[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodziło o to, czy.czy nasi ludzie mogą się załamać w obliczu wroga, w krytycznej sytuacji — czy też gotowi są na śmierć.— A dlaczego nikt nie wracał na Ziemię?— Bo.bo wszyscy zdradzili, panie Tichy.jak dotąd ani jeden nie zgodził się ponieść śmierci za sprawę bryi — tfu, za naszą sprawę, chciałem powiedzieć, mówię to z przyzwyczajenia, niechże pan zrozumie, jedenaście lat tu siedzę, już za rok spodziewam się emerytury, ja mam żonę i dziecko, panie Tichy, błagam.— Zamknij gębę!!!! — rzekłem gniewnie. — Emerytury się spodziewasz, łotrze, ja ci dam emeryturę!!Podniosłem tasak.Urzędnikowi oczy wyszły z orbit; zaczął się czołgać do mych stóp.Kazałem mu wstać.Przekonawszy się, że kasa pancerna posiada mały, zakratowany lufcik, zamknąłem go w niej.— I ani mrumru! Żebyś mi się nie ważył łomotać ani stukać, drabie jeden, bo szatkownica!!Reszta była już prosta.Noc spędziłem nie najlepszą, bo wertowałem papiery — były to sprawozdania, raporty, formularze, każdy mieszkaniec planety miał własną teczkę.Umościłem sobie biurko najtajniejszą korespondencją, bo nie było na czym spać.Rano włączyłem mikrofon i wydałem, jako Kalkulator, rozkaz, by cała ludność zebrała się na placu pałacowym.Każdy miał przynieść ze sobą obcążki i śrubokręt.Kiedy się wszyscy ustawili jak gigantyczne figury szachowe z żelaza, rozkazałem, aby sobie poodkręcali nawzajem głowy, na intencję kapacitancji świętego Elektrycego.O jedenastej wyłaniać się poczęły pierwsze ludzkie głowy, zapanował tumult i chaos, podniosły się krzyki „zdrada! zdrada!” — które w kilka minut później, kiedy ostatnia żelazna bania z łoskotem spadła na bruk, przerodziły się w jeden ryk radości.Ukazałem się wówczas we własnej postaci i poleciłem, aby pod moim przewodem wzięli się do pracy — pragnąłem bowiem sporządzić z miejscowych surowców i materiałów wielki statek.Okazało się jednak, że w podziemiach pałacu znajduje się szereg statków kosmicznych, z pełnymi zbiornikami, gotowych do drogi.Przed startem wypuściłem z kasy pancernej Argussona, nie wziąłem go jednak na pokład i nikomu nie pozwoliłem go zabrać.Powiedziałem, że zawiadomię o wszystkim jego szefa, przy czym powiem mu, też możliwie wyczerpująco, co o nim myślę.Tak zakończyła się ta jedna z najniezwyklejszych moich przygód i podróży.Mimo wszystkich trudów i mąk, o jakie mię przyprawiła, rad byłem takiemu obrotowi rzeczy, gdyż przywrócona mi została, nadszarpnięta przez malwersantów kosmicznych, wiara w przyrodzoną zacność mózgów elektronowych.Jak to jednak miło pomyśleć, że tylko człowiek może być draniem.Библиотека «Артефакт» — http://artefact.lib.ru1Библиотека «Артефакт» — http://artefact.lib.ru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]