[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadawał się jedynie doprozaicznych, nudnych zajęć.- Milordzie, o czym bełkotał pan McShane? - spytał Worthington, poprawiając swójnieskazitelny frak.- Puste gadanie, staruszku.Zawiadom strażników przy zewnętrznej bramie, by niewpuszczali go do zamku, jeśli pojawi się bez zapowiedzi.Worthington rzucił mu sceptyczne spojrzenie, po czym ściągnął usta.- Co zamierzasz?- Doskonale wiesz, jaki był mój plan, Worthington.Chciałem, by Genevievepodpisała dokumenty i zwróciła mi wolność.Na miłość boską, czy nieprzedyskutowaliśmy tego szczegółowo?Worthington uniósł siwą brew.- Mam wrażenie, że używasz czasu przeszłego, drogi chłopcze.Czy mam rozumieć,że zmieniłeś zdanie na temat swojego uroczego gościa?Kendrick popatrzył na niego wilkiem.- Tak właśnie masz to rozumieć.Jesteś wścibskim, starym chytrusem, który nie manic do roboty poza wścibianiem nosa w moje sprawy!- Cóż innego, jeśli nie pana sprawy, milordzie, miałoby mnie obchodzić?Kendrick zignorował tę próbę wyciągnięcia dalszych informacji.Wiedział, żeWorthington nie znosi być odsuwany w cień.Kendrick tym razem nie miał zamiaruustąpić.Wszystko, co lokaj powinien wiedzieć, to że Bryan McShane ma trzymać się z dalaod bram Seakirk.Ten nędzny adwokacina nie dostanie Genevieve w swoje łapy.A dla niejlepiej będzie nie wiedzieć, czym zajmował się przez ostatnie tygodnie McShane.Mimo iżKendrick nie był pewien, czy chce, by ta dziewczyna została na stałe, musiał przyznać, żejako gość na jakiś czas była całkiem do wytrzymania.Jak można nie podziwiać jej odwagi? Albo tego zaciętego uporu, kiedy szykowałasię do obrony swojej pozycji? Ach, i ta cudowna nonszalancja, z jaką machała związanymiz tyłu głowy włosami, jak końskim ogonem.Potraktowała go wtedy, jakby był jedynienatrętną muchą.Wolnym krokiem przeszedł przez hall w stronę schodów.Był ciekaw, gdzie teżpodziewa się jego gość.Idąc na górę wyciągnął przed siebie dłoń i ujął miecz, który ukazałsię nagle w powietrzu.Przypiął go do pasa na biodrach, zastanawiając się, czy kieruje nimtylko czcza próżność.Przecież i tak w każdej chwili może poń sięgnąć dzięki czarom.Byłchyba ciekaw reakcji Genevieve.Czuł, że się nie zawiedzie.Minął ponad tydzień od dnia, gdy poszedł za nią nad morze, i wbrew swojej wolicoraz bardziej ulegał jej urokowi.Nie była podobna do żadnej kobiety z roduBuchananów.Wcale nie bała się ciężkiej pracy.Trzy dni spędziła w pozostałychsypialniach, dokładnie oglądając wszystkie sprzęty i przyczepiając etykietki, a potemgodzinami siedziała przy telefonie w poszukiwaniu kupców na meble.Pod koniectygodnia koszmarony zniknęły, a puste komnaty czekały na nowy wystrój.Kendrickdoskonale wiedział, na jak wiele stać Genevieve i teraz wyczekiwał z niecierpliwością, conowego ta dziewczyna wyczaruje w jego domu.Przeszedł przez drzwi sali bawialnej na piętrze i schował się w cieniu.Genevievesiedziała skulona na ławie pod oknem i wpatrywała się w ocean.Słońce rzucało delikatneświatło na jej długie, ciemne włosy.Były jakby stworzone dla męskich dłoni.Można by jepowoli rozczesywać, głaskać, zanurzać w nie palce i rozkoszować się, jak łaskocząpoliczki.tego, nad kim by się pochyliła.Tak, wspomnienie jej włosów było tylko jednymz powodów, dla których ostatniej nocy prawie do świtu nerwowo chodził w tę i zpowrotem po murach.Było to zupełnie niedorzeczne, ale nie umiał wyrzucić z pamięci jejobrazu.A teraz patrzył, jak siedzi, podciągnąwszy długie nogi na ławę, i szczupłymipalcami obejmuje kolana i wspartą na nich brodę.Dlaczego żaden mężczyzna nie zagarnął jej dla siebie? Może uroda Genevieve nieodpowiadała dokładnie klasycznym kanonom, ale miała w sobie coś ziemskiego,budzącego zaufanie.Szkoda, że nie spotkał jej za życia.Umiałaby go oswoić i cieszyliby się sobąkażdego wieczoru w cieple kominka.Och, jaka to bolesna myśl.Ona również wyglądała na zamyśloną.Ogarnęły go wyrzuty sumienia za to, cozrobił, by sprowadzić ją na wyspę.Na pewno tęskni za domem.Dobrze przynajmniej, żenie rozpacza nad utraconym kochankiem.Kendrick zebrał dość informacji, by wiedzieć, żew jej życiu nie ma mężczyzny, który przypędziłby tu za nią.Z jakiegoś dziwnego powodumyśl ta sprawiała mu przyjemność.Podobało mu się po prostu, że była samodzielna i samej sobie zawdzięczaławszystkie osiągnięcia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]