X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odzywała się tylko wtedy, kiedy miałapewność, że nie powie nic głupiego.Robiło się pózno.Robotnicy z wolna rozchodzili się dodomów, milkły odgłosy pił i młotów.Gdy hałasy ucichły,z wnętrza mieszkań zaczęły dobiegać dzwięki rozmówi muzyki.- Błękitna rapsodia - powiedziała Sydney, przystającpod jednymi drzwiami.- To Will Metcalf, muzyk.Gra w zespole.- Bardzo dobrze gra.Drewniana poręcz schodów pod jej ręką była suchai ciepła.To Michael ją zrobił, pomyślała.Naprawiał, łatał,reperował, ponieważ dbał o mieszkających w tym domuludzi.Znał ich i lubił.Wiedział, kto jest muzykiem, czyjedziecko właśnie płacze, kto piecze na obiad kurczaka.- Zadowolony jesteś? - zapytała po prostu.Było w jej głosie coś szczególnego, coś, co sprawiło, żeprzyjrzał jej się uważnie.Kosmyki włosów opadły jej naczoło, na nosie miała drobne krople potu.- Tak, ale to ty powinnaś odpowiedzieć na to pytanie.Dom jest twój.- Nie - powiedziała bardzo smutnym głosem.- Wcalenie jest mój, należy do ciebie.Ja tylko podpisuję czeki.- Sydney.- No nic - nie dała mu zacząć zdania - zobaczyłamwystarczająco dużo, żeby wiedzieć, że wszystko jest w ab�solutnym porządku.- Szybkim krokiem przebyła kilkaschodów dzielących ją od wyjścia.- Zadzwoń, jak bę�dziesz miał następne sprawozdanie.- Poczekaj - krzyknął, chwytając ją za ramię - co sięi 70 KSI%7łNICZKA I CZAROWNICAz tobą dzieje? Najpierw wpadasz, jakby cię ktoś gonił,a potem chcesz uciec, smutna, jakby ci ktoś umarł.Nie, nikt nie umarł.Po prostu nagle uświadomiła sobie,jak bardzo jest samotna.Do tej pory właściwie nie zdawałasobie z tego sprawy.Dopiero teraz zrozumiała, że choć nienarzekała dotąd na brak towarzystwa, to tak naprawdę niemiała i nie ma wokół siebie nikogo.Nie ma o kogo się troszczyć, nie ma przyjaciół.Ludzie,którzy ją otaczają, mają swoje problemy i niewiele ichobchodzi, co ona myśli lub czuje.Właściwie nikomu niejest potrzebna.Dawniej miała Petera, przyjaznili się, alemałżeństwo wszystko popsuło, teraz zaś nie ma nikogo.Właśnie tu, w tym domu, uświadomiła sobie, jak ludziemogą żyć razem.Nie obok siebie, tylko - razem.W swoimdomu.Bo tak jak powiedziała, ten dom nie jest jej własno�ścią, należy do niej tylko na papierze.- Wcale nie uciekam i nie jestem smutna - powiedziała- tylko bardzo się przejęłam tym remontem.To moja pier�wsza duża inwestycja i chcę to zrobić dobrze.Dla mnie.- przerwała, bo wydało jej się, że słyszy płacz i wołanie- słyszysz coś?Michael nic nie słyszał.Od dłuższej chwili myślał tylkoo tym, co zrobić, żeby jej nie pocałować.- Tutaj - wskazała drzwi obok - tak, słyszę wyraznie.Teraz i on usłyszał.Cichy, zawodzący jęk.Gwałtowniezastukał do drzwi i zawołał, zaniepokojony:- Pani Wolburg, pani Wolburg! Jest tam pani?Ze środka dobiegł ich słaby głos.- Mike, pomóż mi.- O, Boże.-jęknęła z przestrachem Sydney, zanim KSI%7łNICZKA I CZAROWNICA 71jednak zdążyła powiedzieć coś więcej, Michael wziął roz�pęd i runął na drzwi.Po chwili oboje znalezli się w skrom�nie urządzonym mieszkaniu.- Jestem w kuchni, Mike, dzięki Bogu.- Na po�dartym linoleum w kuchni leżała starsza, drobna kobieta.- Nic nie widzę - poskarżyła się- zgubiłam okulary.- Już dobrze.- Klęknął obok niej i zbadał jej puls,spojrzał w oczy.- Dzwoń po pogotownie - rozkazał Syd�ney, stojącej już przy telefonie - nie można jej podnieść,nie wiemy, co ma złamane.- Chyba coś z biodrem - powiedziała staruszka płaczli�wym głosem.- Poślizgnęłam się, upadłam i nie miałam siłysię podnieść.Krzyczałam, ale taki jest teraz hałas, że niktmnie nie słyszał, dopiero teraz.Leżę tak od kilku godzin.- Na szczęście usłyszeliśmy.Teraz wszystko będzie do�brze.- Michael dalej klęczał, rozcierając jej ręce.- Syd�ney, daj jakiś koc i poduszkę.Sydney sięgnęła po stary pled, schyliła się i delikatnieuniosła głowę kobiety.- O tak, teraz będzie lepiej.- Starannie otuliła ją ko�cem.- Zaraz przyjedzie lekarz.Po chwili w drzwiach zaczęli zbierać się ludzie.- Pójdę zobaczyć, co z pogotowiem - oznajmił Micha�el, a Sydney przysiadła na podłodze obok kobiety i wzięłajej ręce w swoje.- Bardzo u pani ładnie, sama pani to wszystko zrobiła?- zapytała z łagodnym uśmiechem.- Zaczęłam szydełkować, kiedy byłam po raz pierwszyw ciąży.- Pani Wolburg uśmiechnęła się z trudem.- Ma pani dużo dzieci? 72 KSI%7łNICZKA I CZAROWNICA- Sześcioro.Trzy córki i trzech synów.Mam też dwa�dzieścioro wnucząt - pochwaliła się staruszka.- Pięciorojuż jest na studiach - przez jej twarz przebiegł skurcz bólu,ale zaraz opanowała się i znów spróbowała uśmiechnąć- mieszkam sama, bo tak wolę, człowiek jest u siebie.- Oczywiście.- Lizzy, moja córka, przeprowadziła się do Arizony,mieszka w Phoenix, a co ja bym robiła w Arizonie? - Przy�mknęła oczy.- Wszystko dlatego, że zgubiłam okulary,nigdy bym się nie potknęła w okularach.Szłam sobie i za�wadziłam o tę dziurę w linoleum.Mike sto razy mi mówił,że trzeba je wymienić.- No, przyjechali, już idą - Sydney usłyszała za sobąpodekscytowany głos Michaela.- Zadzwoniłeś do mojego syna, Mike? On zawiadomiresztę rodziny.- Proszę się tym nie przejmować, wszystko załatwimy.W piętnaście minut pózniej stali w drzwiach kamienicy,patrząc na odjeżdżający ambulans.- Dodzwoniłeś się do jej syna? - spytała Sydney.- Zostawiłem wiadomość automatycznej sekretarce.-Wyjrzał przed dom.- Gdzie twój samochód?- Odesłałam go.Nie wiedziałam, jak długo mi zejdzie,a jest strasznie gorąco.Ale to nic, wezwę taksówkę.- Tak bardzo się śpieszysz?- Nie, ale.Chcę jeszcze pojechać do tego szpitala.Włożył ręce do kieszeni spodni.- Nie musisz tam jechać.Spojrzała na niego.Zobaczył w jej oczach smutek i ból.Po chwili odwróciła głowę, podniosła rękę i zatrzymała KSI%7łNICZKA I CZAROWNICA 73przejeżdżającą taksówkę.Nic nie powiedziała, kiedywsiadł razem z nią.Sydney nie znosiła szpitalnego zapachu.Odór choroby,środków czyszczących, leków zawsze przyprawiał jąo mdłości.Poza tym wspomnienie choroby dziadka i częs�tych wizyt w klinice stale było zbyt świeże.Izba przyjęć miejskiego pogotowia przedstawiała siępod tym względem jeszcze gorzej.Szybko przebyli kory�tarz zapełniony chorymi i oczekującymi rodzinami i pode�szli do okienka.- Przed chwilą przywieziono tutaj panią Wolburg - za�częła Sydney.- Tak, owszem.Jest pani krewną?- Nie, ale.- Musimy porozmawiać z kimś z rodziny, pacjentkatwierdzi, że nie jest ubezpieczona.Oczy Michaela rozbłysły niebezpiecznie, lecz Sydneynie dopuściła go do głosu.- Wszystkie wydatki związane z leczeniem pani Wol�burg pokryje firma Hayward Industries - oznajmiła i sięg�nęła do torebki po kartę identyfikacyjną.- Nazywam sięSydney Hayward.Proszę mi powiedzieć, gdzie jest paniWolburg? "- Właśnie robią jej rentgen.Proszę się zwrócić do do�ktora Cohena [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl
  • Drogi uĂ„Ä…Ă„Ëťytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam siÄ™ na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Ĺ‚w w celu dopasowania treĹ›ci do moich potrzeb. PrzeczytaĹ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoĹ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

     Tak, zgadzam siÄ™ na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Ĺ‚w w celu personalizowania wyĹ›wietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treĹ›ci marketingowych. PrzeczytaĹ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoĹ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.