X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogłem zmieścić się w jednym seansie.%7ładną miarą niemogłem, dlatego właśnie go likwidowałem.Nie mogłemprzecież wypuszczać kaleki z rękami i nogami różnej długości.I w żaden sposób nie mogłem wiedzieć, że za każdym razemzabijam go.No bo skąd miałem wiedzieć?!.Skoro tylko z płynu wynurzyła się głowa i ramiona, dubeluchwycił się swymi potężnymi rękami za krawędz zbiornika,wyskoczył - ja właśnie prowadziłem go kamerą, utrwalająchistoryczny moment pojawienia się człowieka z maszyny - ipadł przede mną na linoleum zachłystując się ochrypłym,skowyczącym płaczem.Skoczyłem ku niemu.- Co ci jest?Obejmował lepkimi rękami moje nogi, tarł o nie głową,całował moje ręce, gdy próbowałem go podnieść.- Nie zabijaj mnie! Nie zabijaj mnie więcej! Za co ty mnie.och! Nie chcę! Dwadzieścia pięć razy.dwadzieścia pięć razyzabijałeś mnie.aaaa.Ale ja przecież nie wiedziałem.Nie mogłem wiedzieć o tym,że jego świadomość ożywa w każdym doświadczeniu!Rozumiał, że przekształcam jego ciało, że wyprawiam z nim, comi się żywnie podoba, i nic na to nie mógł poradzić.A pomoich rozkazach  Nie! najpierw rozpuszczało się jego ciało, apózniej gasła świadomość.I czemu tamten cholerny sztuczny idiota nie powiedział, żeświadomość rodzi się, zanim powstaje ciało!- Ach, do diabła! - w zmieszaniu mruknął doktorant.- Rze-czywiście! Przecież mózg musi wyłączać się na samym końcu.Zaraz, zaraz, kiedy to było? - przewrócił kilka kartek, spojrzałna daty i aż westchnął z ulgą - nie było w tym jego winy.W sierpniu i wrześniu niczego nie mógłby powiedzieć o tym, bosam jeszcze nie rozumiał.Gdyby to on prowadziłdoświadczenie, popełniłby identyczny błąd..I w ten sposób powstał człowiek o klasycznej budowieciała, miłym wyglądzie zewnętrznym i przetrąconej psychicezastraszonego niewolnika.�Rycerz bez lęku I skazy�.Wykręcaj się teraz, szukaj winnych, sukinsynu: niewiedziałeś, starałeś się! Czy aby tylko starałeś się, nic więcej? Aczy nie było pychy, czy nie czułeś się Bogiem zasiadającymwśród chmur w etatowym fotelu? Bogiem, od któregokapryśnych myśli i nastrojów zależało, czy człowiek mapowstać, czy zniknąć, czy ma istnieć, czy też nie? Nieodczuwałeś przypadkiem intelektualnych orgazmów, kiedywciąż i wciąż przekazywałeś maszynie rozkazy �Można!�, �Nietak!�, �Nie!�?.Od razu spróbował wyrwać się z laboratorium i uciec.Ledwie udało mi się go przekonać, żeby się umył i ubrał.Drżałna całym ciele.O wspólnej pracy nie było nawet mowy.Przez pięć dni mieszkał u mnie.Przez straszne pięć dni.Nietraciłem nadziei, że opamięta się, że mu przejdzie.Gdzie tam!Tak, jest całkowicie zdrowy fizycznie, wszystko wie, wszystkopamięta - maszyna rzetelnie umieściła w nim całą informacjęzawartą we mnie, moje wiadomości, moją pamięć.Ale nadtym wszystkim panował nie poddający się jego woli animyślom lęk.Już pierwszego dnia posiwiał od wspomnień.Mój widok wzbudzał w nim nieopisane przerażenie.Gdywracałem do domu, natychmiast zrywał się na równe nogi,stawał w uniżonym ukłonie - jego potężne plecy garbiły się,ręce pokryte węzłami mięśni zwieszały się bezwładnie, jakgdyby usiłował stać się mniejszy.A oczy.Ach, te oczy!Patrzyły na mnie błagalnym, zaszczutym spojrzeniem, gotowedo złożenia każdej ofiary.Czułem się strasznie i nieswojo.Nigdy jeszcze nie widziadłem patrzącego w ten sposóbczłowieka.Dziś nocą około czwartej nad ranem.sam nie wiem dlaczego, przebudziłem się.Na sufit padało szare, martweświatło jarzeniowych latarń ulicznych.Dubel Adam stoiunosząc nad moją głową hantlę.Wyraznie widziałem, jakmięśnie prawej ręki napinały mu się do ciosu.Przez kukasekund w osłupieniu patrzyliśmy sobie w oczy.Po chwili dubelzachichotał nerwowo i odszedł szurając bosymi nogami poparkiecie.Usiadłem na tapczanie i zapaliłem górne światło.Dubelskurczył się na podłodze obok szafy i kryjąc twarz oparł głowęna kolanach.Ramiona i zaciśnięta w jego ręku hantla dygotały.- No i co? - zapytałem ze złością.- Trzeba było bić, jak jużmiałeś hantlę w ręku.Od razu by ci ulżyło!- Nie mogę zapomnieć- szlochając mamrotał dudniącymbarytonem.- Zrozum, nie mogę zapomnieć, jak zabijałeśmnie.dwadzieścia pięć razy!Wysunąłem szufladę, wyjąłem swój dowód, dyplominżyniera, wszystkie pieniądze, jakie tam były.PotrząsnąłemAdama za ramię.- Wstawaj! Ubieraj się i idz.Jedz, gdzie chcesz, urządz się,pracuj, żyj.Razem nic nie zrobimy - ani ty nie będziesz miałspokoju, ani ja.To nie moja wina! Niech to diabli! Czy ty niemożesz zrozumieć, że nie wiedziałem?Robiłem coś, czego nikt jeszcze nie robił, mogłem przecieżnie wiedzieć! Człowiek może urodzić się jako kaleka albopsychicznie chory, lub stać się nim przez chorobę czy wypadek,tylko że wtedy nie ma kogo winić, nie ma kogo walić hantlą pogłowie.Gdybyś ty był na moim miejscu, byłoby to samo, bo tyjesteś mną, rozumiesz?!Drżąc cofał się ku ścianie.Oprzytomniałem.- Przepraszam cię.Masz, wez moje dokumenty, ja sobiejakoś poradzę.O, patrz - otworzyłem dowód - na fotografiijesteś nawet bardziej podobny do mnie niż ja sam.Widoczniefotograf także starał się upiększyć mi fizjonomię.Bierzpieniądze, ubranie i jazda na wolność.Będziesz żył sam,będziesz pracował - może ci przejdzie.Wyszedł przed dwiema godzinami.Umówiliśmy się, żenapisze do mnie, jak się urządzi.Chyba nie napisze. A jednak dobrze, że chciał mnie zabić.Nie ma duszyniewolnika, reaguje na krzywdę.Może jeszcze wszystko w nimwróci do normy?A ja siedzę.żadnej myśli.Pustka w głowie.Trzeba zaczynaćod początku.O naturo, jaka z ciebie perfidna dziwka! Jakcieszy cię natrząsanie z naszych poczynań! Kusisz, kusisz, apotem.Daj spokój! Nie zwalaj winy na naturę.Ona nadaje tylkoszkielet twojej pracy.A cała reszta jest twoja, nie wykręcaj się.Zadzwonił budzik: piętnaście po siódmej.Czas wstawać, myćsię, golić, iść do pracy.Zamglone słońce nad domami, niebopokryte dymem, brudne jak wypłowiała firanka.Wiatr niesiekurz, targa gałęzie drzew, wciska się przez drzwi balkonu.Wdole przed domem trolejbus pożera ludzi na przystanku.Potem nadchodzą nowi, na wszystkich twarzach wypisane jesttylko jedno - nie spóznić się do pracy!Ja też powinienem pójść do pracy.Pójdę do pracowni, opiszęw dzienniku wynik nieudanego doświadczenia, pocieszę sięfrazesami w rodzaju: �na błędach ludzie się uczą�, �w naucenie ma przetartych dróg.� Wezmę się za następnedoświadczenia.I znowu będę błądził, okaleczał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl
  • Drogi uĂ„Ä…Ă„Ëťytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam siÄ™ na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Ĺ‚w w celu dopasowania treĹ›ci do moich potrzeb. PrzeczytaĹ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoĹ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

     Tak, zgadzam siÄ™ na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Ĺ‚w w celu personalizowania wyĹ›wietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treĹ›ci marketingowych. PrzeczytaĹ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoĹ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.