[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze chwila - i białowłosy znika.Krzyś musi pokonać w sobie jakiś czar, aby znówzacząć oddychać.- Czy on rzucił na nas krucjatusa? - Jasio odzywa się zupełnie innym głosem niżzwykle.- Poczułeś?- To było straszne.Gdzie jest ten.?- Leży tam.nie patrz.Chyba umarł.- Od krucjatusa?!- Od zastrzyku.- Chodzmy stąd szybko.- Wyjdz na tamtą stronę.Wygrzebują się z samochodu.- Ile jest kilometrów do domu?- Nie wiem.Po drodze były jakieś gospodarstwa.Dojdziemy po śladach.- Jak daleko?- Nie marudz, idz szybciej.Tata mówił, że wiejskie dzieci chodzą do szkołypo dziesięć kilometrów w jedną stronę i jakoś żyją.- Nieprawda.Wszędzie jeżdżą gimbusy.- Zapieprzaj!- Nie mogę szybciej.- A jak on nie umarł i zaraz się obudzi, i będzie.- Nie mów tego! - Jasio odwraca się na moment w stronę radiowozu i leżącej postaci,a potem idzie już tak szybko, że brat ledwo go dogania.Przy każdym kroku obaj wpadająw sięgający kolan śnieg.Krzysztofowi lecą z ust kłęby pary.Wał ciemnych, burzowych chmur, wcześniejwidocznych nad polami, zaciągnął niebo antracytem.Zaczyna padać śnieg z deszczem.- Jak wejdziemy.do obcych.ludzi, to ja będę.mówił.Podam im.numerdo mamy.- Powiemy, że chcieli.nas porwać.I że.widzieliśmy trupa!- Ty nie.nie widziałeś.- Bo mi.nie kazałeś.patrzeć! - Sapiący nie mniej od brata Jasio zostaje już w tyle.- Bobyś się.zesrał ze strachu.I tak całą.całą drogę.ryczałeś jak ciota!- Dlaczego on.go zabił?- %7łebyś się.głupio.pytał.Daj.rękę.* **Już przed południem zaczyna brakować rąk do pracy w wielu warszawskich - i nietylko - newsroomach.Wydawcy programów telewizyjnych zmieniają ramówki, odwołującemisję seriali i zawodów narciarskich, szefowie kanałów informacyjnych zacierają ręce,obserwując skoki oglądalności, i martwią się niedostatkiem wozów transmisyjnych.Producenci bezpłatnych gazet robią wieczorne dodruki, a ich menedżerowie ściągająz domów ulicznych sprzedawców: dziś będzie stawka razy cztery.Politycy Przymierza Polskiego dzwonią do siebie nawzajem wyjątkowo intensywnie.Tak samo jak liberałowie i sieroty po Materze.Intensywne bzyczenie słychać w każdym ulu.Posłanka Julita %7łarnowska, umalowana ostrzej niż zwykle i ozdobiona bogatszą niżna co dzień biżuterią, stoi w obszernym sejmowym holu przed frontem kamer i mikrofonów.Błyskają flesze, jakiś zaradny fotoreporter wspiął się na przyniesioną własnoręcznie drabinkę.- Bez względu na to, co przyniesie dzisiejszy dzień, mogę państwu ogłosić, że PaktTrwałej Koalicji jest przeszłością.Prezydium Ruchu podjęło decyzję jednogłośnie.Materowcy wychodzą z koalicji.Trwające od godziny zamknięte spotkanie prezydenta z premierem kończy siękilkanaście minut przed trzynastą, ale głowa państwa nie wychodzi do czekającychdziennikarzy.W poprzek pałacowej sali na spotkanie z miłościwie panującym spieszą terazsekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i jego towarzysz - profesor Rastroń.Prokuratorgeneralny, następny w kolejce do golenia, czeka za ścianą, w niewielkim pokoju pełnymświeżych kwiatów, mebli o fikuśnie poskręcanych podstawach i wysokich okien, z którychświetnie widać ogon rumaka księcia Poniatowskiego, a za nim - podniesione talerze antensatelitarnych na samochodach.Dziesięć minut temu zwierzchnik prokuratury odwiedziłpałacową kaplicę.Modlił się gorąco, ale nadziei jak nie miał - tak nie ma.Premier odzywa się do dziennikarzy w Sali Kolumnowej pałacu, co samo w sobie jestjuż naruszeniem etykiety, ale najwyrazniej gospodarz domu pozwolił mu tutaj coś szybkopowiedzieć, nim go dowiozą do własnej kancelarii.Dzisiejsza niecierpliwa reakcja %7łarnowskiej i jej ludzi - o której dowiedział siędosłownie przed chwilą - musiała go wyprowadzić z równowagi.Głos ma jak zwykle mocny,ale tym razem wyraznie drżący.Przekrzywił mu się amarantowy krawat, tak staranniedobrany do marynarki przez żonę.- Na wszystkie państwa pytania postaram się odpowiedzieć możliwie jak najprędzejw siedzibie Rady Ministrów.Rozumiem wasze nadzwyczajne zniecierpliwienie i podzielamzaniepokojenie zaistniałą sytuacją.Będę przekazywał państwu informacje sukcesywniei osobiście.Proszę? Tak, pan sekretarz stanu Maurycy Osmołowski jest od dzisiaj na urlopie,dlatego sam podejmę się rozmowy z wami na tyle.na ile potrafię.Krzywy uśmiech.Miał być jak zwykle czarujący, miał być to jeden z tychfantastycznych uśmiechów zapewniających od lat głosy żeńskiego i gejowskiego elektoratu.ale nie wyszło.Prezes Rady Ministrów ma w tej chwili ochotę kogoś kopnąć tak, żebyzabolało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]