[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciała go zobaczyć, usłyszeć jego głos, przekonać się, czy ból tęsknoty wynika zmiłości.Obawiała się, że ponownie jest zakochana.Elliott był dla niej bardzo miły i łaskawy,okazywał jej cierpliwość.Nie mogła go obciążać nieodwzajemnionym uczuciem.Zresztączy by jej uwierzył, nawet gdyby wyznała mu miłość?Gdzie się podziewał? Powóz wrócił już ponad dwie godziny temu, a stangretpowiedział, że milord wyszedł z kościoła i udał się w stronę wioski.Zegar wybił trzecią.Niepokój Arabelli przeszedł w złość.Nie było go w domu przeztrzy dni, a oto tylko przekazał wiadomość i przysłał pudła z zakupami.Sięgnęła po jedno z nich i szarpnęła za wstążki.Zanim rozsupłała węzeł, złamałasobie paznokieć.W środku znajdował się letni kapelusz ozdobiony zieloną kokardą.Odłożyła go i otworzyła kolejny pakunek, spodziewając się, że znajdzie w nim próbkimateriałów.Spłynęły jej do stóp, gdy otwierała następną paczkę.Okazało się, że Elliott kupiłjej cienkie haleczki.- Ha! - Bella upuściła je na papier, w który były opakowane.Dlaczego szanowny panmałżonek tak chętnie kupował jej bieliznę, skoro nie śpieszyło mu się do domu?- Nie podobają ci się? - Odwróciła się gwałtownie na dzwięk jego głosu.Elliott stał w drzwiach.Był lekko rozczochrany, węzeł fularu miał rozluzniony.Nie wiedziała, czy ma ochotę go uderzyć, czy pocałować.- Piłeś - powiedziała z wyrzutem.- Niewiele.- Wszedł do pokoju.- Nie wystarczyło.Jak widzisz, jeszcze się trzymamna nogach.- Dlaczego od razu nie przyszedłeś do domu? - zawołała.- Popatrz na zegar! Straciłeślunch.Martwiłam się.- Zmieniasz się w sekutnicę, żono? - Uniósł kapelusz i próbował osadzić go na głowieArabelli.Odepchnęła go.- Gdzie byłeś? - Przerażał ją w tym stanie.Starannie odłożył kapelusz do pudła.- W gospodzie.- Tam jest błoto? - Wskazała jego buty.- Nie.O ile dobrze sobie przypominam, obszedłem staw.- Niepokoiłam się o ciebie.- Położyła mu rękę na ramieniu, lecz zaraz ją cofnęła,napotkawszy niechętne spojrzenie Elliotta.- Stangret miał ci powiedzieć, że jestem w wiosce.Czy muszę ci się spowiadać zkażdego kroku? A jak myślisz, co mogłem robić? Uwodzić niewinne dziewczyny?- Nie.- Te słowa ją zabolały, mimo to siliła się na pogodny ton.- Pomyślałam, żeupiłeś się w gospodzie, a potem wdałeś się w bójkę.- Marzyłem o tym.Ale nie jestem pijany, z nikim się nie biłem i jestem w domu.A jakty spędziłaś czas?- Pojechałam do kościoła i odwiedziłam rodzinną kaplicę.Daniel mi towarzyszył.Zrobiło mi się smutno, bo.- Bo dotarło do mnie, że cię kocham.- A potem wróciłamdo domu.Zaprosiłam Daniela na lunch.Twój kuzyn jest bardzo miły.- Pociągnęła sznurekdzwonka.- Pewnie chętnie byś coś zjadł?- Dzwoniłaś, milady? - spytał Henlow, udając, że nie widzi licznych pakunków ibielizny w salonie, ani tego, że pani domu stoi z rękami na biodrach, a pan ma ubłoconeubranie.- Dziękuję, Henlow - powiedział Elliott.- Milady zmieniła zdanie.- Gdy majordomusskłonił się i wyszedł, rzucił ze złością: - Nie jestem głodny.- Co się z tobą dzieje? - To nie był Elliott, jakiego znała.Gdy zorientowała się, żepatrzy na jej brzuch, szybko osłoniła go ręką.- Nie krzycz na mnie.To na pewno niepokoidziecko.- Przepraszam - powiedział Elliott bynajmniej nie skruszony.- Powinienem byłpamiętać, że wszystko kręci się wokół tego cholernego dzieciaka.- Elliotcie! Jak możesz? Nasze dziecko.- Syn Rafe a - poprawił ją, a jego oczy błysnęły złowrogo.- Przecież ożeniłeś się ze mną ze względu na to, że to może być chłopiec - broniła sięrozpaczliwie.- Powiedziałeś, że jeśli urodzi się chłopiec, to będzie dziedzicem.- I wtedyprzypomniała sobie, jak przez twarz męża przemknął cień, gdy zażartowała, że chciałaby, byurodził się chłopiec, bo wspaniale by się razem bawili.- Masz o to żal do losu.Elliotcie, tojest niewinne dziecko.Jeśli jesteś zły, gniewaj się na mnie.Nie możesz obwiniać dziecka.- Nie jestem zły na dziecko ani na ciebie - rzucił przez ramię, odkopnął halkę leżącąna podłodze, podszedł do okna i zapatrzył się w przestrzeń.- Nie jestem nawet zły na Rafe a,chociaż zasłużył sobie na mój gniew.Jestem wściekły na siebie.- Na siebie? - Bella w osłupieniu wpatrywała się w jego szerokie ramiona.- Dlatego,że chciałbyś, żeby to był twój syn? Przecież powiedziałeś.- Pamiętam, co powiedziałem.Wiem, co powinienem myśleć - odpowiedział, nieodwracając się w jej stronę.- Więc to wszystko znaczy, że jestem pozbawiony honoru, zły?- Och, Elliotcie.Nie.- Pośpiesznie szukała odpowiednich słów.- Jesteś w ten sposóbbardziej ludzki.Powinnam była to przewidzieć.- Nie obwiniaj się za nic - odparł matowym głosem.- Nie dodawaj swojej winy domojej.Wpatrywała się w niego w milczeniu.Był rozczochrany, pachniał tanim piwem,przesiąkł zapachem gospody, zabrudził błotem chiński dywan, a ona go kochała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]