[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewien starszy posterunkowy, przewodnik jednego z psów – facet, który wszystko w życiu widział i robił – poklepał mnie po plecach ze słowami:– Dobra robota, stary.Dobra robota.Masz jaja, mówię ci.Pisząc raport o przebiegu incydentu, wciąż byłem podekscytowany i bardzo zadowolony.Później podniecenie opadło, dotarła do mnie okropność tego, co się wydarzyło i co ważniejsze, tego, co się mogło zdarzyć.Zdałem sobie sprawę, że był to jeden z najbardziej przerażających momentów w moim życiu.Byłem przekonany, że mogę umrzeć.Przypomniałem sobie moment, gdy wydawało mi się, że zaraz zlecę z tej balustrady głową w dół.Znowu poczułem panikę.Wiedziałem, że rzekę patroluje policja rzeczna, lecz przez ułamek sekundy miałem wówczas pewność, że zginę w lodowanych wodach Tamizy.Poczułem, że drżą mi usta i wilgotnieją oczy.Jakoś udało mi się powstrzymać łzy i nadal odgrywać odważnego faceta przed tłumem policjantów, którzy włożyli tak wiele pracy w schwytanie tych małych drani.Nie mogłem pozwolić, by teraz zobaczyli w moich oczach słabość.Skończyłem papierkową robotę i wciąż mając w uszach pochwalne komentarze, odbiłem kartę zegarową i wyszedłem.Nie miałem pojęcia, jaki wpływ będzie miał ten incydent na moją codzienną etatową pracę w Islington.– Dobrze się czujesz, Christianie? – zapytała moja sierżant, gdy rano odmeldowałem się na komisariacie.– Wydajesz się przygaszony.Nie taki jak zwykle.– Rzeczywiście, pani sierżant.W nocy pracowałem jako przynęta dla złodziei i zostałem obrabowany.– O, dobra robota! I nadgodziny, co?(Zabawne, że policjanci zawsze zwracają na to uwagę).– Hm, tak.Zastanawiam się jednak, czy nie mógłbym po prostu urwać się teraz do domu? Proszę.Naprawdę nie czuję się zbyt dobrze.Sierżant spojrzała na mnie odrobinę zaskoczona.– Jasne, stary.Pobiegłem do toalety i zwymiotowałem.A potem, z nikim nie zamieniwszy ani słowa, poszedłem do domu.W drodze uświadomiłem sobie, że mimowolnie omijam z daleka grupy młodzieży w metrze i na ulicy.Wszyscy czterej rabusie otrzymali wysokie wyroki więzienia.Okazało się, że zaledwie kilka godzin przed napadem na mnie obrabowali innego mężczyznę; bili go młotkiem po głowie.Zostawili młotek w kradzionym samochodzie, który zaparkowali w pobliżu miejsca, gdzie napadli na mnie.Gdy się o tym dowiedziałem, nie poczułem się lepiej.Zdałem sobie sprawę, jak niewiele brakowało, bym został ciężko ranny albo nawet okaleczony na resztę życia.Te zbiry były groźnymi przestępcami, cieszyła ich przemoc wobec niewinnych ofiar.W tym czasie pracowałem w wydziale kryminalnym, zajmując się kradzieżami.Miałem do czynienia ze sprawami o wiele mniejszego kalibru niż ta z Greenwich.Zakrawało na ironię, że gliniarz ścigający rabusiów sam został napadnięty.Incydent ten sprawił jednak, że zacząłem odczuwać większe współczucie dla ofiar, z którymi miałem do czynienia w Islington.Lepiej rozumiałem te osoby, a jeśli miałem okazję porozmawiać z kimś, kto został obrabowany, robiłem dla niego o wiele więcej, niż było przyjęte.W gruncie rzeczy jednak były to drobne sprawy; nazywaliśmy je „szkolnymi rozbojami”, bo przypominały sytuacje, gdy jeden źle wychowany uczniak ukradł coś drugiemu, a potem ktoś zawiadomił policję.Tego rodzaju praca wprawiała w przygnębienie i stanowiła zupełne przeciwieństwo zakupów kontrolowanych.Czasem pomagaliśmy przy kradzieżach z włamaniem.Pamiętam, jak pewnego rana przybyliśmy na miejsce przestępstwa i zastaliśmy dwóch młodych chłopaków z Islington, zatrzymanych za wynoszenie rzeczy z placu budowy.Przyjrzałem się okolicznościom i okazało się, że obaj byli mocno pijani i po prostu się wygłupiali.Przesłuchałem chłopców i porozmawiałem z ich rodzinami.Uznałem całą sprawę za bzdurną.Trudno ją było uznać za zbrodnię stulecia, winowajcy zaś, gdy wytrzeźwieli i uświadomili sobie konsekwencje swoich poczynań, wydawali się bardzo skruszeni.Postanowiłem więc puścić chłopców wolno, udzielając im tylko ostrzeżenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl