[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rajstopy, spodnie sztruksowe, pulower dla Sunshine, skarpety i majtki.Kupowanieubrań dla dziewczynek sprawiło jej ogromną przyjemność.Dodała czapeczki, skarpetkiwykończone koronką, dwa wspaniałe wełniane szkockie berety z pomponem, zielono- niebieski i fiołkowo-różowy.Bardzo uważała na kieszonkowców, których w miastach niebrakowało.Na lunch zjadła kanapkę z wołowiną, a popołudnie spędziła na zwiedzaniudrogich sklepów.Oglądała wszystko, lecz nie wydała już ani centa więcej.Quoyle także udał się na zakupy.Krążył wzdłuż półek sklepu z podarunkami w zakładziedla umysłowo chorych, starając się wybrać coś dla starego kuzyna.Kto wie, jakie miałwspomnienia? Kto wie, co przeżył? Aowił.Wyciągał więcierze.Miał psa.Chodził nocą.Zawiązywał węzły.Rozglądał się między sportowymi czasopismami i maszynowo zdobionymi saszetkami, ażznalazł zdjęcie pudla w metalowej oprawie.Musi wystarczyć.Nie ma potrzeby pakować,powiedział sprzedawczyni przy kasie i wsunął fotografię do kieszeni kurtki.Zastał starego kuzyna w plastykowym fotelu z drewnianymi poręczami.Siedział sam przyoknie.Był bardzo czysty, ubrany w białą nocną koszulę i biały szlafrok.Na żylastych stępachtekturowe klapki.Siedział ze wzrokiem utkwionym w ekran telewizora zawieszonego naścianie pod sufitem.Zamazany obraz ukazywał wszystkie postacie z podwójnymi ustami,poczwórnymi oczami i podwójną krawędzią policzków.Jakiś łysy mężczyzna mówił coś ocukrzycy.Potem niebieska eksplozja reklamy środka przeciw zamarzaniu, ukazującejfragmenty meczu hokejowego i okruchy lodu.Quoyle usiadł na krześle i wyregulował telewizor, ściszył fonię.Wstał i znowu usiadł.Stary kuzyn spojrzał na niego. Ty też tutaj? Tak  powiedział Quoyle. Przyszedłem cię odwiedzić. Cholerny kawał drogi, co? Tak  powiedział Quoyle. Rzeczywiście.Ale przyjechała ze mną Wavey Prowse. Poco mówił to staremu kuzynowi? Ach, taa.Straciła męża. Tak  odparł Quoyle.Nie wydawało mu się, żeby umysł starca szwankował.Rozejrzałsię, czy nie zobaczy gdzieś węzłów, ale nie dostrzegł żadnych. No cóż, i co myślisz? spytał ostrożnie.Trudno było odgadnąć, co miał na myśli. Och! Wspaniale! Wspaniałe żarcie! Mają gorące kąpiele z sufitu, mówię ci synu, jakbiały jedwab, mydło, które pieni ci się w dłoni.W takiej kąpieli czujesz się jak młodzieniec.Codziennie dają ci czyste ubranie.Bielutkie jak świeży śnieg.Jest telewizor.Mają gry i karty. Brzmi to przyjemnie  powiedział Quoyle i pomyślał, że starzec nie może wrócić dośmierdzącego chlewa. Nie.Niezupełnie.Jest tu pełno cholernych czubków.Dobrze wiem, gdzie jestem.Ależycie tutaj jest na tyle wygodne, że postanowiłem dopasować się do reszty.Pytają mnie: Kim jesteś? , a ja im na to:  Joey Smallwood , albo:  Największy krab w koszu. Och, towariat , mówią. Musi tu zostać. Hm  mruknął Quoyle. W Killick-Claw mają taki dom pod nazwą  Złoty Wiek.Może da się&  Ale nie miał pewności, czy go przyjmą.Sięgnął do kieszeni po fotografiępudla i wręczył ją kuzynowi. Przyniosłem ci prezent.Starzec wziął ją do drżącej dłoni i spojrzał na nią.Potem odwrócił się w stronę morza zaoknem; uniósł lewą dłoń i przykrył palcami oczy. Zawiązywałem przeciwko tobie węzły.Przywoływałem wiatry.Owce zdechły.Białatwarz nie może przyjść.Bolesne uczucie.Quoyle żałował, że nie przyniósł pudełka czekoladek.Ale wytrzymał.  Kuzynie Nolanie. Jak dziwnie zabrzmiały te słowa.Lecz wypowiadając je, w jakiśsposób związał się z tą pokurczoną łupiną. Kuzynie Nolanie Quoyle u.To wszystko należydo przeszłości.Nie obwiniaj siebie.Wytrzymasz jeszcze trochę, zanim zajrzę do domu  ZłotyWiek ? Mieszkają tam też ludzie z Killick-Claw i z No Name Cove.Wiesz, że nie możeszwrócić do Capsize Cove. Nigdy nie chciałem tam mieszkać! Chciałem zostać pilotem.Latać.Miałem dwadzieściasiedem lat, kiedy Lindbergh przeleciał nad Atlantykiem.Szkoda, że mnie wtedy nie znałeś!Niezły był ze mnie osiłek! On był tutaj, w Nowej Fundlandii.Stąd wystartował.Wszyscytutaj byli, święty Brendan, Leif Ericsson, John Cabot, Marconi, Lucky Lindy.Wydarzyły siętutaj wielkie rzeczy.Zawsze to wiedziałem.Wiedziałem też, że jestem stworzony do wielkichrzeczy.Ale jak zacząć? Jak wyrwać się, żeby zacząć? Zabrałem się do rybołówstwa, alenazwali mnie Sztormowy Quoyle.Widzisz, byłem pechowcem, przynosiłem ze sobą złewiatry.Nie miałem szczęścia.%7ładen z Quoyle ów go nie miał.Mogłem liczyć tylko na siebie.W końcu porzuciłem nadzieję.Quoyle zapewnił go, że zorientuje się w sprawie domu  Złoty Wiek w Killick-Claw.Jednocześnie zdecydował, że niczego nie będzie podpisywał.Stary kuzyn spojrzał ponad ramieniem Quoyle a w stronę drzwi. Gdzie jest Agnis? Ani razu mnie nie odwiedziła. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, dlaczego  powiedział Quoyle. Ach, wiem, dlaczego nie chce do mnie przyjść.Wstydzi się, ona wie, że ja wiem.Kiedyśszybko szła do mojego domu, chociaż wtedy była jeszcze bardzo młoda.Przyszła do staruszkize swoim kłopotem, błagała o pomoc.Ryczała i beczała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl