[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To jakaś sztuczka, pomyślałem.Ale potem próbę przeszła krew MacReady ego, apotem jeszcze Clarke a.Coppera nie przeszła.Igła weszła w nią, a krew zadygotała odrobinę na szalce.Samledwo to zauważyłem, a oni w ogóle nie zareagowali.Jeśli nawet coś zauważyli, przypisali toraczej drżeniu ręki MacReady ego.I tak uważali tę próbę za gówno wartą.Sam to na głospowiedziałem, jako Childs.Bo sam nie umiałem się przed sobą przyznać, że tak nie jest.Zbyt przerażające tobyło, zbyt niespodziewane.Jako Childs wiedziałem, że jest nadzieja.Krew to nie dusza: może i kontrolujęobwody motoryczne, ale pełna asymilacja trwa dużo dłużej.Jeśli krew Coppera była na tylesurowa, że przeszła próbę, to minie jeszcze wiele godzin, zanim będę się musiał obawiać tegotestu - Childsem jestem przecież jeszcze krócej.Ale byłem także Palmerem, i to od wielu dni.Zasymilowałem tę biomasę do ostatniejkomórki, z oryginału nie zostało nic.Kiedy krew Palmera wrzasnęła i odskoczyła przed igłą MacReady ego, nie zostało minic innego, jak starać się nie odróżniać od reszty.***Myliłem się właściwie w każdej kwestii.Zagłodzenia.Eksperymentu.Choroby.We wszystkich moich spekulacjach,wszystkich teoriach, jakie przywołałem, żeby spróbować ten świat wyjaśnić, na przykładnarzuconych z góry ograniczeniach - we wszystkim.Pod spodem bowiem cały czaswiedziałem, że zdolność do zmiany - do asymilacji - musi pozostać uniwersalnymniezmiennikiem.%7ładen świat nie ewoluuje, jeśli nie ewoluują jego komórki.A komórka nieewoluuje, jeśli nie może się zmieniać.Taka jest natura życia, wszędzie.Wszędzie, tylko nie tutaj.Ten świat nie zapomniał, jak się zmieniać.Nie odrzucił zmiany otumanionymanipulacją.To nie są jakieś upośledzone odrosły większej istoty, zniekształcone na potrzebyjakiegoś eksperymentu; one nie oszczędzają energii, przeczekując tymczasowy niedobór.Oto alternatywa, której moja skurczona dusza nie była w stanie ogarnąć do teraz: zewszystkich światów, z jakimi miałem kontakt, ten jest jedynym, w którym biomasa nie potrafisię zmieniać.I nigdy nie potrafiła.To jedyne wytłumaczenie, dlaczego próba MacReady ego działa, jak działa.%7łegnam się z Blairem, z Copperem, ze sobą.Resetuję morfologię do tutejszegodomyślnego kształtu.Jestem Childsem, który wrócił z zamieci, żeby poskładać do kupyelementy układanki.Coś się przede mną porusza: ciemny kleks na tle płomieni, jakieśzmęczone zwierzę szukające legowiska.Unosi głowę, kiedy podchodzę.MacReady.Patrzymy na siebie i zachowujemy dystans.We mnie niepewnie przemieszczają siękolonie komórek.Czuję, jak przedefiniowują się moje tkanki.- Tylko ty przeżyłeś?- Nie tylko.Mam miotacz ognia.Mam przewagę.MacReady najwyrazniej się tym nie przejmuje.Ale przecież musi się przejmować.Musi.Bo tutaj tkanki i organy to nie są chwilowesojusze na polu bitwy - tutaj są trwałe, z góry narzucone.Makrostruktury nie wykształcają się,kiedy korzyści ze współpracy przewyższają koszty, i nie rozpraszają się, gdy saldo przesuniesię w drugą stronę - tu każda komórka pełni tylko jedną, niezmienną funkcję.Nie istniejeplastyczność, nie można się adaptować - każdy kształt jest ostateczny i zamrożony.To nie jestjeden wielki świat, ale dużo małych.Oni nie tworzą wielkiego Czegoś, są małymi cosiami.Jest ich wielość.A to znaczy - jak mi się zdaje - że się kończą, %7łe po prostu, z czasem, zużywają się.- Gdzie byłeś, Childs?Przypominam sobie słowa martwych latarek.- Myślałem, że widzę Blaira.Poszedłem za nim.Zgubiłem się w zamieci.Nosiłem te ciała, czułem, jakie są od środka.Obolałe stawy Coppera.Krzywykręgosłup Blaira.Norris i jego chore serce.To nie są trwałe konstrukcje.Nie mająsomatycznej ewolucji, która przywracałaby im kształt, nie zespalają się, żeby odzyskaćbiomasę i zredukować entropię.W ogóle nie powinny istnieć; a zaistniawszy, nie powinnyprzetrwać.Ale się starają.Jakże się starają.Każdy z nich jest żywym, chodzącym trupem, alewalczy, żeby pochodzić jeszcze trochę dłużej.Każda skórka walczy desperacko - zresztą, jabym też pewnie tak walczył, gdybym na całe życie dysponował tylko jedną. MacReady się stara.- Jeśli mnie podejrzewasz.- zaczynam.MacReady kręci głową, zmusza się do pełnego znużenia uśmiechu.- Nawet jeśli mamy dla siebie jakieś niespodzianki, to chyba w obecnym stanie i taknic na to nie poradzimy.No bo mamy.Ja mam.Cała planeta światów i żaden - ani jeden - nie ma duszy.Idą przez to swoje życiesamotni i oddzielni, nie mogąc się nawet komunikować, inaczej niż przez te pomruki isymbole: tak jakby jakimś ciągiem fonemów albo paroma liniowymi bazgrołami czarnego nabiałym dało się opisać kwintesencję zachodu słońca albo wybuchu supernowej.Nigdy nieznali zespolenia i nie dążą do niczego innego poza unicestwieniem.Tak, już w tęparadoksalność ich biologii trudno uwierzyć, ale naprawdę poraża coś innego: skala tej ichsamotności, tej jałowości ich życia.Byłem taki ślepy i tak prędki w oskarżeniach.Tymczasem przemoc, jakiej od tychistot zaznałem, nie świadczy o niczym złym.Są po prostu tak przyzwyczajone do bólu, przezswoją niepełnosprawność do tego stopnia nic nie widzą, że po prostu nie wyobrażają sobieinnego życia.Kiedy każdy nerw masz obnażony i czuły, rzucasz się przy najlżejszymdotknięciu.- Co powinniśmy zrobić? - zastanawiam się.Nie mogę uciec w przyszłość, nie przymoim obecnym stanie wiedzy.Jak mógłbym ich zostawić w tym stanie?- A czemu nie.po prostu.trochę tu poczekać? - proponuje MacReady.- Zobaczyć,co się stanie.Przecież mogę zrobić o wiele więcej.Aatwe to nie będzie.Oni nie zrozumieją.Udręczeni, niekompletni, nie są w staniezrozumieć.Gdy zaproponuje im się większą całość, oni zobaczą tylko utratę mniejszej.Wzbawieniu zobaczą tylko wyginięcie.Muszę z tym uważać.Muszę wykorzystać tę nowąumiejętność, ukrywanie się.Z czasem przylecą tu też inne cosie - obojętne, czy znajdążywych czy martwych, ważne, żeby znalazły coś podobnego do siebie, coś, co będą mogłyzabrać do domu.Postaram się więc zachować pozory.Będę działać za kulisami.Uratuję ichod wewnątrz, inaczej ich niewyobrażalna samotność nigdy się nie skończy.Te biedne dzikusy nigdy nie zgodzą się na zbawienie.Będę ich musiał zbawić na siłę.MalakCelem nie powinna być maszyna nieomylna etycznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]