[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Nie, to było już po spotkaniu.I nie nazwałbym tego rekrutacją – łagodnie wyjaśnił Bleys.– Po prostu, zanim dopadła mnie moja przypadłość, mieliśmy chwilę czasu na zawarcie umowy.Dlatego właśnie martwiłem się, że ktoś mógł zauważyć coś dziwnego w moim zachowaniu.Gdyby wiedział, że mam słaby punkt, to jest on osobą zdolną konsekwentnie je wykorzystać.Jest najzdolniejszą osobą, jaką do tej pory spotkałem – oprócz jednej.–Hal Mayne, oczywiście – wymamrotał Dahno.–Tak – potwierdził Bleys.Przywołał przed oczy brodatą postać z celi na Harmonii.– Hal Mayne.–Masz obsesję na punkcie tego chłopca – stwierdził Dahno.– Muszę kiedyś też go spotkać i zobaczyć, czemu tak wysoko go cenisz.–Nie jest już chłopcem – powiedział Bleys – i jak dotąd naprawdę jest najlepszy ze wszystkich, których spotkałem – oczywiście wyłączając rodzinę; nie martwię się o ciebie.Uśmiechnął się do Dahno.–Myślę, że mógłbym sobie z nim poradzić – powiedział Dahno w zamyśleniu.– To znaczy z DeNilesem.Oczywiście to zależy, czy spotkalibyśmy się na jego terenie, czy na moim.I ma nade mną przewagę doświadczenia.Czyli dwa punkty dla niego.Ale myślę, że sobie poradzę.Ale zgadzam się z tobą, Bleys.Nie chciałbym niczego obiecywać.–Widziałem w nim pewne szczeliny – stwierdził Bleys – które mogłyby działać na naszą korzyść, tak jak on mógłby wykorzystać moją słabość.Sam doskonale wiesz, Dahno, że każdą słabość można wykorzystać.–Jedną chwilkę – wtrąciła się Toni.– Wróćmy do tematu.Mówiłeś, że zawarłeś z nim umowę, zanim straciłeś świadomość.Byłam tam wtedy z tobą i nie słyszałam niczego, co brzmiałoby jak zawieranie porozumienia.–Wszystko rozegrało się w ciągu minut, jeśli nie sekund – powiedział Bleys.– Właściwie to on wyszedł z propozycją.–Jak? – zapytała Toni.–Nie chciałem trzymać tego w tajemnicy przed wami.Po prostu skoncentrowałem się na uzdrowieniu i chciałem przemyśleć możliwości.Nie, nie zrobił pierwszego ruchu.Musiał zdecydować już w trakcie konferencji, że raczej nie będzie ze mną walczył, jeśli nie będzie musiał.Przedstawił mi ofertę, mówiąc po co pracował całe swoje życie.–Podsłuchiwaliśmy – powiedział Henry.Z jego oczu zniknęła łagodność widoczna tam wcześniej w trakcie rozmowy z Bleysem.– Starał się doprowadzić do sytuacji, w której Newton zdominowałby Młodsze Światy.–Nie – zaprzeczył Bleys.– Pracował dla małej grupy ludzi na Newtonie.Nie dba o newtońskie plany podboju.Nie interesuje go, kto rządzi tym światem.Chodzi mu tylko o to, by najlepsze newtońskie umysły były chronione i miały zapewniony spokój i warunki pracy.Jak długo może im to zapewnić, uważa swoje życie za wartościowe.–Interesujące – rzucił Dahno.–Prawda? – stwierdził Bleys.Zaczął lekko chrypnąć.Sięgnął po szklankę z wodą stojącą na stoliku przy łóżku i napił się trochę.–Poświęcił się służeniu im, co na dłuższą metę oznacza służenie całej ludzkości – mówił dalej Bleys czystszym głosem.– Myślę, Dahno, że jest w stanie dostrzec i zrozumieć nici gobelinu historii.Zasadniczo chciał, żebym zagwarantował, iż jego cenni naukowcy będą dalej mogli pracować dla ludzkości.Powiedziałem mu, że jeśli o mnie chodzi, nie interesuje mnie, kto rządzi planetami i że mój cel leży w dziedzinie filozofii.Powiedział, że to rozsądne – co zasadniczo oznacza, że się ze mną zgadza – a potem nie pamiętam.–Najważniejsze, że zgodził się dla nas pracować – powiedział Dahno.–Z nami, nie dla nas – poprawił Bleys.–Och, rozumiem różnicę Bleys, wierz mi – stwierdził Dahno.– Cieszę się, że Toni skłoniła cię do przedstawienia szczegółów, choć pewnie w końcu sam bym je z ciebie wydobył.Na podstawie tego co mówisz myślę, że może powinienem spróbować spotkać się z DeNilesem zanim opuści Nową Ziemię.Jeśli pozwolisz, natychmiast wyślę do niego list pocztą międzyplanetarną.Ustanowię stałe połączenie.Podniósł się ze swojego miejsca.–Tak – zgodził się Bleys – to dobry pomysł.Podniósł się szybko, przerzucając nogi za krawędź łóżka i wstał.Przepełniła go ta sama fala oczekiwania co na Zjednoczeniu, tuż przed rozpoczęciem wyprawy, kiedy czekał na efekty rozmowy Toni z jej ojcem.–Nie dbam o to, co mówi Kaj Menowsky – powiedział do pozostałych.– Zbyt wiele jest do zrobienia i tak naprawdę nie ma różnicy, czy zajmę się tym teraz, czy za dwanaście godzin.Mam dość łóżka!Rozdział 47 Nie miały znaczenia drogi, które w końcu doprowadziły ich do ich związku.Poszczególne etapy były tak nierozróżnialne, a ostateczny wynik do tego stopnia nieuchronny, że Bleys musiał później włożyć dużo wysiłku, by przypomnieć sobie poszczególne kroki.Tak naprawdę nie miało to znaczenia.Po pierwsze, nieuchronność tego stała się oczywista od chwili, gdy Bleys uświadomił sobie niekontrolowane zdradzanie jej swoich najgłębszych tajemnic, kiedy Toni siedziała przy nim w trakcie choroby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]