[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PDAJ CHRKTRSTK.ELMNTY PWTARZLNE-CIG-ZLEZNOSC STRUKTR- TYPWE DLA JE%7łYKA.TLMCZENIE?JSZCZE NIE MA.DLCZGO?KOMPUTR MA ZBYT MAAO INFO-OCZKJE NOWE DANE-ND ALPRCUJE-MO%7łE JTRO-TRZMAJ KCIUKI.MSLISZ JE%7łYK GORYLA?TAK JEZLI GORYL.- Niech to szlag.- szepnął Peter.Zakończył rozmowę, lecz ostanie zdanie przekazaneprzez Seamansa nadal połyskiwało zielenią na monitorze.TAK JEZLI GORYL.2.Włochaci ludzieDwie godziny po otrzymaniu niespodziewanej wiadomości ekspedycja dotarła doterytoriów goryli.Znów wędrowali przez mrok tropikalnego lasu.Kierowali się wprost do zaginionegomiasta, śladem laserowego promienia.Co prawda, wąska smuga była całkiem niewidoczna,lecz Karen wydobyła z plecaka dziwny przyrząd wyposażony w fotokomórkę reagującąwyłącznie na określoną długość fali świetlnej.Przymocowała urządzenie do niewielkiegobalonu wypełnionego helem i wypuściła ponad drzewa.Wyniesiony w powietrze czujnikobracał się wokół własnej osi, a po zlokalizowaniu promienia przekazywał współrzędne dokomputera.Szli powoli, ponieważ trasa wędrówki wymagała nieustannej korekty.Po południunatknęli się na charakterystyczne odchody goryla i grupę gniazd uwitych z dużych liści.Pięć minut pózniej ogłuszający ryk wstrząsnął powietrzem.- Goryl - oznajmił Munro.- Próbuje odstraszyć intruzów.Goryl mówi odejdz - potwierdziła Amy.- Nie możemy zawrócić - odparł przewodnik.Goryl nie chce ludzie przychodzą.- Ludzie nie skrzywdzą goryli - zapewnił ją Peter.Amy rzuciła mu smutne spojrzenie ipotrząsnęła głową, jakby ubolewała nad jego niewiedzą.Kilka dni pózniej potwierdziły się jej przewidywania.Goryle nie miały powodów doobaw.Ostrzegały ludzi przed czymś zupełnie innym.Dotarli właśnie do połowy niewielkiej polany, gdy z zarośli wynurzył się wielki samieco grzbiecie pokrytym srebrzystą sierścią.Warknął ponuro.Elliot szedł na czele pochodu, ponieważ Munro został odwołany przez jednego ztragarzy.Na skraju lasu ukazało się sześć innych małp.Ciemne sylwetki wyraznie rysowały sięna tle zieleni.Kilka samic przechyliło głowy i ściągnęło wargi, co było oznaką niezadowolenia.Przywódca stada warknął ponownie.Wyglądał imponująco.Miał ponad dwa metry wzrostu, masywną głowę i potężnykorpus.Ważył co najmniej sto osiemdziesiąt kilogramów.Peter pojął nagle, dlaczego pierwsibadacze określali goryle mianem włochatych ludzi.Zwierzę istotnie przypominałoogromnego człowieka.Za plecami usłyszał szept Karen.- Co teraz?- Trzymaj się blisko mnie - odparł.- Nie rób żadnych gwałtownych ruchów.Samiec opadł na cztery łapy, po czym wydał krótkie pohukiwanie.Dzwięk przybierałna sile.Goryl wyrwał garść darni i stanął wyprostowany.Z głośnym okrzykiem wyrzucił trawęw powietrze.Płasko ułożonymi dłońmi zabębnił w klatkę piersiową.- Och, nie.-jęknęła Karen.Bębnienie trwało zaledwie pięć sekund.Zwierzę ponownie stanęło na czworakach, poczym zaczęło biegać wzdłuż zarośli, szarpiąc trawę i robiąc przy tym wiele hałasu.Po chwiliznów zaczęło pohukiwać.Elliot nie ruszył się z miejsca.Przez cały czas czuł na sobie uważne spojrzenie samca.Goryl zerwał się na nogi, kilkakrotnie uderzył dłońmi w pierś i wydał wściekły okrzyk.Potem zaatakował.Z głośnym rykiem rzucił się w stronę Elliota.Karen wydała jęk przerażenia.Peter ztrudem powstrzymywał się od ucieczki.Instynkt samozachowawczy skłaniał go donatychmiastowego wycofania się z niebezpiecznego miejsca.Ogromnym wysiłkiemzachowywał pozory spokoju - i patrzył w ziemię.Słyszał nadbiegające zwierzę.Nagle zaczął podejrzewać, że cała wiedza o zachowaniugoryli, jaką czerpał z książek i doświadczeń, nie miała praktycznego zastosowania.Cóżznaczyły drukowane słowa wobec furii rozwścieczonego zwierzęcia i siły stalowych mięśni.Zwiadomie wystawił się na cel, by zginąć w imię nauki.Goryl (który musiał znajdować się już w odległości zaledwie kilku metrów) wydałchrapliwy okrzyk.Olbrzymi cień padł na trawę tuż przed stopami nieruchomo stojącegomężczyzny.Gdy zniknął, Elliot powoli uniósł głowę.Małpa wycofała się w odległy koniec polany.Podrapała się palcem po głowie, jakbyzdziwiona, dlaczego tak imponujący popis odwagi nie wywołał wrażenia wśród intruzów.Pochwili całe stado zniknęło w wysokiej trawie.Zapadła cisza.Peter westchnął głęboko; Karenbezwładnie osunęła mu się w ramiona.- Widzę, że jednak coś wiesz na temat goryli - powiedział Munro, wracając na czołokolumny.Poklepał po ramieniu drżącą kobietę.- Już po wszystkim.Goryl atakuje tylkotchórzy.Podbiega i wbija zęby w tyłek uciekającego.W tutejszych rejonach taki ślad pougryzieniu uważany jest za dowód słabości charakteru.Karen popłakiwała cicho.Peter nie mógł powstrzymać dygotania kolan.Usiadł.Dopiero po kilku minutach uświadomił sobie, że zachowanie goryla w pełni odpowiadałoksiążkowym opisom.Nie istniała żadna poszlaka, by twierdzić, że małpy porozumiewają sięmiędzy sobą za pomocą prymitywnego języka.3.KonsorcjumGodzinę pózniej natknęli się na wrak transportowca C-130.Największy samolot naświecie znalazł godne miejsce spoczynku, zagrzebany do połowy wśród olbrzymich drzew, znosem połamanym przez twarde konary i poskręcanym ogonem oplatanym przez grube pnącza.Szerokie skrzydła ocieniały dużą połać poszycia.Rój czarnych much pokrywał ciało pilota widoczne za stłuczonym oknem kokpitu.Owady z głośnym stukiem odskakiwały od kawałków szyby.Munro usiłował zajrzeć doładowni, lecz pozbawione drzwi wejście znajdowało się zbyt wysoko.Kahega wdrapał się na pobliskie drzewo, wszedł na skrzydło i wsunął głowę do wnętrzawraku.- Nie ma nikogo - zawołał.- Ekwipunek?- Dużo.Pudełka i różne pojemniki.Munro oddalił się od grupy.Minął sterczący w górę ogon i przeszedł na drugą stronęsamolotu.Lewe skrzydło było poszarpane i osmalone, silnik zniknął.To wyjaśniało przyczynękatastrofy: ostatni pocisk wystrzelony przez żołnierzy FZA dotarł do celu i spełnił swąniszczycielską misję.Munro z zamyśleniem spojrzał na zgruchotany kadłub.We wraku byłocoś dziwnego.Spojrzał na iluminatory, zbiorniki paliwa, stateczniki.Zerknął na tylne drzwiładowni.- Cholera - mruknął pod nosem.Pośpieszył do pozostałych uczestników wyprawy, czekających spokojnie w cieniuprawego skrzydła.Karen siedziała na jednym z kół oderwanych od podwozia.- Nie zabrali ekwipunku - powiedziała ze zle skrywaną satysfakcją.Opona była takgruba, że stopy kobiety nie dotykały ziemi.- Nie - odparł Munro.- Choć od chwili, gdy widzieliśmy samolot, minęło zaledwietrzydzieści sześć godzin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]