[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może niezauważyli, że ich zauważyłem.Może to nie oni.Muszęzachować spokój.Ruszył i pojechał dalej.Skręcił w lewo, w Pandrup,prowadzącą do Blokhus.Przy wjezdzie letnisko wyglądało jak zwykle: gęstozabudowane osiedle.Zrobiło się bardziej bezludnie, kiedywjechał między stojące bliżej morza, puste poza sezonemdomki.Na skrzyżowaniu skręcił w prawo i zatrzymał się dwieściemetrów dalej, przed Bellevue Hotel.Budynek, cały z drewna iszkła, smagały uderzenia wiatru przelatującego ponadwydmami.Balkony wyglądały jak opustoszałe strefywolnocłowe wyczekujące przyszłego roku.Na jednej zwieżyczek budynku, zrobionej ze złotej kratownicy,powiewała poszarpana na strzępy chorągiew.Winter wyciągnął z kieszeni marynarki kartkę i przeczytał ją.Złodziei widziano, kiedy opuszczali Blokhus, korzystając zprzejazdu między wydmami, które wówczas znajdowały się wtym samym miejscu.Wysiadł z samochodu, a wiatr uniósł mu włosy.Kołnierzkurtki wcisnął się w szyję.Piach z położonej poniżej plażyzwiało na drugą stronę drogi, aż tutaj.Wyglądał jak zaspyśniegu.Piętrzyły się coraz wyżej, podchodząc pod jeden znielicznych otwartych sklepów, w którym ubrania wiszące nawieszakach machały na powitanie pustymi rękawami.Nawiedzone miasteczko, pomyślał Winter.Nie spotkał jeszcze żywej duszy, ale właśnie usłyszałsamochód.Nadjechał od strony skrzyżowania i minął go,znikając między wydmami.Przejazd rozszerzał się dalej wdwie drogi: jedna prowadziła na wschód, druga na zachód.Ciągnęły się aż po horyzont.Gdzieniegdzie stały samochody.Na plaży wiatr zamiatał piach, unosząc tumany dziesięćcentymetrów nad ziemią.Huk morza zagłuszał inne dzwięki.Drogowskaz informował, że R0dhus znajduje się sześćkilometrów na zachód.A pięć kilometrów na wschód Slatum.Prowadziła do niego droga biegnąca wzdłuż brzegu.To niąjechali złodzieje - niektórzy z nich, może jeden.Wiatrmusiał się wbijać pazurami w szyby i lakier samochodu.Dziecko na pewno było przerażone.Samochody znikały wśród piachu, słońca i delikatnej mgłyprzemieszanej z bryzą, którą zawiewało na ląd.Za pustymplażowym sklepikiem grupa ludzi puszczała latawce.Tańczyły na wietrze jak szalone.Winter podszedł bliżejbrzegu.Fale byłe wyższe od człowieka.Winter wziął do rękikamień.Poczuł jego mokry chłód i rzucił go w fale.Patrzył,jak znika w kredowobiałym bałwanie.Dziesiątki tysięcy latzajęło mu przesunięcie się stamtąd tutaj, a ja wrzuciłem go zpowrotem, pomyślał Winter.Co ja narobiłem.Nowy rynek wyznaczał centrum Blokhus.Mieściły się przynim Cowboyland i Skybar.Zacienione okna domówwyglądały jak czarne dziury.Przed kolejnym sklepem zubraniami sukienki i marynarki, rozdęte przez wiatr,machały rękawami.Winter nie widział ptaków.Może w tymmieście groteskowe strachy na wróble uczepione wieszakównapędziły ptakom stracha jak cholera.Dom stał za rynkiem.Trzeci budynek po prawej stronie JensBrentsvej - żwirowej drogi prowadzącej do morza pośródrachitycznych traw.Rozmiarami przypominał raczej domwczasowy, nie letniskowy domek, pokryty był szarym,przybrudzonym tynkiem.Potem Winter zauważył schowaną z tyłu dobudówkę, wktórej mógł się mieścić pokój.Dobudowana część domuwyglądała równie staro jak reszta.Nie było płotu.Przeddomem, na środku niewielkiego trawnika, stała zardzewiałakosiarka.Jakby ktoś dopiero co ją zostawił.O ścianę opierałsię czarny rower z pustymi oponami.W ogródku na sznurachpowiewały ubrania.Komin kiedyś musiał być biały.Woknach nie było widać żadnych oznak życia.Winterowiprzypomniały się ponure pejzaże Eline Herts wiszące whotelu.Zatem to tutaj.To tutaj.To tutaj, powtórzył w myślach.Tubyli.Dziecko, czyli Helene, też tu było.I ktoś jeszcze.Możematka, może nie.Może ojciec, może nie.Słuchaj ojca swego.Opiekuj się nim.Ojcze nasz, któryś jest wniebie, pomyślał Winter.Czy ojca zamordowano tutaj?Wracając do Aalborga, zastanawiał się, ile policja była wstanie wtedy zrobić.Oględziny domu.Duńscy technicyznalezli ślady Helene, ale nikogo innego, nie liczącwłaścicieli.Dom odnowiono.Trudno było w to terazuwierzyć.Ale położyli nowe tapety.Winter pomyślał oodciskach palców.tapety.Ile razy od tamtej pory dom byłremontowany w środku.Kwestia nowych tapet musiaławypłynąć, kiedy policja z Aalborga i Br0nderslev dowiedziałasię, że byli tu złodzieje.Czy zdarli nowe tapety, dogrzebującsię do starych? Będzie musiał zapytać Michaelę.W aktachnie widział żadnej wzmianki na ten temat.Chyba jednakmusieli to zrobić.Chciał wejść do domu od razu, ale decyzja należała doprokuratora z Hj0rringu.Dom zmieniał właściciela trzy razy.Kiedy dojechał do traktu, między drzewami było cicho ispokojnie.Zachodzące słońce pokryło krajobraz płatkamizłota.Założył okulary słoneczne i wjechał do miasta.Zaparkował przed czarną rezydencją policji.Coraz bardziejprzypominała mu statek kosmiczny, który wylądował wśrodku duńskiej konglomeracji, pośród klubów i restauracji.Michaela wciąż była w swoim biurze.Ekran komputerapołyskiwał, konkurując ze słońcem wpadającym przezwypucowane szyby.- Beate M0ller nie jest zainteresowana przesłuchaniem -powiedziała, zapisująctekst.- Ani nawet rozmową?- Jeśli mam być szczera, to kazała mi spieprzać w cholerę,choć wyraziła to oględniej.- Aha.-Jej syn nigdy nie zrobił nic złego.To jego spotkało samo zło.- A gdybyśmy mogli jej pomóc się dowiedzieć, co to za zło gowtedy spotkało?- To właśnie próbowałam jej powiedzieć.- Mogę spróbować?- Ona raczej wie, że nie masz prawa.Zresztą to nie maznaczenia.Ona się na to nie odważy.- Boi się? Jest zastraszona?- Tak sądzę.- Nadal?- Może na nowo.- Gdzie mieszka?- Czemu pytasz? Nie chcesz chyba zrobić nic głupiego?- Nigdy na służbie - odparł, a Michaela się roześmiała.- I pewnie chodzi ci o to, że jesteś tu w roli obserwatora,czyli nie na służbie.- To twoja interpretacja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]