojejbranży.I czyż nie jest milutki? Przyjrzałaś się jego barom? A ten słodki maleńki dołeczek w brodzie?- Tak.Masz rację, Glen.Do zobaczenia w przyszłym tygodniu.- Trzymaj się, Eden.Jeśli go zaciągniesz do łóżka,wydrapię ci oczy.Lindsay posłusznie się roześmiała.11ROZDZI AATaylor/EdenTaylor zatelefonował do Valerie z mieszkaniaEden.Spytał ją, jak się czuje, na co uzyskał odpowiedz taką jak zwykle, że czuje się świetnie, jest zadowolona, była na zakupach i kupiła to i owo, tęskni zaTaylorem, a następnie spytała, co u niego.Wszystkojednym tchem, niezmiennym tonem.- Nie przyjdę dziś wieczorem - powiedział, z żalem,który wyraznie brzmiał w jego głosie.- Tak, wiem, żechciałaś obejrzeć ten film, ale mam pracę i będę uwiązany do końca tygodnia, a może nawet w przyszłymtygodniu.Przykro mi, kochanie.Odsprzedam biletyi kupię nowe na przyszły weekend, dobrze? A możewolisz, żebym ci je przysłał i pójdziesz z kimś innym?- Nie chcę iść z nikim innym! Jesteś z kobietą,prawda?- Tak, na tym właśnie polega ta praca.To tylko praca, Valerie, nic więcej - dodał, usłyszawszy podejrzliwy ton.- Mówiłem ci, że czasem tak się zdarza.O coci chodzi?- Kłamiesz! - wybuchła gwałtownie.- Niech cięszlag! Jak jej na imię? Jesteś taki sam jak wszyscy cholerni mężczyzni! Powiedz mi, jak się nazywa!Taylor odsunął słuchawkę od ucha.Valerie krzyczała na niego, wrzeszczała.Nie mógł w to uwierzyć.Niemilkła, bryzgała jadem, wyzywała go od kłamców,oskarżała o to, że ją zdradza z młodszą, o to, że kłamie, kłamie, kłamie.Taylor milczał.Co jeszcze mógłdodać? Chryste, a wydawało mu się, że ją zna.Pomyślał o jej dowcipie, wspaniałym ciele, o niezaprzeczalnym intelekcie pod tą piękną powłoką.Ale nigdy niepodejrzewał, że drzemie w niej taka furia.Jak możebyć zazdrosna? Czy jakiś facet zranił ją w przeszłości?Uważał, że to niemożliwe, przecież tak doskonale panowała nad sytuacją.Na Boga, była najpiękniejsząkobietą, jaką widział w całym swoim życiu.Czyste szaleństwo.Kiedy się wreszcie wyładowała, Taylor był zły i zniecierpliwiony.- Przykro mi, że mi nie ufasz, Valerie.Mylisz się.Zatelefonuję do ciebie w poniedziałek.Będę się wtedy spodziewał przeprosin.Po chwili wahania zaczęła od nowa.Taylor spokojnie odłożył słuchawkę.Odwrócił się i zobaczył Eden, stojącą w drzwiachkuchni.Przyglądała mu się, z głową przechylonąw niemym pytaniu.- Nigdy nie wiadomo, co siedzi w drugim człowieku - powiedział.- Nie wiadomo - zgodziła się Eden.- Może lepiejnie wiedzieć.Czego się pan napije? Wody sodowej?Herbaty?Najlepsze byłoby piwo, ale co tam.- Wolę herbatę.Eden zniknęła w kuchni.Pomyślała - Taylor ma kogoś.I tak jest lepiej.Nie musi się go obawiać.Zastanawiała się, dlaczego kobieta, do której zatelefonował, może być wściekła na kogoś, kogo nigdy niewidziała.Dziwne.Taylor usiadł na ogromnej sofie, krytej materiałemw jaskrawy wzór i zarzuconej barwnymi poduszkami.Odchylił się na oparcie i rozejrzał po pokoju.Był duży, ale przytulny.Taylor czuł się w nim dobrze, chociaż był pedantem, a w pokoju panował spory nieład.Stał tu bambusowy stolik, zawalony książkami.Innasterta książek piętrzyła się na podłodze obok sofy.Naprzeciw niej znajdowały się dwa bujane fotele,a pomiędzy nimi lampa.Taylor spojrzał na książki.Przeważnie tanie wydania.Eden miała gust eklektyczny.Były tam kryminały, powieści szpiegowskie,romanse historyczne oraz książki z gatunku sciencefiction.Miała wszystkie powieści Dicka Francisa.A także, co Taylora zaskoczyło, książki z dziedziny architektury; wielkie opasłe tomiska, jakie zwykle pieczołowicie układa się na półkach, aby zrobić wrażeniena gościach.Taylor naliczył ich kilkanaście - albumyi biografie znanych architektów, takich jak Barry, Pugini mniej znany Dominico oraz Telford, który wybudował pierwszy most wiszący.%7ładnych gazet ani czasopism.Dziwne, że nie miała czasopism.Była przecież modelką i z pewnością jejzdjęcia znajdowały się w wielu magazynach.Taylor wstał i podszedł do kominka.Stały na nimoprawione fotografie.Kilka z nich przedstawiałostarą damę o diabelnie patrycjuszowskim wyglądziei w stylowym stroju.Na jednym ze zdjęć uwieczniono mężczyznę, chyba ojca Eden, bo miał identycznejak ona oczy.Była tam także mała fotografia bardzochudej kobiety, o posępnej minie i głębokich bruzdach na czole.Matka Eden? Taylor nie dostrzegłnajmniejszego podobieństwa.I żadnych sióstr anibraci.- Co dodać do herbaty? - zapytała podejrzliwymtonem Eden.Obejrzał się, zdając sobie sprawę, żedziewczyna ma mu za złe to szpiegowanie".- Dziękuję, lubię samą herbatę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]