[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozumiałem mgliście mroczny impuls, który popychał ją w stronę Gabriela.Z jakiegoś powodu ten mężczyzna był atrakcyjny dla kobiet.Teresa powiedziała mi to dawno temu…Czy Isabella go kochała? Miałem wątpliwości.No i nie wyobrażałem sobie, by była szczęśliwa z mężczyzną takim jak Gabriel — mężczyzną, który pożądał jej, ale nie kochał.Z jego strony był to czysty obłęd: koniec kariery politycznej, obrócenie wniwecz wszelkich ambicji.Nie rozumiałem, dlaczego decydował się na tak szalony krok.Czy on ją kochał? Chyba nie.Jego uczucie do Isabelli Charteris nazwałbym raczej nienawiścią.Była częścią czegoś (zamek, stara lady St Loo), co upokarzało go, od kiedy się zjawił w miasteczku.Czyżby tu należało szukać mrocznych przyczyn tego aktu obłędu? Czy John Gabriel mścił się za swoje upokorzenie? Czy skłonny był zrujnować własne życie tylko dlatego, by zniszczyć to, co go poniżało? Czy dla dawnego „chłopczyka z gminu” nadszedł czas odwetu?To ja kochałem Isabellę.Wreszcie powiedziałem to sobie wyraźnie.Kochałem ją tak bardzo, że byłem szczęśliwy jej szczęściem, tym, które miało się dopełnić na zamku z Rupertem.Przecież bała się jedynie tego, że przeżywa sen, nie jawę…Co zatem było jawą? John Gabriel? Nie, to, na co się porwała, było szaleństwem.Należało ją powstrzymać.Należało błagać, przekonywać, odwoływać się do rozsądku.Słowa cisnęły mi się na usta, a jednak pozostały nie wypowiedziane.Do dzisiaj nie wiem, dlaczego.Jedynym powodem mogło być to, że Isabella była Isabellą.Nie powiedziałem nic.Podeszła i pocałowała mnie.To nie był pocałunek dziecka.Jej usta były ustami kobiety.Jej usta były chłodne i świeże.Przylgnęły do moich ze słodyczą i intensywnością, jakiej nigdy nie zapomnę.Było to tak, jakby pocałował mnie kwiat.Powiedziała „żegnaj” i odeszła przez drzwi tarasu z mego życia, odeszła tam, gdzie czekał na nią John Gabriel.A ja nie próbowałem jej zatrzymać…Rozdział dwudziesty czwartyWraz z odjazdem z St Loo Johna Gabriela i Isabelli kończy się pierwsza część mojej opowieści.Zdaję sobie sprawę, jak bardzo jest związana z nimi, a jak niewiele ma wspólnego ze mną.Od kiedy oboje zniknęli, zawodzi mnie pamięć, a wszystko, co się wówczas wydarzyło, jest mgliste i pogmatwane.Nigdy nie interesowałem się politycznym aspektem naszej małomiasteczkowej egzystencji.Dla mnie polityka była jedynie teatralną dekoracją, draperiami, na których tle poruszali się główni aktorzy dramatu.Jednak polityczne reperkusje musiały mieć i rzeczywiście miały — wiem to — całkiem rozległy zasięg.Gdyby John Gabriel miał jakieś polityczne sumienie, nie zrobiłby tego, co zrobił.Przeraziłaby go perspektywa klęski własnej drużyny.Bo klęska nadeszła, przy czym wzburzenie wśród miejscowej ludności było tak straszliwe, że niewątpliwie zostałby zmuszony do zrezygnowania ze świeżo zdobytego mandatu, gdyby wcześniej nie zrobił tego sam, bez zbędnych słów.Cała afera wielce zdyskredytowała Partię Konserwatywną.Mężczyzna z pewnymi tradycjami i z większym poczuciem honoru, byłby na to ostro wyczulony.John Gabriel, jak sądzę, za nic miał prestiż partii.Uganiał się za własną karierą i zaprzepaścił ją.Tak, rozumiał to, co się stało.Miał rację, przepowiadając kiedyś, że tylko kobieta może mu zmarnować życie; nie przewidział jednak, kto będzie tą kobietą.John Gabriel z racji swego pochodzenia i charakteru nie był w stanie objąć rozumem szoku i przerażenia, jakie odczuwali ludzie pokroju lady Tressi— lian i pani Bigham Charteris.Lady Tressilian była wychowana w przekonaniu, że czynny udział w wyborach do parlamentu jest szczytną powinnością mężczyzny wobec własnego kraju.Tak to sobie wyobrażał jej ojciec.Gabriel nie potrafiłby w najmniejszym stopniu pojąć doniosłości takiej postawy.Uważał po prostu, że konserwatystom trafił się niewypał w jego osobie.Postawili na niego i przegrali.Gdyby wszystko potoczyło się normalnie, mieliby swojego czarnego konia.Ale zawsze jest ten jeden procent niepewności.Dziwne, że osobą, która przyjęła dokładnie taki sam punkt widzenia jak Gabriel, była owdowiała lady St Loo.Zabrała głos w tej sprawie raz, i tylko raz, w salonie w Polnorth House, przy mnie i przy Teresie.— Nie możemy — powiedziała — uchylać się od przyjęcia na siebie części winy.Zdawaliśmy sobie sprawę, z kim mamy do czynienia.Wysunęliśmy kandydaturę kogoś obcego, kogoś bez korzeni, kogoś, kto nie miał prawdziwych przekonań i był nieuczciwym człowiekiem.Wiedzieliśmy doskonale, że ten mężczyzna jest poszukiwaczem przygód, nikim więcej.Akceptowaliśmy go dlatego, że miał zasługi wojenne, że obdarzony był specyficznym urokiem i że umiał przyciągać masy.Pozwoliliśmy mu, by posłużył się nami, ponieważ zamierzaliśmy posłużyć się nim.Usprawiedliwieniem dla nas miało być to, że rzekomo idziemy z duchem czasu.Lecz jeśli tradycja konserwatystów opiera się na realizmie i na zdrowym rozsądku — nie należy się od tych pojęć odżegnywać.Powinni reprezentować nas ludzie, jeśli nie genialni, to przynajmniej prawi; tacy, którzy angażują się w sprawy kraju; tacy, którzy są przygotowani do wzięcia na siebie odpowiedzialności za swoich wyborców, a także tacy, którzy nie wstydzą się czy nie krępują nazywać klasą wyższą i akceptują zarówno jej przywileje jak i obowiązki.Był to głos odchodzącego w przeszłość porządku społecznego.Nie zgadzałem się z nim, ale go szanowałem.Rodziły się nowe idee, zaczynano żyć po nowemu, rozprawiano się z przeszłością… Lecz za przykład tego, co było w niej najlepsze, nadal mogła służyć lady St Loo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl