[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielebny Ames miał zastąpićmiejscowego pastora.Ponadto tego samego wieczorumiał do załatwienia w Gravesend, dokąd musi wrócić,jakąś niecierpiącą zwłoki sprawę. A więc dziewczęta zostaną tutaj postanowiłam w jednej chwiliSiedziały skromnie, jedynie od czasu do czasurzucając na mnie nieśmiałe, lecz badawcze spojrzenia.Nie ulegało wątpliwości, że zastanawiało je dlaczegoja, stosunkowo młoda osoba, jestem panią całegodomu. O, nie.Byłoby to zbyt wielkie nadużycie panigościnności, madame.Zwłaszcza że będę mógłwrócić dopiero za tydzień.Czy w najbliższej okolicynie ma jakiegoś pensjonatu albo zajazdu? Gdzie przebywałyby bez należytej opieki? wpadłam mu w słowo.Rychło uśmierzyłam jegoobiekcje, które wyraził wielce taktownie,najwyrazniej w skrytości ducha licząc na to, żeudzielę jego córkom tak długiej gościny.Ostateczniepochodziliśmy wszyscy z tej samej klasy społecznej.Przestrzegaliśmy konwencji.Obecność Caroline wkońcu przesądziła sprawę.O wpół do szóstej, po zjedzeniu w naszymtowarzystwie zimnego posiłku przygotowanego przezMary, wielebny Ames gotów był do odjazdu.Córkiskromnie siedziały przy stole, on zaś na pożegnaniewycisnął na policzku każdej ojcowski pocałunek.Obsypywana wyrazami wdzięczności, odprowadziłamgo przed dom, gdzie czekał już faeton.Nie szczędziłam zapewnień, iż Clarissai Joanne znajdą u mnie dobrą opiekę.Ujął mą dłońi wylewnie ją uścisnął.Jak mi wyjaśnił, byłwdowcem. Teraz wiem na pewno, że zostawiam córkiw dobrych rękach oznajmił i nim usadowił się natwardym siedzeniu, z poważną miną ucałował midłoń. W jak najlepszych.Zatroszczymy się o niepod każdym względem. A więc za tydzień powiedział i pomachałręką.Chyba oczarowało go moje spojrzenie,pomyślałam, gdy faeton ruszył.Odprowadziłam gospojrzeniem aż do bramy.Drzwi domu były otwarte,zapraszały mnie do środka.Przez szyby z kolorowegoszkła wsączało się słońce, tworząc na przeciwległejścianie promieniste pasma.Gdy wchodziłam dosalonu, światło musnęło mi policzek, jakby udzielającbłogosławieństwa.Caroline prowadziła ożywioną, jakzauważyłam, rozmowę z dziewczętami.Być możenasze myśli szły jednym torem.Klasnęłam w dłoniei uśmiechnęłam się, dając do zrozumienia, że jestemrada z ich obecności. Najpierw wykąpiemy was, a potem sobieodpoczniecie oznajmiłam.Dziewczęta zdjęły jużczepki.Długie włosy pięknie spływały im na ramiona.Ujęłam dłoń Joanne. Pozwól, zaczniemy od ciebie.Potem Caroline zajmie się Clarissą.Clarissa lekko się zarumieniła. Och, ależ. zaczęła.Przerwałam jej z uśmiechem. Wiem, wiem rzekłam łagodniez bezgranicznym pobłażaniem w głosie. Zwyklekąpiecie się same, jednak w obcym domu.,a i z kranami w łazience bywają doprawdy poważnekłopoty.Gdy wyprowadzałam Joanne z salonu,stopniowo zawieszałam głos.Ta mała wygląda jaksłodki kupidynek, pomyślałam, a wrażenie topogłębiło się, gdy odkręciłam kran, po czym zaczęłamją rozbierać.Miała wspaniałe młode ciało o piersiachprzypominających owoce granatu, na których, wprostdomagając się pocałunków, sterczały figlarnie sutki.Kiedy zdejmowałam jej majtki, nie mogłam siępowstrzymać od ukradkowego pogłaskaniapulchniutkiego tyłeczka.Zarumieniona, obnażyładorodną cipkę spoczywającą w przecudownymkosmatym gniazdeczku.Choć nieodparcie mnie kusiło, żeby wsunąćtam palec, opanowałam się i poprosiłam ją, żebyweszła do wanny, w której natychmiast usiadła;ciepła, pachnąca woda sięgała jej poniżej biustu. Namydlę cię, pozwolisz? zaproponowałam.Gdy jęłam przesuwać pokrytymi pianą dłońmi po jejcudownie krągłych piersiątkach, siedziaław milczeniu, rumieniąc się, niemniej jednak, jak misię wydawało, pragnęła być podziwiana.Jej sutki,najpierw lekko tylko zaokrąglone i atłasowo gładkie,szybko zesztywniały, gdy zaś chwyciłam palcamibliższą z nich, Joanne rozchyliła usta, ukazując ząbkijak perełki. Zliczna z ciebie dziewczyna wyszeptałam.Czy mogę cię pocałować?Mówiąc te słowa, położyłam dłoń na jejwysmukłym karku.Gorące usta przylgnęły niczymbrzoskwinie do moich ust, były zaś na tylerozchylone, że zdołałam wsunąć jej do buzi koniuszekjęzyka.Ona początkowo zaczęła wycofywać swójjęzyczek, jednak po chwili dotknęła nim mojego.Przesunęłam drugą dłonią po jej krągłej, jędrnejpiersi.Poczułam pod palcami sztywno sterczącąsutkę.Wargi zaskoczonej Joanne rozchyliły sięszerzej, doszłam jednak do wniosku, że jeszcze nieczas na zepsucie tej dziewczyny.Zaczęłam udawać, iżpo prostu serdecznie sobie z nią figluję, co musiałopodziałać na jej sumienie niczym balsam. Będzie nam wesoło, Joan, prawda? zachichotałam, słysząc w odpowiedzi wyszeptane tak.Następnie starannie ją wyszorowałam,pieszcząc i gładząc każdy zakamarek i każdy wzgórekjej ciała, unikając wszakże jakichkolwiekdwuznaczności.Wycieranie trwało dłużej, zwłaszczasporo czasu zajęło mi łagodne, choć zdecydowanepocieranie owiniętą w ręcznik dłonią skóry międzyudami.Ugięła wtedy kolana, przywarła do mniei jeszcze mocniej się zarumieniła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]