[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Oczywiście, że tak.Bardzo mi przykro, Robercie. Wlałam napój do szklankii wrzuciłam oliwkę.Wstał, a ja wręczyłam mu drinka. Odpocznij sobie tymczasem, a ja odgrzeję obiad.Porozmawiamy o tym pózniej,dobrze?Pokiwał głową.Pomarańczowe słońce wpadało przez szyby, oświetlając jego profili drobne kreseczki wokół oczu.Teraz mogłam sobie wyobrazić, jak będzie wyglądał, kiedy sięzestarzeje bardzo dystyngowanie.Dotknęłam jego policzka, ale on nagle złapał mnie za rękę.Patrzył na moje włosy. Podejdz tu. Pociągnął mnie do drzwi i zapalił górną lampę.Dotknął moich włosów,a ja poczułam się nieswojo. Ach, nie patrz. Próbowałam zasłonić się wolną ręką. Mam łupież, po raz pierwszyw życiu.Dlatego używam. Rany boskie! Cofnął się jak oparzony. Ty masz wszy!Miałam nadzieję, że zle go zrozumiałam. Co takiego? Niech to cholera! Odstawił drinka. To znaczy, że ja także mam! Swędzi mnie głowa,ale myślałem, że przez ten nowy szampon.Szlag by to trafił! Nie zaprotestowałam. To tylko łupież. Głowa strasznie mnie zaswędziała, ale nieodważyłam się podrapać. To są wszy, przecież widzę. Zerknął na zegarek. Drogeria już zamknięta, alezobaczę, czy uda mi się złapać farmaceutę, zanim wyjdzie.Powiem mu, że to dla.sąsiada? Cośwymyślę.Ty zostań i zdejmij pościel z łóżka.Gorąca woda, prześcieradła, ręczniki, ubrania.Wszystko! Wziął z blatu kluczyki. Odchodzisz z tej pracy, rozumiesz? Koniec z tym! Skąd wiesz, że to nie ty je przyniosłeś? Mówisz, że widziałeś.Przecież także mogłeś. Idz zdjąć pościel! wrzasnął.Słyszałam, jak wypadając na dwór, klął pod nosem: Niech to szlag!Stałam, wpatrując się głupio w drzwi.Bałam się ruszyć z miejsca, żeby wszy nie spadłymi na ramiona czy podłogę.To nie był łupież, tylko gnidy.Powlokłam się na górę, trzymającsztywno głowę, chociaż wiedziałam, że świąd zaczął się kilka tygodni temu, więc nieważne, czyteraz poruszę głową.Owinęłam głowę ręcznikiem i zaczęłam ściągać poszewki, ale na myśl o tychmikroskopijnych insektach zrobiło mi się niedobrze i musiałam pobiec do łazienki.Po ataku torsji siedziałam przez kilka minut na podłodze z głową opartą o chłodnekafelki.Myślałam o odwiedzanych domach niektóre z nich to istne rudery, brudne,zarobaczone.Robert miał rację, to na pewno ja przyniosłam wszy do domu.Pozbierałam się w końcu i z trudem podniosłam na nogi.Robert będzie zły, jeśli niepościągam pościeli i nie nastawię prania, zanim wróci do domu.Trudno go za to winić. 35.Ivy Odłóż trochę na dzisiejszą kolację przykazała Nonnie, kiedy łuskałyśmy groszekdo słoików przy kuchennym stole. Chyba tylko dla nas dwóch i Dzidziusia.Mary Ella nic nie będzie jadła.Nonnie westchnęła. Chce nam oszczędzić pieniędzy, ale to żaden sposób. Ona nigdy się z tym nie pogodzi.Nonnie wiedziała, o czym mówię.Odkąd pani Forrester powiadomiła Mary Ellę o tejoperacji, tylko to miałyśmy w głowie. Och, na pewno się pogodzi. Nonnie otworzyła kciukiem strączek i wygarnęła groszekdo miski. Kiedyś sama przyzna im rację. Więc naprawdę mieli prawo? zapytałam, bo wciąż nie mogłam w to uwierzyć.Namyślała się przez chwilę. Moim zdaniem to najlepsze wyjście.Zastygłam ze strączkiem w ręku. Ty im kazałaś to zrobić? Nie kazałam, ale jak pani Werkman dała mi ten papier, to podpisałam. Spojrzałana mnie przez stół. Dla mnie to istny cud, Ivy.Zamartwiałam się, co będzie, jak zacznie rodzićdzieci jedno po drugim, i proszę, oto odpowiedz.No więc tak, zrobiłam to i wcale nie żałuję.Wróciłam do łuskania.Kolejne pytanie nie chciało mi przejść przez usta.Dopiero po paruminutach zdobyłam się na odwagę. Ale nie pozwolisz, żeby mnie zrobili to samo, co?Nonnie pracowała jak automat. Jakże mieliby zrobić? Przecież wychodzisz za mąż. To prawda.Rzeczywiście powiedziałam Nonnie i Mary Elli, że zanim dziecko się urodzi, wezmę ślubz jego ojcem.Dopilnuję, żeby nie urodzić bękarta, takiego jak biedny Dzidziuś.Nonnie spojrzałana mnie jak na idiotkę, a Mary Ella nawet nie podniosła oczu.Teraz nie obchodziło ją nic pozaDzidziusiem.Tylko że odkąd trzy tygodnie temu powiedziałam Henry emu Allenowi o dziecku, niemieliśmy okazji pogadać.Zbiory tytoniu się skończyły, ale wiedziałam, że on nadal pracuje przyskładowaniu.Poszłabym tam, ale brakowało mi odwagi.Pan Gardiner na pewno już wiedziało dziecku wystarczyło na mnie spojrzeć, bo zrobiłam się strasznie gruba.Jak dotąd niepowiedział ani słowa, ale bałam się, tak samo jak Nonnie, że nas wyrzuci.Pogodził sięz dzieckiem Mary Elli, a co powie na drugie, zwłaszcza że to jego własny wnuk? Dobrze,że Nonnie nie pozwalała mi teraz nigdzie chodzić, a szczególnie do sklepu, bo bałam się paniGardiner.Co ona musi o mnie myśleć, że tak pociągłam na dno jej syna? O, znowu idzie Lita. Nonnie wyjrzała przez okno i poszła otworzyć drzwi.Lita uśmiechnęła się do mnie na powitanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]