[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A choć wiedział, że przeszukanie nic nie da,347to sądził, że ciężka ręka DEA zniszczy wszystkie jej cenne antyki i pa-miątki.Już widział jej dom zasłany szczątkami.Trzeci miał być niespodzianką dla Scotta.Surfując po Internecie,znalazł pod logo Histprof duńską stronę oferującą wyjątkowo zjadliwąpornografię, głównie z dziećmi i nastolatkami poniżej piętnastego rokużycia, w rozmaitych prowokacyjnych pozach.Następnym krokiem byłzakup fałszywego numeru karty kredytowej i przesłanie wyboru zdjęć dodomu Scotta.Namówić lokalną policję, żeby zrobiła najście na jego dom,byłoby względnie łatwe.Może nawet nie będzie musiał tego robić.Lo-kalna policja otrzyma zapewne telefon z urzędu celnego, który monito-ruje tego rodzaju import do Stanów.Znów się roześmiał, wyobrażając sobie, jak rodzina Ashley będzie sięmusiała tłumaczyć, kiedy zostanie wplątana w biurokratyczne proceduryalbo siądzie za stołem w jaskrawo oświetlonym pokoju bez okien, na-przeciwko agenta DEA, urzędnika skarbowego lub funkcjonariusza poli-cji, który gardzi takimi bamboszami z klasy średniej.Mogą próbować zrzucić winę na niego, ale wątpił w to.Nie miał jed-nak pewności i to go powstrzymywało.Wiedział, że wysyłając te trzylisty, zostawi elektroniczne odciski palców, które doprowadzą śledczychdo jego komputera.Pomyślał, że kiedy rano Scott będzie uczył w szkole,włamie się do jego domu i wyśle zamówienie do Danii z jego komputera.W pozostałych przypadkach również należało stworzyć ścieżki elektro-niczne, których nie da się prześledzić.Westchnął.Będzie musiał poje-chać do południowego Vermontu i zachodniego Massachusetts.Wymy-ślenie fałszywej tożsamości to żaden problem.A donosy może wysłać zkawiarenki internetowej albo z lokalnych bibliotek.Rozparł się na krześle i znów roześmiał się na głos.Nie po raz pierwszy dziwił się, jak może im się wydawać, że z nimwygrają.Kiedy opracowywał te niemiłe niespodzianki dla rodziny Ashley, za-dzwoniła komórka, którą położył w rogu biurka.Zaskoczyła go.Nie miał przyjaciół, którzy mogliby dzwonić.Zrezyg-nował z pracy mechanika, a w szkole, do której czasem przychodził, niktnie miał jego numeru.Przez sekundę patrzył na ekranik, w którym ukazuje się identyfikatordzwoniącego.Zobaczył tylko jedno imię, które sprawiało, że serce prze-stawało mu bić: Ashley.Zanim podała nazwisko detektywa, kazała mi obiecać, że będę uważałna słowa.348- Niech pan nie mówi niczego, co mogłoby go zdenerwować - powie-działa.- Musi mi pan to przyrzec albo niech pan o wszystkim zapomni.Nie podam panu jego nazwiska.- Będę ostrożny.Obiecuję.Teraz, w poczekalni komisariatu, siedząc na wytartej kanapie, byłemmniej pewny swoich zdolności.Po mojej prawej otworzyły się drzwi ipokazał się w nich mężczyzna, mniej więcej w moim wieku, o przypró-szonych siwizną włosach, w jaskrawym różowym krawacie, z pokaznymbrzuchem i wyrozumiałym, nieco krzywym uśmieszkiem na ustach.Wy-ciągnął rękę i przedstawiliśmy się.Zaprosił mnie do środka.- A zatem, czym mogę panu służyć?Powtórzyłem nazwisko, które podałem mu wcześniej, podczas roz-mowy telefonicznej.Skinął głową.- W okolicy nie ma zbyt wielu zabójstw.A kiedy są, to zazwyczaj wsprawach między chłopakiem a dziewczyną, mężem i żoną.To było tro-chę inne.Ale nie rozumiem, dlaczego pana zainteresowało.- Znajomi poradzili mi, żebym się temu przyjrzał.Powiedzieli, żemoże z tego być dobre opowiadanie.Detektyw wzruszył ramionami.- Nie wiem.Miejsce przestępstwa było zabałaganione jak cholera.Babranie się w tym to było nie byle co.A przecież nie jesteśmy hollywo-odzkim wydziałem zabójstw.- Pokazał gestem na pokój.Było to skrom-ne pomieszczenie, gdzie wszystkie meble i urządzenia oraz wszyscy pra-cownicy zdawali się strzępić ze starości.- Ale jeśli nawet ludzie myślą, żejesteśmy głupi jak but, w końcu i tak dochodzimy prawdy.- Nie powiedziałbym tak - powiedziałem.- Chodzi mi o to głupi jakbut.- Hm, to należy pan do wyjątków.Zazwyczaj ludziska nie mają nasza cwanych, dopóki nie usiądą naprzeciwko jednego z nas w kajdankach,bośmy ich przyszpilili w try miga i spodziewają się dużego wyroku.Przerwał, przypatrywał mi się uważnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]