[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zgodnie z przewidywaniami Susan, nic nie odpowiedziała.Starsza siostra westchnęła i spodobał jej się odgłos, który temu towarzyszył.Było towestchnięcie dojrzałej kobiety, pełne głębokich znaczeń.Mieszkała w tej okolicy niecałymiesiąc, a już wiedziała o trzech chłopcach, których oczy brązowe, ciemnobrązowe iniebieskozielone próbowały wyśledzić szczegóły jej życia.Wyobrażała sobie, jak ci chłopcy porywają ją z jej nowego domu i przyprowadzają tutaj,na pole golfowe.Rozkazywałaby im, pocieszała ich i wymagała, żeby się dobrzezachowywali. Mówię poważnie! zawołała.Pomyślała przez chwilę o swoim głosie ginącym wśróddrzew, podążającym własną drogą.Może w tej chwili gdzieś w pobliżu spacerował pogrążonyw smutku chłopak, który zabłądził wśród tych drzew i piaskowych bunkrów pola golfowego.Właśnie podszedł Billy i stanął obok niej.Rozsiewał woń delikatną, wyrazniewyczuwalną, stanowiącą mieszaninę zapachu wybielacza i spleśniałego chleba.Susanzastanawiała się, czy on się w ogóle myje. Nie zejdzie, dopóki sama nie będzie chciała powiedział. Przecież wiesz. Skręci sobie kark stwierdziła Susan. Obiecałam, że będę na nią uważać. Ja też wejdę na to drzewo oznajmił Billy. Założę się, że z góry można zobaczyć całemiasto. Billy, nie.Zostaniesz tu, gdzie jesteś.Ale on podciągnął się na najniższą gałąz i próbował się przedostać bliżej pnia drzewa.Susan obserwowała napinające się mięśnie jego chudych pośladków, drgające pod tkaninąspodni ogrodniczek, i znów zadała sobie pytanie, jakiego pokroju dziewczęta zechcą pewnegodnia rozładować jego napięcia. Billyyy! zawołała. Niech cię diabli.Posuwał się szybko i już po chwili wchodził na gałąz znajdującą się tuż pod tą, na którejbyła Zoe.Siedziała z kolanem przyciągniętym do brody i brudną ręką przeczesywała sobiewłosy. Hej, Zoe powiedział lekko zdyszany.Podrapał sobie ręce o chropowatą korę i ruchpowietrza wywołał uczucie swędzenia w miejscach, gdzie miał zdarty naskórek.Nie odpowiedziała.Obserwował ją, aż nabrał pewności, że siostra mocno siedzi na swojejgałęzi, odwrócił się i poprzez zasłonę z igieł spojrzał w kierunku Garden City. Macie minutę, żeby stamtąd zejść.Jeśli nie, idę po was! zawołała Susan. Aadne skonstatował Billy.Z tej wysokości dobrze widział schludne ulice dzielnicy, wktórej od niedawna mieszkał, krzyżujące się pod kątem prostym, ocienione drzewami oczerwonych i żółtych liściach.Dostrzegł wróbla unoszącego się nad karmnikiem, któryskrzydłami przypominającymi małe, brązowe plamki wprawiał powietrze w ruch.Na dalszymplanie rysowały się spiczaste wieże, bryły ceglanych budynków, w których miały swojesiedziby sklepy i banki, rozległa jasnoniebieska przestrzeń. Zwierzęta mogą nas obserwować zauważyła Zoe. Mogą wejść na to drzewo i patrzećw dół, wprost na nasz dom. Boisz się? zapytał Billy. Nie, to mi się podoba.Zoe pociągnęła się za włosy i podrapała w kolano.Chociaż nigdy mu tego nie zdradziła,Billy wiedział, że ona myśli o sobie jako o zwierzątku.Miała zwyczaj chwytać jedzenie zeswojego talerza i jeść łapczywie małymi kęsami.Sypiała zwinięta w kłębek w gniazdku, któresama sobie robiła z koców i prześcieradeł. To tutaj teraz mieszkamy powiedział Billy częściowo do Zoe, częściowo do siebie.Teraz jesteśmy w połowie bogaci i mieszkamy tutaj.Zoe kiwnęła głową. To jest królestwo drzew wyjaśniła. Tam jest schronienie, w którym żyją ludzie. Trochę mnie to przeraża powiedział. To znaczy nowa szkoła i w ogóle to wszystko.Masz szczęście, że jesteś dopiero w drugiej klasie.Zoe obserwowała, jak czas płynie w miasteczku.Billy odkrył, że może mówić do tej Zoe,która myśli i zachowuje się jak zwierzak.Powiedzieć jej o rzeczach, o których nigdy niewspomniałby ani słowem nikomu innemu.Zaszyła się w zapomnianym małym wąwozie,gdzie zachowując czujność, cieszyła się spokojem, który mógł wdychać wraz z nią. Czas minął! krzyknęła Susan. Wchodzę. Znalazła się niańka mruknął Billy.Zoe uśmiechnęła się.Była dziewczynką o szczupłej i silnej budowie, czarnych włosach igęstych brwiach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]