[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ach& em! Ach, tak, rozumiem.Obawiam się, \e takiej ilości nie zdołam upłynnić, ale w sąsiednimmieście na zachód stąd, w Ashabalu, mieszka kupiec imieniem Ra Harakthe.Jak samo imię wskazuje, torodowity Stygijczyk.Znany jest z tego, \e nie pyta o pochodzenie towaru. Jak daleko jest to miasto? spytał Conan. Jeśli wyruszycie rano nadbrze\ną drogą, dojdziecie tam w południe.Gdyby udało się wam dobić targu zRa Harakthe, proszę, szepnijcie mu moje imię. Nie omieszkamy zapewniła Kalia. Przyjemnych snów, przyjaciele powiedział gospodarz, z ukłonami wycofując się z pokoju. Nie spodziewałem się, \e tak szybko wpadniemy na obiecujący ślad powiedział Conan, wieszając nakołku pochwę z mieczem.Kalia usiadła na łó\ku, składającym się z narzuconego na sznurową plecionkę cienkiego materaca.Skrzy\owała stopy na udach.Zdą\yła ju\ zrzucić z siebie kolczugę i broń. Niewykluczone, \e czekają nas jeszcze długie poszukiwania.Na pewno w tej prowincji jest wielupaserów, ale i tak początek jest niezły.Taharka i jego kamraci pewnie czują się bezpieczni, bo nie widzielinas od wielu tygodni.Zało\ę się, i\ są pewni, \e nas zgubili. Mo\liwe powiedział Conan. Ale my to naprawimy. Usiadł koło niej, po czym poło\ył się namateracu i z ulgą rozprostował nogi. Nie dałbym wiary, \e krótka podró\ rzeką mo\e być tak męcząca! Bardzo jesteś zmęczony? zapytała Kalia.Jej wzrok tym razem nie był krwio\erczy. Nie a\ tak powiedział, przyciągając ją do siebie.Strona 75Maddox Roberts John - Conan zuchwałyNiedługo przed południem następnego dnia dotarli do długiego, garbatego składu na rzecznym nabrze\u wAshabalu.Mieli wcią\ ze sobą podró\ne torby.Przed wejściem na niskim stołku siedział ogromny Murzyn,mający na sobie jedynie trochę tanich ozdób oraz białą przepaskę i turban.Obok niego o ścianę opierała siękrótka, nabijana \elaznymi kolcami maczuga.Gdy zbli\yli się, Murzyn wstał i utkwił w nich podejrzliwy wzrok. Szukamy człowieka imieniem Ra Harakthe powiedział Conan. To mój pan potwierdził wyniośle Murzyn. Czego od niego chcecie? O tym porozmawiamy z nim samym rzuciła Kalia. Mój pan to wielki i bogaty kupiec powiedział sardonicznie stra\nik. Dlaczego miałby zadawać sięparą obszarpanych cudzoziemców?Conan rąbnął stra\nika pięścią w szczękę.Murzyn z łomotem wpadł na ścianę i osunął się po niej powoli.Upadł wprost przed wejściem na pylisty grunt.Z ust pociekła mu stru\ka krwi.Conan i Kalia przeszli przez tęgórę mięsa do chłodnego wnętrza składu.W kącie mę\czyzna o chudej twarzy, w barwnych szatach iczarnym jedwabnym turbanie, składał na stertę jakieś bele.Zza szerokiego pasa sterczała mu wykładanaklejnotami rękojeść zakrzywionego sztyletu. Zawsze powtarzałem temu głupiemu osiłkowi, \e zachowuje się zbyt arogancko stwierdził.Wiedziałem, \e prędzej czy pózniej się doigra. Jesteś Ra Haraktha? spytał Conan. We własnej osobie.A wy? najwidoczniej w odró\nieniu od innych południowców nie przywiązywałwagi do wyszukanych towarzyskich ceremonii. Conan z Cymmerii i Kalia z Aquilonii. Zapuściliście się daleko od domów.Czym mogę wam słu\yć?Obydwoje rozejrzeli się po składzie, zauwa\ając wielkie nagromadzenie cennych towarów. Szukamy roboty powiedziała Kalia, przyglądając się wykwintnym jedwabnym draperiom. Nikogo nie zatrudniam odrzekł kupiec. Dlaczego przyszliście do mnie? Szukamy takiego zatrudnienia, w którym ryzyko i wynagrodzenie jest równie wysokie powiedziałConan. Mamy wprawę w posługiwaniu się bronią i nie kochamy władz.Powiedziano mi, \e handlujesz zludzmi, którzy mogliby nam dać zajęcie.Wiedział, \e stawia wszystko na jedną kartę, ale tracenie czasu było bezcelowe. Naopowiadano wam kłamstw stwierdził Ra Haraktha. Jestem uczciwym i lojalnym poddanymmego księcia. W takim razie nie będziemy zawracać ci głowy odparła Kalia. Nie śpieszcie się zanadto z opuszczaniem naszego pięknego miasta.Zostańcie tu i podziwiajcie wielkąświątynię boga wiatrów Ashara.Ma ona największą kopułę w całym Shem.Proście boga o wskazanie drogi.Być mo\e jeśli dziś wieczór znajdziecie się w zajezdzie Czterech Wiatrów, odszukają was ludzie, mogącywas zatrudnić.Wiadomo, \e Ashar jest łaskawy. Zawsze pokładałam wiarę w boskim wstawiennictwie powiedziała Kalia.Chodz, Conanie, obejrzyjmytę cudowną budowlę.Wyszli na zalane słońcem nadbrze\e. Mo\e to ju\ niedługo rzekł z nadzieją Conan.Tego wieczoru siedzieli w pogłębiającym się mroku przed zajazdem Cztery Wiatry nad kielichami nietkniętego wina.Ostatnie promienie słońca padały na złoconą kopułę świątyni Ashara.Rzeczywiście jązwiedzili.Kalia posunęła się nawet do tego, \e zło\yła bogu ofiarę z paru monet i zapaliła laskę kadzidłaprzed złotym posągiem wysokiego, szczupłego boga, którego blizniacze półkule policzków bezustanniewydmuchiwały wiatr.Gdy Conan zaczął pokpiwać z tego przypływu pobo\ności, Kalia wzruszyła ramionami iodrzekła, \e nie zaszkodzi zaskarbić sobie łaskę miejscowych bogów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]