[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nic oprócz tego, że widziano go na klatce schodowej.Nie mamy żadnego rysopisu, ale czeska policja najwyrazniejpowinna wiedzieć, o kogo chodzi.W każdym razie właśnietak Albańczycy mówili Camilli: wystarczy spytać o Serba.Toft kiwnął głową i schował elektroniczny papieros dokieszeni.- Może raczej powinniśmy ściągnąć tu tych Albańczy-ków i dowiedzieć się, czy nie mają nam jeszcze czegoś dopowiedzenia, zamiast pozwalać im dowodzić bitwą - stwier-dził Michael Stig, który przyniósł dwie butelki napojów itrochę owoców.Lars J�rgensen odsunął się, żeby zrobić mu miejsce.- To na pewno niezły pomysł.Ale spróbujmy najpierwsię upewnić, czy czegoś nam nie wmawiają.Toft już sprawdzał listę swoich kontaktów w skrzyncepoczty elektronicznej, szukając czeskiej komisarz policji.- W każdym razie nie musimy się już skradać, skoro itak wiedzą, że siedzimy im na karku - stwierdził MichaelStig i otworzył jedną colę za pomocą drugiej.- Jest! - zawołał Toft, wskazując na monitor.- Zaraz doniej napiszę.- A my musimy wyruszać - westchnęła Louise i szturch-nęła swojego partnera w bok.W pierwszym domu, do którego Louise zadzwoniła, niktnie otworzył.Następny adres znajdował się zaledwie dwieulice dalej.277- Nazywam się Louise Rick i jestem z Komendy Miej-skiej Policji w Kopenhadze.Czy mogę wejść i chwilę po-rozmawiać? - spytała przez domofon.Kiedy dotarła na drugie piętro, zobaczyła na klatce kobie-tę z brzuchem sterczącym tak, jakby zaraz miał pęknąć.Louise natychmiast się do niej uśmiechnęła, żeby choćtrochę zmniejszyć lęk malujący się na jej twarzy z powoduwizyty policji.Przeprosiła, że przeszkadza, i w kilku sło-wach wyjaśniła, o co chodzi.Kiedy kobieta potwierdziła, żenazywa się Gitte Larsen, Louise skreśliła ją z listy i wyszła.Osiem z dziewiętnastu kobiet, które znajdowały się na jejliście, mieszkało niedaleko centrum, postanowiła więc do-trzeć do nich na rowerze.Dopiero pózniej chciała wrócić nakomendę po samochód z garażu.Dochodziła już prawie ósma, a na jej liście wciąż pozosta-ły jeszcze trzy nazwiska, kiedy dzwoniła do niejakiej MaiLang, mieszkającej w niedużym szeregowcu w Gentofte.Gdy dzwonek wygrał przerazliwą melodię, rozszczekał siępies.Tutaj brzuch nie sterczał, a twarz ani trochę nie promie-niała radością.Przeciwnie, kobieta była tak blada, że wyda-wała się przezroczysta, a na skroniach wystąpiły wyraznenaczynia krwionośne, przez co sprawiała wrażenie jeszczebardziej bezbronnej.Louise wyjaśniła, dlaczego przyszła, ipoczuta ukłucie w sercu, widząc, jak kobieta cofnęła się jak-by przed ciosem.- Minęły już trzy miesiące, odkąd straciłam córeczkę -oznajmiła, cała się kuląc.278Na ścianie za nią wisiały zdjęcia drzew w jesiennych cie-płych barwach, a na kanapie w salonie leżał koc, jakby ko-bieta właśnie wstała.W lichtarzach paliły się świece, pozatym panowała tu cisza, która nagle wydała się dziwna, zwa-żywszy, że szeregowiec stał niedaleko bardzo ruchliwejLyngbyvej.Maja Lang ruchem głowy wskazała drzwi wgłębi salonu.- Wszystko było już gotowe, ale pewnego dnia rano poprostu przestałam ją czuć i już wiedziałam, że stało się cośzłego.Bardzo złego.- Cofnęła się i przysiadła na brzegukanapy, przepraszającym gestem odsuwając koc.- Czterydni pózniej wywołano poród.Pochowaliśmy ją w ostatniąsobotę stycznia.Rozpłakała się, ale wskazała fotel po drugiej stronie stoli-ka.Louise szybko podziękowała i szczerze przeprosiła, żezakłóciła spokój.W korytarzu przeklinała pod nosem, żeszpital w Gentofte nie skreślił Mai Lang z listy kobiet, któ-rych termin porodu przypadał w tych dniach.Zupełnie niepotrzebnie rozdrapała żałobę.Następnego dnia po południu Lars i Louise dokonalipodsumowania i musieli stwierdzić, że żadna z kobiet z listysporządzonej przez oddziały położnicze najwyrazniej nieurodziła dziecka poza systemem służby zdrowia.A skontak-towali się ze wszystkimi, więc dochodziło już wpół do jede-nastej, kiedy Louise dotarła wreszcie do pustego mieszkania.Camilla zostawiła jej na kuchennym stole kartkę z informa-cją, że ona i Markus przenocują normalnie w domu, bochłopcu brakuje kilku podręczników i stroju na gimnastykę.Louise zastanawiała się, czy nie zadzwonić do przyjaciółki inie upewnić się, czy jest już trochę spokojniejsza po drama-tycznych przeżyciach, ale bała się, że ich obudzi.O ósmejrano znów wyszła z domu i zaczęła od małżeństwa trzydzie-stolatków, którzy liczyli minuty między kolejnymi skurczami.Kolejne dwie kobiety tego samego dnia przyjęto do szpitala zpodejrzeniem zatrucia ciążowego, musiały więc pozostać na280obserwacji aż do porodu.Cztery, wliczając w to parę, którąLouise odwiedziła z samego rana, miały już skurcze poro-dowe.U pozostałych wszystko było jak trzeba.Otwierały drzwi, z trudem dzwigając brzuchy, więc poprzeprosinach można je było wykreślić.Jedynie u Mai Langi pewnej bardzo młodej dziewczyny, z którą Lars rozmawiałw Glostrup, nie wszystko poszło, jak powinno.Dziewczynamiesiąc wcześniej poroniła w wyniku poważnego wypadkusamochodowego.Kiedy Lars ją odwiedził, właśnie wyszłaze szpitala i przypuszczała, że to z tego powodu oddziałupołożniczego nie poinformowano jeszcze o tym, co się stało.Louise z irytacją spojrzała na drzwi, słysząc trzy krótkiemocne puknięcia, i właściwie już zamierzała zażądać spoko-ju do pracy, ale Toft wszedł i oznajmił, że właśnie dostałmejl od Jany Romanovej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]