[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jaka szkoda, że aby je zdobyć,musiał uczynić to wszystko, co uczynił.Machinalnie przeszedł przez pokój i otworzył stary koszyk z przyborami doszycia Signory Trevisan, nadal malowniczo zdobiący półkę nad kominkiem.Wśrodku leżały pocerowane majtki Mimi.Sam je tam włożył, po kilku dniach no-szenia ich w kieszeni i dotykania.Teraz wyciągnął je ponownie, podniósł doświatła i próbował, nie po raz pierwszy zresztą, wyobrazić sobie wciskające się wnie dojrzałe ciało Mimi.Jak ciemne miała włosy łonowe! Tak cudownie gęste ilśniące!W pięć minut pózniej, rozciągnięty na starym podwójnym łóżku, w którymzawsze sypiała Mimi, z oczami utkwionymi w wizerunku Madonna incoronata,zbliżał się do osiągnięcia orgazmu.Zawdzięczał go mistrzowskim pociągnięciompędzla Forbesa i parze pocerowanych majtek.Wtedy w holu rozdzwonił się tele-fon.Ręka Morrisa natychmiast znieruchomiała.Oczywiście podniesienie słu-chawki nie wchodziło w grę, ale i tak wiedział, że to znak.Znak od Mimi, któranie życzyła sobie, aby to robił.Nigdy przedtem nie robił tego, myśląc o niej.Nieodważyłby się.Przymykając oczy, oddał się zmysłowej torturze zaniechaniapieszczoty, kiedy nieoczekiwanie dobiegł go czyjś głos.- Ci dispiace, ma siamo momentaneamente fuori casa.Przepraszam, ale chwi-lowo nie ma nas w domu.Morris zerwał się na nogi, naciągnął spodnie, a majtki Massiminy wepchnął dokieszeni.Rozpoznał głos Paoli, ten fałszywy ton, zniekształcony kiepską elektro-niką taniej, automatycznej sekretarki, przez co brzmiący jeszcze bardziej wulgar-nie niż zwykle.Przystanął, oddychając głęboko.Automatyczna sekretarka to byłocoś nowego.Dlaczego mu o tym nie powiedziała? Przeszedł do holu i zaczął na-słuchiwać.Po komunikacie zabrzmiał sygnał, potem lekki trzask.- Paola? - Chwila ciszy.- Jesteś tam, signora bella? -Kolejna przerwa.- Chybaprzyjdzie mi poczekać trochę dłużej, baby.- Kolejny sygnał i jakieś brzęczenie.Morris zamarł.Podniósłszy dłoń do ust, mocno przygryzł zębami kłykcie.Namiłość boską.Dopinając pasek spodni, dosłownie sfrunął po schodach i wypadłRLTna dwór.Wybrał odpowiedni klucz i podniósł wielkie, ciężkie drzwi garażu.Oczywiście nie było ani jego mercedesa, ani lancii Paoli, tak więc do dyspozycjimiał tylko starego fiata seicento Signory Trevisan.Wszyscy genetycznielobcią-żeni bogactwem zawsze silili się na kretyński snobizm jeżdżenia możliwie naj-starszymi gruchotami, jakie istniały.Ale przynajmniej w stacyjce tkwił kluczyk.- Fiat lux*103 - mruknął ponuro, sadowiąc się w środku.Oczywiście samochód nie zapalił.Akumulator padł, podobnie jak jego właści-cielka.Musiał więc pchać stare, pordzewiałe pudło przez cały podjazd aż dobramy, a potem szybko wskoczyć do środka, by wprowadzić je w ostry zakręt i wdół stromizny.Dzięki Bogu gruchot ożywił się wreszcie, dosłownie w chwili,kiedy przyszło mu hamować, żeby wyminąć traktor ciągnący przyczepę pełnąobornika.Co za kraj! Morris bezlitośnie zmuszał silnik do coraz większych obro-tów.Nieważne, czy ktoś zwróci uwagę na pędzący samochód.Podczas jazdyprzez centrum okazało się, że połączenie jego nowej twarzy i starego gruchotadoskonale zdaje egzamin na zatłoczonych ulicach.Kiedy w dziesięć minut pózniej pokonywał ostatnie światła, już po drugiejstronie Werony, telefon komórkowy w kieszeni marynarki rozdzwonił się nagle.- Pronto, Morris? - W głosie Forbesa, o ile Morris dobrze rozpoznawał wśródzgrzytów i trzeszczeń wypełniających wnętrze fiata, brzmiało niezwykłe napię-cie.Nieistotne, i tak nie miał teraz czasu na głupstwa.Nie próbował nawet uda-wać, że jest z powrotem w szpitalu, tylko z miejsca zapytał, o co chodzi.Zanim jednak dopuścił Forbesa do głosu, rzucił jeszcze kąśliwie:- Ze Stana Albertini nigdy nie będzie dobry nauczyciel ani w twojej szkole, aniw żadnej innej.Dziwi mnie, że w ogóle tracisz na niego czas.Zresztą biorąc poduwagę, ile zainwestowałem w to przedsięwzięcie, byłbym wdzięczny, gdybyśkonsultował ze mną swoje decyzje o zatrudnieniu.103* Niech stanie się światłość (gra słów).RLTForbes powiedział tylko:- Słuchaj, Morris, znalazłem samochód.Dosłownie przed chwilą.Zajęty pokonywaniem zakrętu przy Ponte Florio, Morris nie do końca zrozu-miał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]