[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Coś ty, Kat.To nie miała być twoja popisowa misja, oboje o tym wiemy.Poza tym mamyw środku słuchawki.Bardzo dużo słuchawek.Jak tylko uda ci się wyspowiadać Bosticha, możeszuciąć sobie pogawędkę nawet z papieżem, jeśli zechcesz.– Nie jestem katoliczką.– Wchodź dalej – powiedział.Odwróciła się, pokonała kilka ostatnich stopni i weszła do wnętrza, a Ken zaraz za nią.– Zaczekaj chwilę tu w kuchni.Kat usłyszała szmer urządzenia wciągającego schody i lekki szum sprężonego powietrza, gdyKen zamykał i zabezpieczał drzwi.Odwrócił się do niej i podniósł palec wskazujący.– Zostań tu.Nie ruszaj się.Lewą ręką otworzył drzwi kokpitu, nie spuszczając Kat z oka, potem zajrzał do środka i zwróciłku niej zdziwioną twarz.– Co się stało? – spytała.– Wygląda na to, że Bostich rozgryzł mój mały podstęp i uciekł do tyłu.– Jaki podstęp?Spojrzał na nią i potrząsnął głową.– Nic takiego.Wejdź i przypnij się na prawym siedzeniu.– Na miejscu drugiego pilota?Przytaknął.– I co zrobimy potem?Ken popatrzył na sufit i potrząsnął głową, nim zwrócił wzrok w jej stronę.– My? Kat, role zostały podzielone.Ja jestem porywaczem, mam rewolwer i bombę i wydaję cirozkazy.Ty jesteś zakładniczką.Przestań mówić jak mój wspólnik.– Czyżbym cię speszyła? – zapytała.– Tak, rzeczywiście, speszyłaś mnie! Całkowicie!– To dobrze – powiedziała, uśmiechając się lekko mimo ściśniętego żołądka i prześladującej jąmyśli o reakcji przełożonych na wieść o tym, że ich agentka sama stała się zakładnikiemporywacza.Ken potrząsnął głową, na jego twarzy pojawił się uśmieszek.– A niech to, ty naprawdę jesteś w tym bardzo dobra.Podniosła na niego wzrok, zaskoczona.– Staram się tylko dowiedzieć, czego naprawdę chcesz, Ken.Wskazał rewolwerem drzwi kokpitu.– Miejsce drugiego pilota.Już.Wchodź.Zawahała się,patrząc na niego.– A co ty masz zamiar zrobić, Ken?– Po prostu tam wejdź.Podniosła dłoń, by mu przerwać.– Ken, nie wracaj tam.Nie zrób czegoś głupiego.– Czego niby? Myślisz, że chcę zastrzelić tego drania, który jako jedyny może podaćinformację, jakiej potrzebuję? Nie jestem do tego taki skory.A teraz właź tam!– A jak nie? To co, zastrzelisz mnie?Nagle dotarł do jej świadomości szczęk odbezpieczanego magnum 44.Tego, że jego palecpozostał z dala od spustu, nie zauważyła.Poczuła, że brakuje jej tchu, i głośno wciągnęła powietrze.– Mam ostatnią szansę, żeby dopaść Lumina – powiedział spokojnie Wolfe.– Muszę tylkozmiękczyć Bosticha.Nie będę miał następnej okazji.Jeśli spróbujesz mi w tym przeszkodzić, totak, Kat, mogę cię nawet zabić.– W porządku – powiedziała cicho.– Niech cię nie zmyli to, co stało się wczoraj w nocy przy przyczepie Lumina.Wtedy byłyjeszcze inne możliwości.Dzisiaj jest już tylko jedna.Kat skinęła głową.– Idę.Weszła do kokpitu i usiadła niezręcznie na miejscu drugiego pilota.Słyszała głos Kena gdzieśz tyłu, w przejściu.Jeszcze kilka sekund temu była przekonana, że potrafi odwieść go odnajgorszego.Wydawało się jej, że zaistniało między nimi jakieś porozumienie, nieznaczne,powstałe wbrew jego woli.Jednak widząc odbezpieczoną broń już niczego nie była pewna.Poziom desperacji, jakiu Wolfe’a zaobserwowała, przeraził ją i sprawił, że cała jej wiedza o procedurach postępowaniai psychologii wydała się niepotrzebna.Również zrozumienie i współczucie, które zaczynała wobecniego odczuwać, legło w gruzach.Teraz wędrowała spojrzeniem po wnętrzu kokpitu, pragnąc oswoić się ze znajdującymi się tuprzyrządami.W głowie wciąż jej huczało, zwłaszcza na myśl o torebce pozostawionejw gulfstreamie.Tam był pistolet.Pistolet, którego teraz potrzebowała.Zostawiła też w niejdokumenty, karty kredytowe i jeden papierek, który instynktownie pragnęła ukryć przed Kenem:licencję pilota.Przesunęła dłonią po pulpicie między fotelami, odnalazła przyciski radiostacji.Kanał VHF jeden i dwa, radiolatarnie, przycisk PA i interkom.W porządku.Potrzebujęsłuchawek.Po prawej znalazła zestaw map oraz kabel, biegnący od gniazdek na pulpicie do miejsca napodłodze, gdzie leżały małe słuchawki drugiego pilota.Kat przechyliła się w lewo i wyjrzała przez uchylone drzwi kokpitu.W przedniej części kabinypasażerskiej zobaczyła Kena, zajętego ściąganiem walizki z górnej półki.Podniosła słuchawkę i włożyła ją sobie do ucha.Potem wcisnęła przycisk radiostacji nawolancie.– Pięć-Lima-Lima, czy mnie słyszysz?– Jesteśmy tutaj, Kat – odpowiedział Jess.– Co z tobą?Wahała się przez chwilę, zastanawiając się, czy powiedzieć prawdę o swoim położeniu.Możejeszcze uda się jej to zmienić.– Chyba powinniście zadzwonić do Franka w Salt Lake City i powiadomić go, co się stało –powiedziała głosem niewiele głośniejszym od szeptu.Puściła guzik i czekała na odpowiedź.– Kat, widzieliśmy broń.Weszłaś na pokład dobrowolnie?– Nie – odparła – ale mam nadzieję, że uda mi się opanować sytuację.Powiedz Frankowi, żebypowiadomił Waszyngton i czekał.Szelest po lewej sprawił, że Kat odwróciła się i zobaczyła Kena Wolfe’a stojącego w drzwiachz teczką w ręku.– Jak złamiesz Bosticha, to gwarantuję ci, że i sytuację opanujesz.W jego oczach nie dostrzegła gniewu.– Powiedziałeś, że będę mogła korzystać z telefonu.– To jest radiostacja, o czym na pewno wiesz – burknął.– Nie ruszaj się.– Ken, gdzie jest Bostich? Machnął ręką za siebie.– Chowa się na jednym z miejsc z tyłu.– Może powinnam tam pójść i z nim porozmawiać?Zignorował pytanie i wsunąwszy się na lewy fotel, zaczął manipulować dźwigniami,wprawiając Kat w jeszcze większe zdumienie.– Ken?Zapinał właśnie swój pas.Na przemian to wyglądał przez okno po lewej, to patrzył nawskaźniki poziomu paliwa.– No? – odezwał się w końcu, kontrolując przyrządy na górnym pulpicie.– Kiedy będę mogła przesłuchać Bosticha?– Jak już będziemy w górze – odpowiedział obojętnie.Miała wrażenie, że jej serce przestało bić.– Ken?!Podniósł prawą dłoń.– Poczekaj.Muszę zrobić parę rzeczy.– Obiecałeś wypuścić pasażerów!Potrząsał głową.– Nie obiecałem.Powiedziałem, że chcę to zrobić, ale ani ty, ani wasi ludzie w Waszyngtonienie dotrzymaliście umowy.Nie mogę nikogo wypuścić, póki Lumin jest na wolności.Obróciła się w fotelu drugiego pilota i pochyliła tak, by móc spojrzeć mu w oczy.– Ken, do wszystkich diabłów, popatrz na mnie!Przerwał swoje czynności i podniósł na nią obojętny wzrok.– Tak?– Nie możesz stąd odlecieć z tymi wszystkimi ludźmi na pokładzie.Musisz nam coś dać.Maszmnie, masz Bosticha, oni nie są ci potrzebni.Teraz wyraźnie zobaczyła coś, czego wcześniej nie zauważyła: nieobecne, niemal nawiedzonespojrzenie Wolfe’a, jakby widział ją na wylot i wiedział, że ona zupełnie nie brała pod uwagę tego,co rządzi jego myślami i czynami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]