[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszę go mieć.Musi we mnie wejść.190/440Leonardo jest na mnie, gwałtownym ruchemchwyta mnie za pasek sukienki i wyciąga go zeszlufek, rozrywając jedwabną tkaninę.Obchodzi maszynę, bierze mnie za ramionai unosi mi je ponad głowę.Nawet gdybym chciała,nie mogłabym się przeciwstawić: jego ruchy sąwładcze, kategoryczne.Aączy moje nadgarstkii związuje je ciasno paskiem, po czym przymo-cowuje jego końcówkę do metalowego zaczepu nakońcu taśmy.Potem przygląda mi się. Może porwanie cię nie jest takim złympomysłem żartuje z przewrotnym uśmiechem.Mógłbym trzymać cię tu cały czas i wykorzysty-wać za każdym razem, kiedy przyszłaby miochota.Jest znowu sobą silnym, dominującym pan-em sytuacji.Instynktownie próbuję się uwolnić, alewęzeł wokół nadgarstków zaciska się jeszcze moc-niej.Leonardo kładzie otwartą dłoń na mojej twar-zy, potem zjeżdża niżej po szyi, w końcu chwytamnie za piersi i odsłania je bardziej, rozpinając mi191/440sukienkę.Gryzie moje sutki, potem ściska jemiędzy kciukiem i palcem wskazującym,wyzwalając iskry rozkoszy.Muszę zagryzć wargi,aby powstrzymać krzyk.Pochyla się, całuje mnie szybko, a potem,przesuwając językiem po zębach, jak gdyby chciałzatrzymać mój smak, podnosi się znowu i zde-jmuje koszulkę.Aapie mnie za uda i rozchyla je,przyciągając mnie do siebie.Dół sukienkiprzyczepia się do taśmy, krępując moje ruchy, niemogę już nic zrobić, jestem całkowicie w jegomocy.Kiedy jego twardy penis dotyka mojej waginy,aż podskakuję.Moje ciało rozpala się z pożądania,wyginam plecy w łuk.Jestem gotowa, żeby goprzyjąć.To jest ta chwila.Ale Leonardo o tym wie i każe mi czekać.Jeszcze dłużej.Nie wchodzi we mnie od razu, aleociera się w nieśpiesznych, nieznośnych zalotach.Trzymając swą męskość w dłoni, dręczy mojewargi, otwiera je, bada, pieści, ale nigdy nie192/440wchodzi do końca.Mam wrażenie, że zaraz zwari-uję, i wydaję niemal rozpaczliwy jęk.W geściesprzeciwu wierzgam nogami, ale na jego ustachpojawia się okrutny uśmiech. Cierpliwości, Eleno.Mówiąc to, niespodziewanym pchnięciem za-nurza się we mnie, lecz tylko na chwilę.Ten mo-ment wystarczy, żebym zrozumiała, czego miodmawia, lecz potem znów wychodzi, po-zostawiając mnie ogłuszoną i niezaspokojoną.Leonardo powtarza swoją torturę jeszcze kilkarazy, wchodzi we mnie, by zaraz potem wyjść.Wydaję jeszcze jeden wściekły jęk, a on się śmieje.Głośno, niepohamowanie.I wchodzi we mnie kolejnym pchnięciem,jeszcze mocniejszym.I jeszcze jednym, i jeszcze,za każdym razem coraz głębiej.Krzyczę, bo ontego chce, ogarnięta w końcu tą rozkoszą, za którątak rozpaczliwie tęskniłam.Leonardo już się nieśmieje, jego oczy płoną, w ustach błyszczą białe,drapieżne zęby, na szyi zarysowuje się nabrzmiała193/440żyła, a jego ciało staje się wiązką napiętychw wysiłku mięśni.Czuję, jak wibruje przy mnie,we mnie.Czuję, jak jego pożądanie miesza sięz moim.Jeszcze przed nadejściem orgazmu jesteśmywyczerpani intensywnością naszej rozkoszy.I w końcu dochodzę ze zdławionym krzykiem,a burza zmysłów targa mną od stóp do głowy.On dołącza do mnie po kilku chwilach, opadana moje bezsilne ciało i kładzie głowę na mojejpiersi, zwilżając potem i seksem to, co zostałoz mojej sukienki.Nieskończone minuty.Minuty ciężkie jakwieczność.Minuty, które, wiem o tym już teraz,zabarwią nowym pożądaniem następne godziny,następne dni.Rozwiązana przez Leonarda, siadam na taśmietransporterowej, rozmasowuję nadgarstkii poprawiam sukienkę, która znajduje sięw opłakanym stanie.Mojej bielizny, tak jak się194/440spodziewałam, nie da się już uratować.On opierasię o stojącą obok maszynę.Widać po nim zdrowezmęczenie.Kładę głowę na jego ramieniu.Ogarniamnie poczucie spełnienia, które niebezpiecznieprzypomina szczęście.Jest to jednak szczęściekruche, które trwa raptem kilka chwil, by zarazustąpić morzu wątpliwości.I ciemnemu przypły-wowi poczucia winy. Nigdy nie wiem, czego się po tobiespodziewać przerywam ciszę. Wyjeżdżasz,wracasz, znikasz, wracasz znowu.Leonardo staje przede mną i kładzie mi dłoniena karku.Może wyczuł, że rozmowa o tym jest dlamnie ważna.I jest skłonny rozmawiać. To ci przeszkadza, sprawia ci ból? Nie do końca spuszczam wzrok. To mniedestabilizuje, nie rozumiem tego.Chodzi o to, żeza każdym razem godzę się z myślą, że widzę ciępo raz ostatni.Mówię tak, bo to prawda, chociaż z całąpewnością wiem, że Leonardo mnie pragnie, widzę195/440to po sposobie, w jaki szuka mojej bliskościi w jaki się ze mną kocha.Nie wiem jednak, dojakiego stopnia, i jest jasne, że wciąż trzyma mniez daleka od swoich najskrytszych myśli.W tymmomencie znów przychodzi mi do głowy jegotatuaż na plecach, ten dziwny symbol, którego zn-aczenia nie jestem w stanie się domyślić.O tatuażjednak nie pytam.Już próbowałam i natrafiłam namur milczenia, dobrze pamiętam.Mimo wszystkoryzykuję i po raz kolejny próbuję zrobić wyłomw tajemnicy, którą ten mężczyzna z takim uporemukrywa. Chciałabym tylko wiedzieć, co ci chodzi pogłowie, Leo.Chciałabym wiedzieć, dokąd nas towszystko zaprowadzi, jak możemy tokontynuować.Powinnam się uciszyć i gryzę się w język.Weszłam w ślepy zaułek i za pózno się zori-entowałam.Proszę o wyjaśnienia mężczyznę,który jest zagadką z natury.Te słowa, wiem o tymdoskonale, zaprowadzą mnie donikąd.196/440 Eleno, to co stanie się jutro, za miesiąc alboza rok, mnie nie interesuje odpowiada,wytrzymując moje spojrzenie. Nie postępujęzgodnie z planem, tylko z własnym instynktem.Jesteśmy tu, bo oboje tego pragnęliśmy, to wszys-tko.I tyle powinno ci wystarczyć.Odsuwa się ode mnie, robiąc mały krok w tył. Jestem tym samym człowiekiem, któregopoznałaś w Wenecji, z tymi samymi ogran-iczeniami, i nie mogę czynić obietnic ani wysuwaćżądań.Nie mam prawa o nic cię prosić, bo nie mo-gę ci nic ofiarować w zamian. A może to tylko historia, którą lubiszopowiadać szepczę, przełykając ślinę.Postanowiłam go sprowokować. Mówisz jedno, ale twoje czyny sugerują cośinnego.A przede wszystkim twoje ciało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]