X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jamie zajął się ogniskiem, a Malachi końmi.Colewyciągnął butelkę whisky, suszoną wołowinę i twarde 179iak kamień suchary.Na czarnym jak aksamit niebie pło�nęły jasnym blaskiem gwiazdy.Malachi obserwował Cole'a, któremu z twarzy nieznikał wyraz skrajnego napięcia.Jego starszy brat za�chowywał się tego dnia wyjątkowo szorstko i obceso�wo, ale Malachi doskonale go rozurniał.Nie wiedziałtylko, jak bratu pomóc.Daj sobie z tym spokój! - pomyślał.- Pozwól spra-worn toczyć się własnym torem.Kristin McCahy.nie,teraz już Kristin Slater.była młoda, śliczna i nadzwy-czaj rozsądna.Jeśli tylko Cole nie popełni jakiegoś błę-du, z pewnością go pokocha.W Cole'u ciągle zbyt ży-we było wspomnienie tragedii, jaka go spotkała, żebydostrzec wszystkie zalety dziewczyny.A jeśli nawet jedostrzega, nie chce niczego zmieniać i udaje, że o ni�czym nie wie.Malachi doskonale zdawał sobie sprawę,że Cole nie zachowuje się jak dżentelmen, czym bardzosobie zrażał Kristin.Ale to już nie było sprawą Malachiego.On i tak mu-siał niebawem wyjechać.Służył w regularnym wojskui kończył mu się urlop.- To jakaś głupota - odezwał się Jamie i pociągnąłtęgi łyk whisky.- Głupota? - nie zrozumiał Cole.- Jak jasna cholera.Masz wspaniałą młodą żonę, śliczną, o kształtach.- A co ty możesz wiedzieć o jej kształtach? - od-warknął Cole.- Och, daj spokój.Nawet ślepy by to zauważył - szyb�ko wtrącił się do rozmowy Malachi.Liczył na spokojnywieczór.Popatrzył ostrzegawczo na Jamie'ego.Obaj do-brze wiedzieli, co gnębi ich brata.- Jamie.daj spokój.- Dlaczego mam dać spokój? Czyżby Cole sądził, żetylko jego skrzywdziła ta wojna? 180- Cholerny szczeniak.- zaczął ze złością Cole.- Ale ten cholerny szczeniak, kiedy go tylko o to po�prosiłeś, bez wahania przybył na twoje wezwanie, Co�le.Więc zamknij się i siedz cicho.Do cholery, obaj sięuspokójcie.- Uważam tylko, że powinien docenić tę kobietę, towszystko.A skoro jest taki ślepy, że nie dostrzega, jakaperła mu się trafiła, to po kiego diabła ciągnął ją do oł�tarza?Cole ze złością popatrzył na Malachiego.- Ucisz go, albo ja to zrobię.- Chłopcy, jest wojna! - przypomniał średni brat.- Ale w stosunku do Kristin powinien zachowywaćsię przyzwoicie.- znów zaczął Jamie.- Zachowuję się aż nadto przyzwoicie! - burknąłCole.- Zostawić ją samą w noc poślubną.- To właśnie najprzyzwoitsza rzecz, jaką mogłemzrobić! - odparł Cole, wyrywając bratu z rąk butelkę.- Poza tym jesteś jeszcze za młody, żeby zabierać głosw tych sprawach.- A właśnie że za stary - odrzekł cicho Jamie.Prze�słał bratu ponury uśmiech i panujące między nimi na�pięcie zaczęło opadać.- Mam dwadzieścia lat, Cole.W pewnych okolicznościach to bardzo, bardzo dużo.W tej wojnie giną chłopcy siedemnastoletni.- Quantrill ma u siebie wielu takich.Chłopców Ja�mesa, Youngera, tego rzeznika Billa Andersona.onjest w gruncie rzeczy jak duże dziecko.Dwukrotnie pociągnął z butelki.Czuł się jak pijany,kompletnie pijany.Teraz z kolei Malachi wyciągnął rękę po flaszkę.Wewłosach zabłysło mu światło ogniska.Popatrzył na Co-le'a spod uniesionych brwi. Naprawdę ci się wydaje, że Quantrill panuje nadswoją bandą? Naprawdę sądzisz, że to małżeństwo-Kristin przed zemstą Zeke'a?chroniCole zapatrzył się w rozciągające się przed nimirówniny Missouri i żuł w zębach zdzbło trawy.Wyplułłodyżkę, po czym spojrzał na obserwujących go z nie�pokojem braci.Gdyby nie był tak spięty i zdenerwowa�ny, wybuchnąłby śmiechem.Obaj najwidoczniej dzie-lili z nim niepokój o losy Kristin.W panującej na ran-czu McCahy'ow atmosferze było coś, co musiało każ-dego mężczyznę ująć za serce.Zdawał sobie sprawętego, że przestały go obchodzić losy wielkiej wojnyPołudnia z Północą, że obchodzi go wyłącznie to miej-zsce, że obchodzi go wyłącznie Kristin.Zbyt wiele brutalności, był już od niej po prostu otę-piały.- Wiem, że Quantrill wyniesie się na zimę na połud-nie.Nie lubi chłodów.Dokona jeszcze najwyżej jedne-go wypadu.To wiem na pewno.Pociągnie na południe,może do Arkansas, może do Teksasu.Do tego czasu zo-stanę tutaj, ale pózniej muszę ruszać do Richmond.Jeślizłapię jakiś transport kolejowy, może nawet się niespóznię.- Jeśli tylko Jefferson Davies wchodzi -.jeszczew skład gabinetu - ponuro mruknął Jamie.Cole popatrzył ostro na brata.- Dlaczego to mówisz? Czy wiesz o czymś, o czymja nie wiem?- Tak tylko mówię.Słyszałem jedynie, że bitwao Sharpsburg pochłonęła straszliwą ilość ofiar.Na poluwalki pozostały stosy trupów.- A ty tutaj bardzo na siebie uważaj - ostrzegł brataMalachi.- W okolicy bez przerwy włóczą się patrolewojsk federalnych. 182- I co z tego? Dobrze o tym wiem.- Niewiele brakowało, a ta mała wiedzma wydała�by mnie dzisiaj w łapy Jankesów.- Wiedzma? - zainteresował się Cole.-Shannon - wyjaśnił uprzejmie Jamie.Malachichrząknął.- Zazdroszczę ci żony, Cole, ale jeśli idzie o jej ro�dzinkę, to dziękuję bardzo, pokorny sługa.- I wcale mu nie chodzi o jej brata Jankesa - roze�śmiał się Jamie.- Zwietnie się składa, że Malachi nieba�wem wyjedzie.Shannon nie przepada za nim.Wyszczerzył zęby, wyciągnął się wygodnie na ziemii z głową wspartą o siodło zaczął obserwować gwiaz-dy.- Cole - odezwał się nieoczekiwanie.- Strasznie miprzykro z powodu tego, co ci się przydarzyło.Napra-wdę.Zapadła długa cisza, mącona jedynie trzaskiem po-lan w ognisku.Malachi głęboko, równo oddychał, na-pawając się ciszą i spokojem.- Ale na twoim miejscu - ciągnął Jamie - nie spę-dzałbym w tej chwili czasu w towarzystwie własnychbraci.Tam czeka na ciebie kobieta.Kobieta o przepysz-nych jasnych włosach i oczach jak szafiry.Jak ona cho-dzi, jak kołyszą się jej biodra i wszystko inne.Bożedrogi, mogę to sobie tylko wyobrazić.- Ależ z ciebie kawał łotra! - ryknął nieoczekiwanieCole, zrywając się na równe nogi.Cisnął pustą już prawie butelkę w ogień.Trunek za�płonął jasnym płomieniem.Jamie, którego zaskoczyłstraszny wyraz twarzy brata, również poderwał sięz ziemi.Malachi w jednej chwili był przy nich.W głębiserca nie wierzył, by Cole uderzył Jamie'ego, ale onrównież pierwszy raz w życiu widział Cole'a w takim stanie.Inna rzecz, że Jamie też nigdy dotąd nie posta�wił się tak najstarszemu bratu.- Cole.Malachi łagodnym ruchem wyciągnął rękę i długąchwilę stali bez ruchu w pomarańczowym blasku ognia.- Odczep się! - powiedział Jamie do Malachiego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl
  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.