[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rano wzięła długi, chłodny prysznic.Usiłowała zmyć z siebie mgliste wspomnienia erotycznych snów, które męczyły ją w nocy.I choćpróbowała sobie wmówić, że tamten pocałunek też był ich częścią,wiedziała, że zdarzył się na jawie.Nie tak dawno pochowała męża, a już całuje się z innym mężczyzną! Nadomiar złego ten mężczyzna to Steve! Przypomniało się jej, jak przezmoment ta zimna pustka, którą bez przerwy czuła w sobie, wypełniła sięciepłem jego ciała, smakiem jego ust, delikatnym uściskiem jego ramion.Poczuła się bezpiecznie.Poczuła się kochana.Złudzenie, którego źródłem była samotność.Iluzja podsycona alkoholem.Steve jej nie kochał.Po latach nienawiści, dopiero niedawno zaczął jejufać.Ona także nic do niego nie czuła.Przecież dopiero co straciłaMagnusa.Po chwili wahania zeszła na śniadanie.Postanowiła nie tchórzyć.Zresztąnie mogła w nieskończoność go unikać.Kilka godzin później zapukał cicho do drzwi jej gabinetu.Wiedziała, żeto on, bez podnoszenia wzroku.Dopiero gdy upewniła się, że jej twarz niezdradzi uczuć, spojrzała na niego.Podszedł do biurka.- Wszystko w porządku? - spytał cicho.- Oczywiście.Zazwyczaj po winie mam lekki ból głowy, ale dziś czuję siędobrze.- Jej głos może zabrzmiał trochę szorstko, ale przynajmniej niedrżał.- Nie byłaś pijana.- Ale wino miało wpływ na moją ocenę sytuacji.Steve tak długo milczał,że była zmuszona na niego spojrzeć.Wbił w nią badawczy wzrok.- To wszystko wymówki, Triss.Po co on u licha drąży ten problem?- Nie ma nad czym debatować - ucięła stanowczo.Udała, że zaczyna czytać leżący przed nią list.Najwyraźniej Steve był innego zdania.- Może masz rację - powiedział jednak, po czym spokojnie pochylił sięnad biurkiem, ujął jej brodę w palce i unosząc jej twarz ku sobie,pocałował ją.Tym razem stało się to bez ostrzeżenia.Jej usta mimowolnie rozchyliłysię, a Steve prowokacyjnie pogłębił swój pocałunek.To wszystko trwało parę sekund.Po chwili puścił ją i odsunął się odbiurka, wkładając ręce w kieszenie.Triss zerwała się na równe nogi.- Co ty wyprawiasz?- Badam sytuację.- Jego oczy zabłysły.- Przeprowadzaj swoje eksperymenty na kimś innym! Patrzył na nią tak,jak prawdopodobnie patrzy zoologna nowo odkryty gatunek ssaka.- Na kogo się złościsz? Na siebie czy na mnie? - spytał.Mogłaby powiedzieć, że na oboje.Wolała jednak milczeć.Byławstrząśnięta swoim postępowaniem.Czuła się winna i zażenowana.- Jestem zajęta - wydusiła po chwili, siadając i biorąc do ręki list.- Ty też pewnie masz co robić?Nie podniosła więcej wzroku, póki nie wyszedł, głośno trzaskającdrzwiami.Odsunęła list, wzdychając ciężko.I tak nie była w stanieczytać, kiedy druk tańczył jej przed oczami.Przez kilka dni udawało się jej unikać przebywania ze Steve'em sam nasam.Kilka razy uchwyciła jego zdumione spojrzenie.Grant McKay przywiózł ze swojej farmy pocięte drewno.Kiedy Steve zZedem układali je w komórce, gdzie miało schnąć przed zimą, Trisswyszła do Granta, by podziękować i zaprosić go na herbatę.Potem zasiedli w czwórkę w jadalni, rozkoszując się pysznym ciastemHany.Triss zapakowała tacę ciasta dla Granta.Kiedy odjechał, Stevezostał, by pomóc posprzątać po podwieczorku.- Czy Grant jest kawalerem? - spytał, niosąc filiżanki do zmywarki.- Jest rozwiedziony.Dwoje dzieci mieszka z jego byłą żoną.Czasem goodwiedzają.- Czemu nie ożenił się ponownie?Triss zatrzymała się w pół kroku i spojrzała na Steve'a.Jego wzrok byłzagadkowy.- Nie wiem.Może boi się kolejnej porażki.A może nie spotkał jeszczekogoś, kogo mógłby pokochać.Steve zesztywniał.Patrzył na nią tak, jakby chciał przejrzeć ją na wylot.- Tak, jak ty kochałaś Magnusa?ROZDZIAŁ ÓSMYTriss przełknęła ślinę.- Właśnie tak - powiedziała niemal szeptem.Być może nie była to wielka namiętność godna sonetów poety, ale zpewnością była to miłość.W oczach Steve'a pojawiło się powątpiewanie.Nie wierzył jej, tym bardziej teraz, po tym, jak ochoczo odwzajemniałajego pocałunki.Czy to właśnie był cel owego badania, o którym mówił?Poczuła się upokorzona.- Nie rozumiesz tego - powiedziała.- Nigdy nie rozumiałeś.- Więc mi wytłumacz - odparł z dziwnym napięciem w głosie.Pokręciła głową.- Nie.- Za nic nie zgodzi się na taką wiwisekcję.Ku jej zdziwieniu Stevenieco się zmieszał.Być możenawet by ją przeprosił, gdyby nie to, że do kuchni weszła Hana, a za niąwbiegły w podskokach jej dzieci.Pewnego dnia, gdy Triss wyrywała chwasty w warzywniku, podszedł doniej Grant.- Myślałem, że to należy do obowiązków Zeda - zagaił.Triss wstała.Zdjęła rękawiczki.- Przynajmniej mam okazję pobyć trochę na świeżympowietrzu.Co mogę dla ciebie zrobić, Grant? - spytała z uśmiechem.- Nic.nic.Zostawiłem baraninę w kuchni.I przyszedłem się przywitać.- Dzięki - rozpromieniła się Triss.Grant odchrząknął.- Tak tylko.zastanawiałem się.Czy nie poszłabyś ze mną napotańcówkę organizowaną w sobotę przez Koło Farmerów? Nie mampartnerki.no i pomyślałem, że.byłoby miło.Przez chwilę Triss czuła pustkę w głowie.- Czy to Hana cię do tego namówiła? - spytała.Ostatnio Hana bezprzerwy jej przygadywała, że czas, by zaczęła udzielać się towarzysko.- Ależ skąd! - oburzył się Grant.- Tyle tylko, że wiem, jak to jest.byćsamemu.Pomyślałem, że nie będziesz miała nic przeciwko.- Oczywiście, że nie mam! To miło z twojej strony, że o mnie pomyślałeś.- I nie dając sobie więcej czasu do zastanowienia, dodała: - Tak,oczywiście, z chęcią z tobą pójdę.- Cudownie! - ucieszył się Grant i wyszczerzył zęby.- Przyjadę po ciebiew sobotę o wpół do siódmej.OK?- OK.Grant rozumiał, co to strata i żal.Wiedziała, że ciężko przeżył rozpadswojego małżeństwa.A po śmierci Magnusa okazał się prawdziwymprzyjacielem.Patrzyła, jak odchodził.Jego krok nabrał dziwnej sprężystości.Zatrzymałsię na chwilę i pomachał jej radośnie.Odpowiedziała z uśmiechem.Naglezauważyła stojącegonieopodal Steve'a.Podszedł do niej powoli z wbitym w nią wzrokiem.- Szczęśliwa?To chyba lekka przesada.Nie powiedziałaby o sobie, że czuje sięszczęśliwa.Wzruszyła ramionami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]