[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwróciłam się, żeby ruszyć w stronę luksusowego hotelu, i zobaczyłam, żeTristan stoi obok mnie z wyrazem wdzięczności na twarzy.- Dlaczego.? - wyszeptał, a głos jak gdyby uwiązł mu w krtani.- Nie przeżyłbyś tej nocy - rzuciłam markotnie, obchodząc go i ruszając wkierunku hotelu.Ta mina Tristana, ów mdlący wyraz wdzięczności i podziwu,sprawiała, że poczułam się nieswojo.Tak samo wyglądał, kiedy po raz pierwszynatknęłam się na niego w Londynie, w klubie dla punków.Dla Tristana byłampostacią legendarną i promykiem nadziei -  umknęłam" naszej stwórczy-ni izaczęłam prowadzić własne życie z daleka od niej.A gdy Tristan ujrzał mnie nawłasne oczy, spodziewał się, że pomogę mu uczynić to samo.Niestety, niebyłam jedną z wampirzyc, które spieszą z pomocą słabszym nocnymwędrowcom.W rzeczywistości często likwidowałam tych nieopierzonych, kiedyzagrażali ujawnieniem naszego sekretu.- Sadira nie dopuści, żeby coś mi się stało - przekonywał Tristan, idąc tuż zamną.- Spróbuję namówić Danausa, aby cię przeszmuglował z powrotem napokład odrzutowca przed zachodem słońca - powiedziałam, puszczając jegouwagę mimo uszu.- Możesz znalezć się z powrotem w Londynie albo wStanach Zjednoczonych, zanim oni się przebudzą.Zatrzymał mnie, chwytając zaramię.- A co się stanie, jeśli mnie wezwą, a będę już poza Wenecją?- Powiem im, że odesłałam cię bez twojej wiedzy.- Wiązało się to ze sporymryzykiem.Nigdy dotąd nie sprzeciwiłam się woli Sabatu, ale i nie miałamwcześniej ku temu powodu.- Nie - powiedział stanowczo, kręcąc głową.- Zostanę.Ponownie zarzucił sobie torby na ramię, nie przejmując się ich znacznymciężarem.Zciągnęłam brwi, wpatrując się w niego.Wcześniej tego wieczorusam chciał uciec przed Sabatem.- Myślałam, że wolisz się uwolnić od Sadiry - rzuciłam ostro.Zmęczenie istrach wyczerpywały resztki mojej cierpliwości Nie było czasu na taką dyskusję.- Oboje wiemy, że przerzucenie mnie do innego kraju albo na inny kontynentnie oswobodzi mnie z pęt Sadiry.- Tristan postąpił naprzód i położył mi dłoń naramieniu.Nachylił się i nasze policzki niemal się zetknęły, kiedy znówprzemówił.- Odesłanie mnie tylko wzburzy Sabat i Sadirę.I chociaż jesteśKrzesicielką Ognia, nie sądzę, żebyś była na tyle mocna, aby się im wszystkimskutecznie przeciwstawić.Zupełnie jakbym słyszała własne słowa.On miał rację.Odstąpiłam o krok,by spojrzeć mu w oczy.- W porządku.Był młody, ale zdeterminowany.Na razie postanowił pozostać przy swojejpani i nie poddać się naciskom ze strony Sabatu.Jeżeli mu się poszczęści, toSabat okaże się lak zajęty Danausem i mną, że jego, Tristana, przeoczy. Kiwnęłam potakująco głową i poprowadziłam swoich dwóch towarzyszy doluksusowego hotelu Cipriani.Omiatając miasto mocami tuż po wylądowaniu,wyczułam czekającą na nas Sadirę na jednym z górnych pięter tego budynku.Ani Tristan, ani ja nie mieliśmy najmniejszej ochoty na ponowne spotkanie z tąprzewrotną starą jędzą, ale zaczynało brakować nam czasu i należało cośprzedsięwziąć, zanim noc wyda swoje ostatnie tchnienie.Gdy zbliżaliśmy się donaszego apartamentu, Sadira otworzyła na oścież białe podwójne drzwi iuśmiechnęła się do swojego młodego wychowanka.- Nareszcie - powiedziała tonem zdradzającym głęboką ulgę.Na jej bladychpoliczkach wykwitł lekki rumieniec, co świadczyło o tym, że niedawno sięposiliła.Włożyła jasnoróżową koszulę i długą czarną spódnicę.Nie widać jużbyło na niej żadnych śladów stoczonej w nocy bitwy, jeśli nie liczyćświadczących o zatroskaniu zmarszczek, które rozchodziły się od kącików oczu.Ominęłam, zdegustowana, obejmujących się nocnych wędrowców, Sadirę iTristana.Wiedziałam, że Tristan posłusznie relacjonuje w myślach swojej paniwydarzenia tej nocy.Nie marnowałam czasu na analizowanie tego, co się wyda-rzyło, odkąd się rozstaliśmy z Sadira.Chwilowo poświęciłam uwagę naszejkwaterze.Sadira mogłam zająć się pózniej.W saloniku naszego apartamentu dominowała chłodna elegancja.Miałkremowobiałe ściany oraz ciemnoszare i czarne marmurowe dekoracje.Meblebyły obite ciekawym czarno-szarym materiałem, którego kolor znakomiciepasował do barwy wielkiego dywanu leżącego na środku pokoju.Miejsce toemanowało luksusem, a jego urok szedł w parze z komfortem.Niepokoiły mnietylko okna.Przeciwległa ściana składała się prawie w całości z rzędu wielkichokien, wychodzących na pobliski kanał.Marszcząc czoło, pospiesznie zajrzałamdo obu sypialni - i tam zobaczyłam podobne, ogromne okna naprzeciwkowejścia.Nawet w łazience okno wychodziło na kanał.Nocą Widok roztaczającysię z okien zapierał dech.Jednak za dnia była to śmiertelna pułapka, gdypromienie słoneczne powoli wkradały się do apartamentu, jakby wposzukiwaniu nas.- Jak mamy spotkać się z nimi nocą, jeśli spłoniemy za dnia? - Mój głoszabrzmiał bardzo głośno w apartamencie, gdy wkroczyłam z powrotem dosaloniku.- W głównej sypialni kotary są bardzo grube - powiedziała Sadira.-Wystarczająco dobrze zasłaniają słońce.Jej niewzruszonego spokoju nie zmącił brak emocjonalnej powściągliwości zmojej strony.Ta noc trwała już zbyt długo i zadręczały mnie przykre odkryciadotyczące mojego ukochanego Jabariego i mego wroga Rowe'a.Nic było czasu,by usiąść w samotności i przemyśleć to, czego się dowiedziałam, orazopracować nowy plan przetrwania.Nieustannie musiałam brnąć dalej, kukolejnemu tworzeniu, które chciało mnie kontrolować lub zabić.Zapragnęłam swojej metalowej skrzyni z podwójnymi zamkami odwewnątrz.Zapragnęłam jedynego sanktuarium w świecie, który rozpadał sięszybciej niż miłość po Triadzie.Podróżowanie bez tej skrzyni byłoszaleństwem.Od stuleci nie wyruszałam nigdzie bez niej ze swego terytorium. Ocaliła mnie już parokrotnie.Niestety, teraz musiałam przemieszczać sięszybko i bez nadmiernego bagażu.Należało znalezć jakieś inne rozwiązania.Dolicha, przez pół sekundy pomyślałam nawet o przespaniu się w lagunie, aleszybko odrzuciłam ten pomysł.Starsi się nami bawili.Jeśli chcieli nas zgładzić,to mogli wymyślić coś znacznie bardziej wyrafinowanego i bolesnego.A tobył po prostu żart; śmiertelna pułapka, mająca pozór wystawnego luksusu.Paniczny lęk złagodniał nieco i skierowałam myśli ku zasadniczemuproblemowi; wyczułam, że nocni wędrowcy oddalają się od hotelu.Do świtupozostała niespełna godzina i musieli poszukać dla siebie jakiegoś miejsca nadzienny spoczynek.Widocznie doszli do wniosku, że nie wpakuję się w jakieśkłopoty, skoro już nadchodził brzask [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl