[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wspólnie przeżywamy cudowne chwile.Przeprowadzamy się razem do mieszkania w Kendal, ja pracuję w piekarni,a w wolnym czasie remontuję stary wóz kempingowy.Czasem gdzieś nim wyjeżdżamy.Parkujemy sobie w lesie i otwieramy drzwi na oścież, tak że nocą gwiazdy niemal wchodządo środka.Pachnie przyjemnie drzewami i torfem.Piękne ciałoRosie kąpie się w miękkim świetle świec, które zapalamy przyłóżku.Zażywane przez nas narkotyki jeszcze wzmacniają głębokie uczucie, które do siebie żywimy.Rosie jest rozkoszna,życie jest piękne, wszystko dobrze się układa.Rosie wstrzykuje sobie heroinę.Nie może przestać kiedypróbuje żyć bez heroiny, jest naprawdę chora.Więc jeśli Rosiejest blisko, blisko jest też heroina.Wcześniej często ją zażywałem, ale wraz z Rosie stała się częścią mojego życia.Heroina to dobry narkotyk, otula mnie ciepłem, które przenika całe ciało jak miłość.Szybko, bardzo szybko przestaję jąjedynie lubić, a zaczynam jej potrzebować.Gdy jej nie mam,choruję.Ale w przeciwieństwie do Rosie, nie jestem uzależniony.Nałóg jest dla słabeuszy, a ja jestem twardy.I nigdy niepopełniam jednego błędu nie wstrzykuję sobie heroiny aniżadnych innych narkotyków.Po cichu gardzę ludzmi, którzyto robią.Czy nie zdają sobie sprawy z tego, że jak raz zaczną,to już nigdy nie będą mogli przestać? Nieraz, choćby u kogośw domu, otaczają mnie ludzie, którzy sobie wstrzykują, i mogęsobie z nimi zapalić towar, ale nigdy nie dotykam igły, bo szczycę się tym, że unikam igielnej pułapki.Chociaż równocześnie ciekawi mnie, jak to jest.To znaczy, wydaje mi się, że to musi być niezłe, w przeciwnym razie nikt by tego przecież nie robił.Gdy budzę się o trzeciej nad ranem, by iść do pracy w piekarni, zadaję sobie pytanie, dlaczego muszę wychodzić z łóżka.Wysuwam jedną nogę, owiewa mnie nieprzyjazne porannepowietrze.Chowam nogę z powrotem pod kołdrę.Rosie śpi.Aóżko jest ciepłe.Zamykam oczy.Zasypiam.Kiedy budzę się kolejny raz, słońce zalewa okno.W pokojujest ciepło.Przeciągam się.Czuję przy sobie Rosie.Jeżeli dwojeludzi potrzebuje narkotyków, to wychodzenie w środku nocy dopracy z jakimiś ponurakami za marną kasę nie jest najlepszymsposobem na ich zdobycie.Najlepszym sposobem jest kupowanie i sprzedawanie narkotyków.Handel zapewnia ci nie tylkozapas towaru, ale i dochód.Komu potrzebna jest stała praca?Komu potrzebne są ręce upaprane w mące przez cały dzień?Chrzanić to.W pięknym starym wozie kempingowym Rosie i ja wyruszamy w drogę, na której odtąd będziemy sprzedawać narkotyki.Mamy nadzieję, że wyglądamy jak niewinni studenci, takniewinni, że przeszukiwanie wozu nie przyjdzie nikomu dogłowy.Bo jeśliby jednak przyszło, to odkryto by, że od podłogipo dach jest on wyładowany crackiem, heroiną i ekstazą.Jedziemy na południe, w okolice Frome w hrabstwie Somerset.Jest lato, krowy toną po kolana w żółtych jaskrach porastających pastwiska.Spoglądają na nas ponad płotami, znad którychunosi się słodki zapach dzikich róż.Rosie wie, gdzie zatrzymująsię podróżni, i wszędzie ma znajomych.Zapotrzebowanie nanarkotyki jest tak duże, że muszę ciągle wracać do Birminghampo nowe zapasy.Kiedy rynek wydaje się zaspokojony, jedziemydalej, w okolice Bristolu i Bath.Rosie bada przede mną teren:kręci się między wędrowcami, zaprzyjaznia się z nimi i mówi: Będzie tędy przejeżdżał taki jeden z akcentem Brummie, handluje towarem, jest ktoś chętny? Zawsze wiadomo, kto kupi.Uzależnieni od heroiny próbują się zachowywać jak inni, ale odrazu zdradzają ich martwe spojrzenie, trupio szara cera i chudasylwetka.Kiedy zbliża się koniec lata, jedziemy do Kent na zbioryjabłek.Owoce to tysiące maleńkich, zaróżowionych buziek,które zwisają z rosnących rząd w rząd identycznych drzew.Wędrowcy rozbijają się w starych sadach na obrzeżach farmy.Uwielbiam patrzeć, jak podjeżdżają kolejne ciężarówki, autobusy i przyczepy i wysypują się z nich dorośli i dzieci.Są ulotni,jadą tam, gdzie jest czas żniw, wiśni, chmielu, jabłek.Jakże staryto sposób na życie.Spokojni wędrowcy pracują wysoko na drabinach, całymidniami na okrągło zrywając jabłka do skrzynek, a gdy wieczorami wracają na miejsce odpoczynku, chcą rozprostować obolałe kości, coś zjeść i sobie zapalić.Jak oni mnie nienawidząza to, że w zamian za parę woreczków heroiny i trochę pigułekoddają mi swój zarobek.Nad pracownikami sezonowymi czuwa farmer.Codziennie rano przygląda się naszemu furgonowi i czeka, bym z niegowyszedł i tak jak inni zaczął zbierać jabłka: nie rozumie, że jabez tego zarabiam tyle, ile on nie byłby w stanie mi zapłacić. Zaczynasz dzisiaj? pyta rezolutnie, stojąc przy drzwiachfurgonu i próbując zajrzeć do środka, jakby w poszukiwaniuczegoś, co wytłumaczyłoby moje zachowanie. Złapał mnie jakiś wirus.Do jutra pewnie wyzdrowieję zapewniam go.Ale bynajmniej nie zamierzam zrywać jabłek,skoro mogę golić jego pracowników.Farmer patrzy na mniepodejrzliwie, ale nie wie, co mógłby mi zarzucić.%7łyje w innymświecie.Po Kent przychodzi czas na Wiltshire, potem Gloucester,pózniej wracamy znów do Frome, a wtedy nastaje zima.Już odjakiegoś czasu kłócimy się z Rosie.Zwykle idzie o narkotyki.Gdy rozcinamy woreczek heroiny, nigdy nie mam pewności, żeRosie równo ją dzieli.Mam też pretensje o sposób, w jaki żąda,bym zawsze miał dla niej zapas towaru.A jeśli nie dostaniedziałki, zaczyna krzyczeć i lamentować.Naszym życiem żądzą jej gówniane żyły: żeby były bardziejwidoczne, musi wziąć gorącą kąpiel albo podkręcić ogrzewaniena maksa, tak że ja niemal się duszę.Dla swoich żył zrobiłabywszystko.Przyglądam się z obrzydzeniem temu krwawemu, bałaganiarskiemu, odpychającemu procesowi, jakim jest dożylne branie narkotyków.Za oknem rechocze bezzębna, podstarzała hipiska, która prowadzi pole kempingowe.Jej dzieci biegają wszędzienaokoło.Rozmawia z kimś, kto na mnie czeka, a ja palę heroinę i patrzę, jak Rosie nie trafia w żyłę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]