[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale oni na pewno tego nie wyciągną.Oni się nie ośmielą.Powiem im, że jesteś synem Henry ego, któż więc mógłby albo śmiał podawać tow wątpliwość.A on wciąż tam stał przed nią: patrzył na nią może albo wcale nie patrzył, niewiedziała sama, bo głowę miał spuszczoną, tę mizerną twarz zastygłą bez wyrazu, gdyona, wciąż jeszcze z utkwionym w niego wzrokiem, nie śmiąc się poruszyć, szeptała dośćwyraznie, dość głośno, a przecież nie mogła go tym szeptem dosięgnąć: Charles. Nie, proszę pani.A ona znów wciąż jeszcze się nie poruszając, bez najlżejszego drgnienia choćbytylko mięśnia, jak gdyby właśnie stała przed gęstwiną krzaków, w którą zwabiła zwierzę,i dobrze wiedziała, że to zwierzę, choć dla niej teraz niewidoczne, patrzy na nią zza liści,że trochę się płaszczy, ale wcale nie w strachu, nawet nie w napięciu, tylko w tejniepoprawnej, nieważkiej czelności stworzeń wolnych, tak lekkich, że ślad nie zostaje natej ziemi, co nosi ich ulotny ciężar, a ona nawet nie śmiąc dotknąć go, pogłaskać,jakkolwiek ono było przecież w jej zasięgu, jedynie przemawiała do niego łagodnie,głosem czułym i brzmiącym tą uwodzicielską, niebiańską obietnicą, tym zaklęciemkobiet: Nazywaj mnie, Charles.ciotką Judith.Otóż to: i nie wiadomo, czy on coś powiedział, czy też nic nie powiedział, zanim sięodwrócił, wyszedł z pokoju, z domu.A ona tam dalej siedziała bez ruchu, jeszcze patrzącna niego i jeszcze go widząc, przenikając te ściany, tę ciemność, by patrzyć, jak on idziez powrotem wśród chwastów uliczką między opuszczonymi, starymi chatami do tejchaty, gdzie czeka jego czarna żona; jak on depcze krzemienny bruk ciernistej ścieżkiw Ogrodzie Getsemani, na który się skazał sam, który stworzył sobie sam i w którym samjuż się ukrzyżował i zeszedł na chwilę z tego swojego krzyża, i oto tam wraca.Dziadek nie wiedział.Miał o tym tylko takie wiadomości, jakie krążyły w miasteczku,w hrabstwie: a więc, że ten obcy chłopak, którego kiedyś Clytie pilnowała i uczyła orać,siać i zbierać plony i który potem owego dnia stanął przed sądem już jako dorosłymężczyzna, z głową obandażowaną i z jedną ręką na temblaku, a drugą skutą kajdankamiz konstablem, i pózniej zniknął, po czym powrócił z autentyczną żoną przypominającązwierzaka z ogrodu zoologicznego, obecnie uprawia małą parcelę, część dawnej plantacjiSutpenów, i to nawet uprawia ją dość dobrze, samotny, wytrwały, gospodarny,jakkolwiek na pozór zbyt wątły jest i lekki do tej pracy, którą sobie wybrał; że jakpustelnik żyje w odbudowanej chacie, gdzie już mu się urodził syn, i że nie zadaje się aniz białymi, ani z czarnymi (Clytie już go nie pilnuje; już nie potrzebuje go pilnować).W ciągu następnych czterech lat widziano go w Jefferson tylko trzy razy, a i wtedyukazywał się tam tylko dlatego, że Murzyni, którzy, jak się zdaje, bali się jego czy możeJudith, czy Clytie, donosili dziadkowi, że on albo oślepł, albo jest w sztok pijanyw murzyńskim sklepie okręgowym pod Jefferson, wobec czego dziadek jechał tami przywoził go do siebie (bo inaczej, gdyby on w tym pijanym widzie zaczął sięawanturować, zabrałaby go stamtąd policja); trzymał go u siebie, aż ta czarna maszkara(nic w niej nie było żywego poza oczami i rękami), jego żona, z powrotem zaprzęgałamuły do wozu, przyjeżdżała po niego, ładowała go na wóz i zabierała do domu.Tak, więcna razie nikt nie zwrócił uwagi na to, że go już wcale nie widać w miasteczku; to dopierolekarz okręgowy powiedział dziadkowi, że on zachorował na żółtą febrę i że Judith goprzeniosła do dużego domu i pielęgnowała, i teraz sama jest chora.Dziadek poprosiłwtedy lekarza o zawiadomienie panny Coldfield, po czym pojechał do Setki Sutpena
[ Pobierz całość w formacie PDF ]