[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gerard westchnął z ulgą.- Dzięki Bogu.- Kiedy jednak chciał wstać z łóżka, Pel zsunęła z siebie kołdrę iodsłoniła piersi.Jęknął na ten widok:- Jak u licha człowiek może się czymś zająć, kiedy wystawiasz go na taką pokusę?- Nie może.- Pel wyswobodziła się z pościeli i oszołomiła go swoim pięknym ciałemkusicielki do tego stopnia, że nie zdążył zareagować, gdy wdrapała się na niego.- A możeodpowiada ci tylko taki układ, w którym to ty gryziesz?Siadła na nim okrakiem tak, że jej stopy znalazły się na wysokości jego dłoni, biodrana barkach, a piersi na wysokości krzyża.Jej bujne kształty i uwodzicielski żar rozgrzanegosnem ciała sprawiły, że znów mu stanął.A już myślał, że na jakiś czas ma dość.Złapał ją niespokojnie za kostki i czekał.Nagle poczuł na sobie jej ręce, drobne idelikatne, które zaczęły gładzić wypukłości jego pośladków, po czym ścisnęły je lekko.Fakt,że nie mógł jej widzieć, spotęgował jedynie niespodziewanie erotyczny efekt jej zabiegów.Mimo absurdalności całej sytuacji, zdenerwowała go nagle myśl, że Pel mogłaby podziwiaćw taki sposób innego mężczyznę.- Zawsze miałaś taką fantazję?- Nie.Masz wyjątkowo ładny tyłek.Czekał, aż powie coś więcej, ale nie kontynuowała tematu.Zamiast tego mruknęła zuznaniem, na co jego kutas wyprężył się tak mocno, że leżenie na brzuchu zaczęło sprawiaćGerardowi ból.Pieściła go opuszkami palców, głaszcząc i ugniatając jego pośladki tak, żewłosy na całym ciele stanęły mu dęba.Dostał gęsiej skórki.Zamknął oczy i wcisnął twarz włóżko.Jej dłoń przesunęła się delikatnie wzdłuż miejsca, w którym pośladki łączą się zudami.Zaraz potem poczuł na skórze jej gorący oddech.Napiął całe ciało - najpierwpośladki, a potem resztę.Czas ciągnął się niemiłosiernie.Nagle Pel pocałowała go.Najpierw w jeden pośladek, potem w drugi.Delikatnie,rozchylonymi wargami.Poczuł na plecach jej sztywniejące sutki i pocieszyła go świadomość,że nie jest w tym sam.Cokolwiek to było.Wtem ugryzła go, bardzo delikatnie, a on aż zapiszczał z rozkoszy.Zapiszczał, do diabła, z rozkoszy!- Jezu, Isabel - wychrypiał, poruszając niespokojnie biodrami i wciskając obolałegokutasa w pościel.Miał pełną świadomość, że żadna inna kobieta nie byłaby w stanie ugryzćgo w tyłek i podniecić przy tym do granic wytrzymałości.Był przekonany, że gdyby namiejscu Pel znajdował się ktoś inny, śmiałby się teraz na całe gardło.Nie było mu jednak dośmiechu.To była najbardziej zmysłowa z tortur.Wzdrygnął się, bo poczuł na skórze coś mokrego i gorącego.- Czy ty mnie polizałaś?- Cii.- mruknęła.- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy.- Znęcasz się nade mną!- Mam przestać?Gerard zacisnął zęby i zastanawiał się chwilę.Potem odparł:- Tylko jeśli sama tego chcesz.Czuję się jednak w obowiązku przypomnieć, że mojeciało należy do ciebie zawsze, gdy tego chcesz.- Teraz chcę.Uśmiechnął się, słysząc zdecydowanie w jej głosie.- W takim razie nie przeszkadzaj sobie.Gerard stracił rachubę czasu, oszołomiony zmysłowym zapachem swojej żony izadowoleniem płynącym z faktu, że stał się obiektem tak jawnego zachwytu.Pel porzuciła wkońcu jego pośladki na rzecz nóg.Gdy znalazła się przy jego stopach, roześmiał się, bo jejdelikatne pieszczoty łaskotały go.Musiał jednak westchnąć, gdy przesunęła się na wysokośćjego ramion, a jej włosy opadły mu na plecy.Pewnego ranka, nie tak dawno temu, siedział na niskim kamiennym murkuokalającym jeden z jego folwarków i usiłował sobie przypomnieć, jak to jest uśmiechać się zniekłamanym zadowoleniem.To istny dar niebios, że mógł odnalezć ten uśmiech tutaj, wewłasnym domu.Przy Pel.Nagle Isabel kazała mu się odwrócić, po czym usiadła na nim okrakiem i wsunęła gow siebie powoli.Była rozpalona do czerwoności i cała mokra, on zaś patrzył z drżeniem, jakjego kutas zanurza się, cal za calem, w zaczerwienionych, lśniących wargach jej sromu.- O Boże.- szepnęła.Uda jej drżały, a na wpół przesłonięte powiekami oczywpatrywały się w niego.Ciche pojękiwanie zastąpił przyspieszony oddech.Uwielbiała jegokutasa, co było dla niego nie tylko najzupełniej oczywiste, ale też aż nadto wystarczające, byjądra skurczyły mu się z rozkoszy.- Nie wytrzymam - ostrzegł i przycisnął ją niecierpliwie do siebie.Brał już ją kilkarazy, ale nigdy nie odwrócili się rolami, choć była kobietą dojrzałą, świadomą własnychpragnień.Od zawsze podziwiał jej opanowanie i pewność siebie.Teraz był urzeczony faktem,że mogą dzielić się w łóżku inicjatywą.- Zaraz dojdę.- Nie zrobisz tego.Faktycznie, nie zrobił.Była jego żoną i czuł wobec niej respekt - chciał ją zadowolić,cieszyć się nią, chronić ją.Nie straci jej tak, jak stracił Em.Należała do niego.Do niego.Teraz musiał ją tylko do tego przekonać.* * *Gdy Gerard zmobilizował się w końcu i wstał z łóżka, natychmiast skierował się dopokoju Spencera, ale go w nim nie zastał.Pobieżne poszukiwania reszty domu też nieprzyniosły rezultatów.Dopiero wtedy dowiedział się, że brat wkrótce po ich sprzeczcewyszedł.Powiedzieć, że go to zmartwiło, to mało.Nie miał pojęcia, co właściwie słyszałSpencer i kto był autorem słów, które tak go wzburzyły.Nie dam hańbić naszego nazwiska.Zrobię to, co będzie trzeba.Gerard warknął, poszedł do swojego gabinetu i skreślił dwa krótkie liściki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]