[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łołnierze Salmateru byli poprzebierani za najemników,podobnie jak w trakcie wcześniejszych najazdów w tym regionie, wszakże jedenrzut oka wystarczył Jommy'emu, by dowiedzieć się wszystkiego, co potrzebowałwiedzieć.Zsunął się na dół i zameldował:- Rozbijają obóz.Zostaną tu na noc.- Zwietnie - ucieszył się Servan.- A teraz chodz ze mną.Ruszył przodem, odprowadzając pozostałych rycerzy-poruczników iżołnierzy spory kawałek od pagórka.Gdy uznał, że oddalili się na odpowiedniąodległość od obozu wroga, odwrócił się i zaczął mówić.- Ich jest około dwustu, a nas dwudziestu paru.- Więc lepiej się stąd zabierajmy! - wyrwało się któremuś żołnierzowi.-Towłaśnie mam zamiar wam rozkazać - potwierdził Servan. Tylko że chcę, byściepokonali w bród tę płyciznę, i przyczaili się do rana.- A co wtedy.sir? - zapytał jakiś inny żołnierz.- Kiedy usłyszycie krzyki, macie hurmem rzucić się w stronę tamtej plaży,robiąc tyle hałasu, ile się da.Ale pamiętajcie, żeby nie pobiec za daleko.Poprostu wzbijajcie tumany piachu i biegajcie tam i z powrotem po plaży.- Ze co? - bąknął Jommy.- Słońce wzejdzie tam - wyjaśnił Servan, pokazując wschód.- Jeśli nawetwróg wystawi straże, wartowników oślepi jego blask, tak że będą widzieli tylkocienie, kurz i biegające sylwetki.Skąd będą mieli wiedzieć, ilu nas jestnaprawdę?- A co my będziemy robić w tym czasie? - zainteresował się Godfrey.- Też biegać w kółko i krzyczeć, żeby pomyśleli, że otaczają ich trzykompanie.Jommy zapytał:- Jak niby nam się to uda?Servan uklęknął.Zaczął kreślić znaki w piasku.- To nasz pagórek.My jesteśmy po tej stronie.Ja i Zane zajdziemy ich odpołudnia.Ty i Godfrey okrążycie ich od północy.- Popatrzył po twarzachkompanów.- Trzymajcie się blisko drzew.Biegajcie i wykrzykujcie rozkazy.Postarajcie się, żeby brzmiało to tak, jakby liczne oddziały nadchodziły zewszystkich stron.-To nie zadziała na długo - zauważył Jommy.- Nie musi.Chodzi o to, żeby nie zmieniali pozycji przez jakiś czas, donadejścia posiłków generała.Wystarczy, jeśli trochę zmitrężą, zmarnują godzinęczy coś koło tego.Kiedy z lasów na północy wyłoni się kompania prawdziwegowojska, ci tam po drugiej stronie pagórka wezmą nogi za pas.Jommy zastanowił się i powiedział:-To się może udać, pod warunkiem że generał tym razem zje szybkośniadanie.- Wypuścił z płuc powietrze.- Mam wielką nadzieję, że twój planzadziała, Servanie, bo choć jestem w stanie stawić czoło dwóm ludziom naraz, toprzy ośmiu na jednego.- Pokręcił bezradnie głową.Nagle ocknął się Grandy.- A ja? Co ja mam robić?- Ty - przyjrzał mu się kuzyn - pójdziesz z naszymi chłopcami iprzypilnujesz, żeby wykonali rozkazy.No, ruszaj już.- Kiedy Grandy odszedł dożołnierzy, Servan zwrócił się do najbliższego weterana.- Twoja w tym głowa,żeby księciu nic się nie stało!Stary żołnierz zasalutował, jakby przyjął szczegółowe rozkazy, szczeknął:- Taajeest, sir! - i szybko dogonił pozostałych.- Czy to na pewno dobry pomysł? - zapytał powątpiewającym tonem Zane.- Ci żołnierze lubią sprawiać kłopoty, ale daleko im do dezerterów-stwierdził Servan.- Gdyby mieli uciec, zrobiliby to już dawno.Zatroszczą się oGrandy'ego.Być mąciwodą w armii to jedno, ale dopuścić do zabiciakrólewskiego syna to zupełnie co innego.Jommy westchnął.- Obyś miał rację.- Otrząsnąwszy się z zadumy, machnął na Godfreya iskinął na pożegnanie Servanowi i Zane'owi.- Lepiej zacznijmy już szukaćschronienia na noc.- Do jutra! - dodał i ruszył na północ, uważając, by byćniewidocznym zza pagórka.- Do jutra! - odpowiedział Servan i skierował się w przeciwną stronę.Było jeszcze ciemno, gdy nadeszło wezwanie.Pozbawiony tchupomniejszy pracujący dla właściciela zajazdu potrząsał Pugiem, Nakorem iMagnusem, próbując ich dobudzić.- Wzywa was wasz pan!Odziali się szybko, ignorując wciąż śpiących na gołej ziemi Dasatich.Oniskorzystali z rolowanych mat z sitowia i z tego, co kto miał, w charakterzeprzykrycia i poduszki pod głowę.Noc była zimna, ale im udało się ją spędzić wmiarę wygodnie.Na dziedzińcu zastali czekających na nich Martucha i Beka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]