[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kazamir też powiódł wzrokiem dookoła.— Zgpdzam się ze szlachetnym przedmówcą— stwierdził.— Sądzę, że ciepłe łoże bardziej mi dziś posłużyniż trunki i zabawy.James natychmiast skinął dłonią na jednego z paziów, a gdy ten podszedł, polecił mu odprowadzić książętado komnat gościnnych.Pożegnawszy się z nimi życzeniami dobrej nocy, wrócił do nadal siedzącego napodwyższeniu Aruthy.Tymczasem muzycy dalej dręczyli powietrze.Znalazłszy się u boku Aruthy, James usłyszał zadanepółgłosem pytanie Księcia.—Co myślisz o tej wizycie?Giermek odpowiedział cicho, tak żeby mógł go usłyszeć jedynie Arutha.—Uważam, że wszystko to jest dziwne.Pozornie mogłoby się wydawać, że Diuk szuka odpowiedniego męża dla swejcórki, a sam zamierza się zabawić polowaniem na jakieś miejscowe osobliwe zwierzęta.— Pozornie, powiadasz.— powtórzył Arutha, nie spusz czając wzroku z tancerzy.— Ponieważ w tej części Królestwa znajdzie się niezbyt wieluodpowiednio wysoko postawionych młodzieńców — a żadenz nich nie ma więcej niż dziesięć lat — ten powód się nie utrzyma przy dokładniejszym badaniu sprawy.—A jakie inne powody mógłbyś wymyślić?— Cóż, syn powiada, że chcą zapolować na trolle i smokiw Górach Trollhome, ale mnie się to też nie widzi.Nie dalej jaktydzień temu biliśmy się z trollami pod Romney i jestem pewien,że zostało ich tam dość, by Diuk i jego rodzina mieli okazję dołowów po kres swoich dni.Co się tyczy polowań na smoki, tonawet krasnoludy ich nie szukają.Czekają, aż jakiś smok wylezie z legowiska, a potem cała społeczność ruszado walki.Nie, Diuk może i być sobie dostatecznie szalony, by polować na trolle oraz smoki, ale nie one sąpowodem jego podróży na Zachód.Podejrzewam, że prawdziwe pobudki, jakimi się kierował, znajdziemy wDurbinie.— Czego mógłby chcieć w Durbinie? Na wschodzie jest dwa dzieścia wielkich keshańskich portów.James wzruszył ramionami.—Gdybyśmy wiedzieli, czego szuka w Durbinie, dowiedzielibyśmy się i tego, dlaczego kłamie.Arutha spojrzał bacznie na swego giermka.— Ty coś podejrzewasz.— Zaraz po tym zdaniu znówzaczął się przyglądać tancerzom.— Owszem.— James kiwnął głową.— Ale nie wiem niczegokonkretnego, do czego by się można było przyczepić.Mam tylkoniejasne przeczucie, że wszystko się ze sobą wiąże: morderstwa,zaginięcia obywateli i przybycie tego magnata z zagranicy.—Jeżeli coś znajdziesz, daj mi znać.— Wasza Książęca Mość będzie pierwszym, który się dowie— stwierdził James.—Wyspałeś się?—Wcześniej? Owszem — odparł James, wiedząc, jakie będąnastępne słowa.—To dobrze — rzekł Arutha.— W takim razie.wiesz, comasz robić.James skłonił się Księciu i Księżnej, a potem szybko i nie postrzeżenie wyszedł z sali.Wychodząc, skinąłdłonią paziowi, rozkazując mu iść za sobą.Młodzik natychmiast ruszył za starszym giermkiem.Przeszedłszy do Komnaty Kobierców, znalazł ją pustą.Udał się więc do Ogrodów Księżnej, gdzie zobaczyłczerwonego jak burak Wilłiama stojącego obok księżniczki Pauliny.Kadet ograniczył swoją aktywnośćintelektualną do poziomu bełkoczącego coś niewyraźnie półgłówka, a dziewczyna trzymała go pod rękę i terkotałaszybko, wskazując kolejne kwiaty.— Ehem.— chrząknął James.Kłaniając się księżniczce,natychmiast dostrzegł malującą się na twarzy Wilłiama ulgę.— Wasza Wysokość, ten paź odprowadzi cię do waszych komnat.Wasz ojciec i brat raczyli już się udać na spoczynek.—Ale jeszcze jest wcześnie.— Dziewczyna nadęła usteczka.— Jeżeli wolicie, paź zaprowadzi was z powrotem na bal.Ale kadet William.jest potrzebny gdzie indziej.— Paulinagotowa była jeszcze się spierać, więc James dodał: — Rozkazksiążęcy.Dziewczyna zmarszczyła brwi, a potem zmusiła się do uśmie chu i spojrzała na Wilłiama.— Dziękuję za to, żeście zechcieli się podjąć roli mojegoprzewodnika.Szkoda, że wszystko skończyło się tak szybko.Może jeszcze zdarzy się okazja do spotkania.—Mmmm.pani.— wybąkał William.James poczuł nagły przypływ pożądania, gdy dziewczyna go mijała, on zaś dwornie się skłonił.Gdy odeszła,uczucie natychmiast minęło.Odwrócił się do Wilłiama, który stał jak kołek, zmieszany, ogłupiały i mrugający.—Dobrze się czujesz?— Nie wiem — odparł młody kadet wciąż jeszcze oszoło miony.— Kiedy byliśmy razem, ja.nie wiem, czymwyjaśnić to, co czułem.Ale teraz, gdy sobie poszła.—Magia — stwierdził James rzeczowo.—Magia?— Jej brat powiedział, że ona korzysta z magii.Wzmacniaswój osobisty urok.—Niełatwo mi w to uwierzyć — odparł William.— I mówi to ktoś urodzony na wyspie magów — stwierdził książęcy giermek, wywołując kolejny rumieniec natwarzy kadeta.— Uwierz mi.— James położył dłoń na ramieniu młode go żołnierza.— Muszę dbać o ludzibędących w służbie Aruthy, a wygląda mi na to, iż dobrze by ci zrobiło, gdybyś strzelił sobie kilka kufli piwa.— Chyba tak — odpowiedział William.— Muszę jednakwracać do koszar kadetów.—Nie, jeżeli pójdziesz ze mną— rzekł James.—Jak służba Arucie może się wiązać z piwem?— Muszę zajrzeć tu i tam.— Książęcy giermek uśmiechnąłsię szeroko.— A spacerek z przyjacielem od knajpki do knajpki doskonale ukryje prawdziwy cel przechadzki.William westchnął z rezygnacją, usiłując nie myśleć o możliwej reakcji McWirtha na plan Jamesa, a potemruszył za przyjacielem i po chwili ogród był pusty.Rozdział 4 NIESPODZIANKIWilliam patrzył prosto przed siebie.Wiedział, że przez cały czas bacznie obserwuje go McWirth.Podczas minionego roku stary Miecznik badałpostępy Williama z większą uwagą niż sukcesy innych, a teraz gdy kadetów odpromocji dzielił zaledwie tydzień, Williamowi wydawało się, że McWirth ocenia każdy jego gest i każdemrugnięcie.William tłumaczył to tym, że nie był zwykłym kadetem.Oce niano, iż jest może najlepszym szermierzem, gdyprzychodziło do dwuręcznego miecza, a do strategii i taktyki też miał niezwykłą smykałkę.Fakt, iż przez adopcjębył królewskim kuzynem, też mógł mieć coś wspólnego ze szczególnym traktowaniem go przez Miecznika.Niezależnie jednak od tego, jak się starał go zadowolić, stary niezmiennie oceniał jego wysiłki jakoniezadowalające.Podczas ćwiczeń z mieczami jego pchnięcia były o włos za niskie, a decyzje o wysłaniu w poleoddziałów wsparcia podczas ćwiczeń taktycznych oceniano na przedwczesne.William zaczął się nawetzastanawiać, czy stary nie żywi doń osobistej urazy, ale teraz przegnał tę myśl z głowy, bo oto Miecznik zatrzymałsię przed nim.—Późno się wróciło, co? — zapytał McWirth przyjaznymtonem.William wciąż czuł piasek pod powiekami, bo w istocie spal krótko, teraz jednak podjął próbę otrząśnięcia sięz senności.— Tak jest, sir! Dość późno! — odparł tak rześkim tonem, najaki tylko mógł się zdobyć.—Znaczy, jesteście zmęczeni?—Nie, mości Mieczniku!— To dobrze — odpowiedział McWirth, podnosząc głos tak, bymogli go usłyszeć i inni kadeci.— Ruszamy dziś na ćwiczenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]