[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I tylko z nim.Nagle w mojej gło wie zro dził się milion pytań dotyczą cych nie -zręczno ści po zerwa niu i tego, czy poda nie ręki zawsze jest kiep skim pomy słem, czy tylko teraz takwyszło.Pochyla jąc się z gra cją robota, wpi sa łam się na jakąś listę i wzię łam pakiet infor ma cyjny od kobietysie dzą cej za sto łem, która coś mi wyja śniała, ale nie wiele z tego zro zu mia łam, bo czu łam się tak, jakbymwpa dła pod wodę.Kiedy skończy łam, Will wciąż stał obok z tą samą miną wyra ża jącą jed no cze śnie zde ner wo wa niei nadzieję. Potrze bu jesz pomocy? szep nął.Pokrę ci łam głową. Chyba sobie pora dzę odpar łam, choć to było kłamstwo, bo nie mia łam poję cia, co robię. Idz do tamtego namiotu powie dział łagod nie, kła dąc mi rękę na ramie niu.Jak zawsze dosko naleodczy tał moje nastroje.Odsu nę łam się i uśmiech nę łam z przy mu sem. Dam radę.Dzięki, Will.Prze dłuża jącą się nie zręczną ciszę prze rwała kobieta, któ rej wcze śniej nawet nie zauwa żyłam. Cześć powie działa i z uśmie chem wycią gnęła do mnie dłoń. Chyba nas sobie nie przed sta -wiono.Jestem Kitty.Dopiero po chwili poskła da łam w całość sytuację, a wtedy nie potra fi łam ukryć wstrząsu.Poczu łam,jak szczęka mi opada, a oczy otwie rają się sze roko.Jak on mógł dopu ścić do cze goś takiego? Prze nio -słam wzrok na Willa, który z czego od razu zda łam sobie sprawę był rów nie zasko czony wido kiemkobiety jak ja.Nie zauwa żył, że się zbliża?Mina Willa mogłaby ilu stro wać w słow niku hasło skrę po wany. O Boże bły ska wicz nie omiótł wzro kiem mnie, potem Kitty i w końcu wymamro tał: Cho lera,tego& , cześć, Kitty, to jest& spoj rzał na mnie, jego wzrok zła god niał to jest moja Hanna.Zaga pi łam się na niego.Co on powie dział? Miło mi poznać, Hanno.Will dużo mi o tobie opo wia dał.Coś mówili oby dwoje, ale słowa nie prze bi jały się przez zda nie, które wciąż echem roz brzmie wałomi w gło wie. To jest moja Hanna.To jest moja Hanna.Prze ję zy cze nie wyni ka jące z zakło po ta nia.Wska za łam za sie bie. Muszę iść odwró ci łam się od sto lika i poczła pa łam w kie runku namiotu dla zawod ni czek. Hanno! zawo łał za mną Will, ale ja się nie odwró ci łam.Poda jąc kartę, odbie ra jąc numer star towy i szu ka jąc wol nego miej sca, żeby się rozcią gnąć i zawią zaćbuty, wciąż czu łam zamęt w gło wie.Na dzwięk kro ków unio słam z obawą wzrok.Widok sto ją cej obokKitty był gor szy, niż prze wi dywa łam. To naprawdę ktoś powie działa, przy pi na jąc sobie numer star towy do koszulki.Opuści łam spoj rze nie, nie zwra ca jąc uwagi na ogień w pod brzuszu. Jasne.Kitty usia dła na ławce metr ode mnie i zaczęła obsku bywać ety kietę na butelce wody. Wiesz, ni gdy nie przypuszcza łam, że coś takiego się zda rzy pokrę ciła głową i roze śmiała się. Cały ten czas powta rzał mi, że nie cho dzi o mnie, tylko po pro stu nie chce się wią zać z żadną kobietą.Taka wymówka.A teraz? Teraz skoń czył ze mną wła śnie dla tego, że chce wię cej.Tylko z kimś innym.Usia dłam i spoj rza łam na nią. Skoń czył z tobą? Tak.Wła ści wie powie działa z namy słem w tym tygo dniu zakoń czył sprawy ofi cjal nie, ale taknaprawdę nie widzie li śmy się od& unio sła wzrok do sufitu namiotu od lutego.Od tego czasuwciąż odwo ły wał nasze spo tka nia.Ode brało mi mowę. Przynaj mniej teraz wiem, o co cho dziło. Musia łam wyglą dać na kom plet nie otu ma nioną, gdyżKitty pochyliła się do mnie z uśmie chem i dodała: On się w tobie zako chał.A jeśli naprawdę jesteśtak wspa niała, jak twier dzi, to tego nie zepsujesz.* * *Nie pamię tam, jak prze szłam przez park do linii startu.W gło wie mia łam kompletny chaos.Luty?Wtedy tylko bie ga li śmy&Marzec to wtedy zaczę li śmy sypiać ze sobą&Wto rek wie czo rem& po to, żeby z nią skończyć, twa rzą w twarz.Jak czło wiek przyzwo ity, jak dobry czło wiek.Zamknę łam oczy, kiedy w pełni dotarło do mnie, co sięstało: Will opo wie dział jej to wszystko już po tym, jak z nim zerwa łam. Jesteś gotowa?Pod sko czy łam i ujrza łam go obok sie bie.Z nie pew nym uśmie chem poło żył mi dłoń na ramie niu. W porządku?Rozej rza łam się, jak bym chciała odsko czyć gdzieś w bok i po pro stu& pomy śleć.Nie byłam gotowana to, by stał tak bli sko i odno sił się do mnie jak do przyja ciółki, tak miło.Mia łam go za co prze pra szać,ale też chcia łam zmyć mu głowę za kłamstwo& Nie wie dzia łam, od czego zacząć.Spoj rza łam mu w oczyi rozej rza łam się w poszu ki wa niu wska zówki, jak to zała twić. Chyba tak. Hej ode zwał się, zbli ża jąc się o maleńki krok. Hanno& Tak? Dosko nale& sobie pora dzisz. Jego oczy szu kały moich, w spoj rze niu była obawa, na któ rejwidok żołą dek skrę cił mi się w poczuciu winy. Mię dzy nami dziw nie się układa, ale teraz nie myślo niczym.Skup się na tej chwili, na wyścigu.Bar dzo uczci wie się do niego przygo to wy wa łaś i na pewnodasz radę.Wypuści łam powie trze i poczu łam pierw sze ukłu cie zde ner wo wa nia przed bie giem, a nie zwią zanez tym mężczy zną.Masu jąc mi barki, Will wymru czał: Zde ner wo wana? Tro chę.Zauwa żyłam ten prze skok w rolę tre nera, co mnie nieco uspo ko iło, gdyż mogłam dzięki temu trakto -wać Willa jak daw nego pla to nicz nego zna jo mego. Pamię taj o zacho wa niu rytmu.Nie ruszaj zbyt szybko.Druga połowa jest naj gor sza, musisz zacho -wać dość ener gii, żeby skoń czyć, rozumiesz?Poki wa łam głową. Pamię taj, to twój pierw szy bieg.Cho dzi o to, żebyś go ukoń czyła, a nie o miej sce, które zaj miesz.Obli za łam usta. W porządku. Bie ga łaś już po dzie sięć mil, prze bie gniesz i trzyna ście.Ja będę obok, więc& uda nam się razem.Spoj rza łam na niego zdzi wiona. Will, ty możesz wal czyć o dobre miej sce.To dla cie bie pestka, bie gnij z przodu.Pokrę cił głową. Tym razem nie cho dzi o wynik.Mój wyścig jest za dwa tygo dnie, dzi siaj jest twój dzień.Mówi łemci.Znów poki wa łam głową, nie zdolna wydu sić słowo.Nie mogłam ode rwać wzroku od jego twa rzy: odust, które cało wały mnie tyle razy i chciały cało wać tylko mnie; oczu tak wpa trzo nych we mnie, za każ -dym razem, kiedy się ode zwa łam, kiedy go dotknę łam; od dłoni spo czy wa ją cych na moich ramio nach,tych samych, które poznały każdy cal mojej skóry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]