[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A o której wróciła Mary?- Skąd mam wiedzieć? Ju\ spałam.- Więc kiedy ją pani zobaczyła? - pytał cierpliwie Brody.Poirytowana Karen westchnęła.- Kiedy wybuchło to zamieszanie z po\arem.- I Mary była wtedy w kurtce?- Tak, ju\ mówiłam!Jeśli Brody nią pogardzał, niczym tego nie okazał.Spojrzał na jej córkę.- Jak się masz, Mary.Wiesz, kim jestem, prawda?Popatrzyła na niego tępo i znowu zaczęła bawić się latarką.Latarka była mała, dziecięca, zkolorowego plastiku.Na twarz opadły jej kosmyki włosów, lecz ona chyba tego nie zauwa\yła, bo świeciłasobie w oczy, to zapalając latarkę, to ją gasząc.- Szkoda czasu.- O dziwo, Kinross powiedział to cicho i łagodnie.- Pewnie sama nie wie, skąd jama.- Nie szkodzi spróbować - odparł Brody.- Mary? Spójrz na mnie.Zdawało się, \e w końcu go dostrzegła.Posłał jej uśmiech.- Masz ładną kurtkę.Nic.I nagle wstydliwy uśmiech.- Jest śliczna.- Cichutki głosik małej dziewczynki.- Tak, naprawdę śliczna.Skąd ją masz?- Jest moja.- Wiem, ale mo\esz mi powiedzieć, skąd ją masz?- Od starca.Wyczułem, \e Brody zesztywniał.- Od jakiego starca? On tu jest? Roześmiała się.- Nie!- Powiesz nam, co to za starzec?- No, starzec!Powiedziała to tak, jakby było to zupełnie oczywiste.- A.poka\esz mi, gdzie dał ci kurtkę?- On mi jej nie dał.- To znaczy, \e ją znalazłaś?Z roztargnieniem kiwnęła głową.- Kiedy uciekli.Po tym, jak było tak głośno.- Kto uciekł? Dlaczego było głośno?Ale Mary ju\ go nie słyszała.Próbował jeszcze przez chwilę, ale było oczywiste, \e tracimy tylkoczas.Mary powiedziała mu to, co chciała i nie zamierzała mówić nic więcej.Brody kazał Fraserowi odwiezć je do domu i od razu wracać.Kinross te\ ruszył do wyjścia, aleprzedtem spojrzał na le\ące pod ścianą zwłoki.- Zawsze pakowała się w kłopoty - mruknął ze smutkiem.I wyszedł, trzaskając drzwiami.Obłąkane wycie wiatru przybrało na sile.Znowu lunęło i blaszany dach baraku zabębnił tak głośno,\e niemal zagłuszył warkot generatora.Podeszliśmy do zwłok.Przykryte prześcieradłem wyglądały jaktoporny sarkofag.- Myśli pan, \e to ona? - spytał inspektor.Powiedziałem mu ju\ o nocnej wizycie Maggie.Powiedziałem, \e znała imię Janice Donaldson i \enie chciała zdradzić skąd.Przypomniał mi się jej zamyślony uśmiech, kiedy wychodziła z pokoju. Jutro.Obiecuję.Tylko \e jutro ju\ nigdy nie miało dla niej nadejść.Kiwnąłem głową.- Pan nie? Westchnął.- Ja te\.Ale lepiej się upewnić.- Zerknął na mnie z ukosa. Gotowy?Miałem ochotę powiedzieć: Nie.Nigdy nie jest się gotowym, kiedy trzeba zidentyfikować kogoś,kogo się znało.Kogo się lubiło.Ale on ju\ zdjął prześcieradło.Uderzyła mnie fala ciepła i woń gotowanegomięsa.Sposób reakcji na zapach zale\y w du\ej mierze od sytuacji.Zwa\ywszy zródło tego, był to po prostuodra\ająco mdlący fetor.Przykucnąłem.Ciało było skurczone i \ałośnie drobne.Ubranie i większość tkanki miękkiej uległyspaleniu.Ogień wypaczył ją i spur-chlił, odsłaniając zbrązowiałe kości i ścięgna, wyginając kończyny inadając im charakterystyczną postawę bokserską.Znajomy widok.Coraz bardziej powszechny.- No i co? - spytał Brody.Stanął mi przed oczami jej szelmowski uśmiech.Gniewnie pokręciłem głową.Do roboty.To tylkopraca.Resztę zostaw na pózniej.- To kobieta.Mózgoczaszka jest o wiele za mała jak na mę\czyznę.- Wziąłem głęboki oddech,patrząc na gładką kość widoczną pod resztkami sczerniałego ciała.- Poza tym podbródek jest szpiczasty, aczoło i grzbiet łuku brwiowego gładkie.U mę\czyzny łuk byłby grubszy i bardziej wypukły.No i wzrost.Zwiadom straszliwej intymności tego gestu wskazałem miejsce, gdzie kość udowa przebiła się przezspaloną tkankę mięśniową.- Trudno go określić, kiedy ciało jest skurczone, ale sądząc po długości kości udowej, musiała byćniska, nawet jak na kobietę.- Mo\e to dziecko? - spytał Brody.- Nie, absolutnie.- Zajrzałem do ust, które zastygły w niemym krzyku.- Są ju\ zęby mądrości.Miałaco najmniej osiemnaście, dziewiętnaście lat.Pewnie więcej.- Ile lat mogła mieć Maggie? Dwadzieścia trzy? Dwadzieścia cztery?- Coś koło tego.Brody westchnął.- Pasuje wzrost, pasuje wiek, pasuje płeć.Chyba nie ma ju\ wątpliwości, co?Trudno mi było mówić.- Nie, nie ma.Nie wiedzieć czemu, przyznając mu rację, poczułem się jeszcze gorzej, jakbym w jakiś sposóbzawiódł Maggie.Ale nie było sensu udawać.Wziąłem się w garść i ciągnąłem:- Kiedy ją podpalono, była przynajmniej częściowo ubrana.- Wskazałem zmatowiały metalowykrą\ek w zwęglonym ciele między kośćmi biodrowymi.Był wielkości małej monety.- Guzik od spodni.Materiał się spalił, a guzik wtopił się w ciało.Sądząc po wyglądzie, pochodzi z d\insów.Maggie te\ była w d\insach, kiedy widziałem ją ostatni raz.Brody ściągnął usta.- A więc prawdopodobnie jej nie zgwałcono.Dobre i to.Sensowne zało\enie.Niewielu gwałcicielinajpierw ubiera ofiarę, a potem ją zabija.Jeszcze mniej robi to po jej śmierci.- Mo\e pan stwierdzić, jak zginęła?- Z tego, co widzę, na czaszce nie ma \adnych obra\eń.Wydostaliśmy ciało z ognia, zanim wzrostciśnienia ją rozsadził, co trochę ułatwia sprawę.Nie ma śladów urazu zewnętrznego, tak jak u JaniceDonaldson czy u Duncana.Mo\liwe, \e uderzono ją l\ej, ale.Pochyliłem się.Ogień spalił skórę i mięśnie gardła, odsłaniając chrząstkę i ścięgna.Przyjrzałem sięim, potem obejrzałem ręce, nogi, w końcu korpus
[ Pobierz całość w formacie PDF ]