[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W krętych kolejkach do zaimprowizowanych straganów stały setkiistot, oczekując na swoją porcję bezbarwnej, ciastowatej żywnościsyntetycznej wyciskanej z olbrzymich, elastycznych kontenerów.Innekolejki wiły się do połatanych kadłubów starych barek rzecznych,wypełnionych po burty spienioną wodą.- Za niewielką kwotę - zauważył robot - wielu z dobrze wyszkolo-nych pracowników Salliche Ag z przyjemnością zaoferują żywność,która zadowoli najwybredniejsze podniebienia.Za odpowiednią opłatąmożna również uzyskać lepsze warunki mieszkaniowe, jak to zresztąwidać na Wzgórzu Noob.Melisma podążyła wzrokiem za palcem robota w kierunku działkigruntu okolonej wysoką siatką z paralizatorami.W izolacji od resztyazylukręciło się tam ze dwudziestu Ithorian, zajętych swoimi sprawami wcieniu otwartych, okrytych plecionką pawilonów.Z jednej stronygłębokie rowy melioracyjne oddzielały ich od grupy Gamorrean, którzymieszkali w niskich bungalowach zbudowanych z wysuszonej nasłońcu cegły, z drugiej, za ścianą ciernistych krzewów, gromadkaWookiech zbudowała sobie domek z bali.Im dalej w głąb obozu, tym sprawy wyglądały gorzej.Błoto, jużprzedtem kłopotliwe, teraz na dłuższych odcinkach sięgało po kostki, agetto szop bez dachu i rozsypujących się szałasów z płatów folii sku-piło się u stóp wzgórza, gdzie światło słońca nigdy nie zaglądało, a wo-da ze zbocza spływała wprost do obszaru dystrybucji posiłków.Zamiast prefabrykowanych namiotów i blisterowych chat stały tuszałasy odpowiednie raczej dla bydła niż dla istot rozumnych.W jednym miejscu grupka pomysłowych Vorsów wykorzystała ło-paty manewrowe statku, aby zbudować coś w rodzaju wysmukłej al-tanki, gdzie indziej gniazdo batrachiańskich Rybetów skonstruowałoobszerną chatę z pustych skrzyń ładunkowych i rozporek z gniazd sil-nikowych Y-skrzydłowca.Prawie wszyscy nurzali się w brudzie.Nowy smród w powietrzu oznajmił Melismie, że znalezli się w oko-licy komunalnych odświeżaczy.- Może tak jest tylko wtedy, kiedy nie ma wiatru - z nadzieją mruk-nął Gaph.- No to złóżmy petycję do kontrolerów klimatu o przyzwoity hura-gan - warknęła Melisma spod dłoni, którą zakryła usta i nos.Zgodnie z obietnicą, tuż za odświeżaczami znajdowała się sekcjaczterysta sześćdziesiąt pięć, o czym informowała tabliczka, na którejktoś dopisał ręcznie Miasto Rynów".Ponad połowa z zadeklarowanych trzydzieściorga dwojga ichziomków wyszła na podwórze, żeby powitać piątkę Gapha i Melismy.Otoczenie wydawało się wyjątkowo czyste, wręcz sterylne, co dlaRynów, dla których porządek i czystość stanowiły swego rodzaju kult,było całkiem naturalne.Przywódca tej grupy, wysoki samiec imieniem R'vanna, powitał ichporcjami smacznego ryńskiego jedzenia i lawiną pytań o okoliczności,jakie sprowadziły ich na Ruan.Gaph zaczął opowieść od samego po-czątku, jak udało im się uciec z Sektora Wspólnego, kiedy karawanaich statków została zaatakowana przez patrol Yuzzhan Vong.W wyni-ku awaryjnych skoków w nadprzestrzeń statki rozrzuciło na dużej prze-strzeni.Część z nich wylądowała na Kole Fortuny w Ord Mantell, gdziedosięgną! ich kolejny atak Yuzzhan.Wtedy byli już uchodzcami - nie-którzy znalezli transport na Bilbringi, inni na Rhinnal, a jeszcze inni naGyndine.Potem R'vanna opowiedział im swoją historię, która okazała sięcałkiem podobna do historii Gapha, tyle że rozpoczęła się wHegemonii Tion.Jedna z kobiet zaprowadziła Melismę i jej kuzynki do dormitorium.Melisma pozostawiła niemowlę pod ich opieką, a sama wróciła do Ga-pha i R'vanny, który właśnie opisywał w żywych barwach egzystencjęw Azylu numer 17.- Woda rzadko bywa tu problemem, bo nasi nadzorcy po prostu wrazie potrzeby wywołują ulewę, ale niedostatek jedzenia daje nam sięwe znaki, szczególnie ostatnio
[ Pobierz całość w formacie PDF ]