[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W drodze Law był wyjątkowo gadatliwy -teraz uświadomiła sobie, że tylko po to, żeby nie była w stanie liczyć.Akiedy wysadził ją na szczycie jakiejś góry gdzieś na końcu świata, powie-dział:- Teraz może być pani dwie mile od domu albo dwadzieścia.- Iuśmiechnął się uprzejmie.- Ale nie będzie pani w stanie zgadnąć.Do zoba-czenia jutro, panno Dalton.Rzeka, która płynęła przez wąwóz, była brązowa, szybka i płytka.Małe,bujne drzewka o jasnozielonych, powyginanych pniach gęsto porastały48oba brzegi.Eva szła teraz równym krokiem wzdłuż rzeki.Trawa i mechpod jej stopami usiane były szafranowymi, słonecznymi cętkami światła.Nad taflą wody unosiły się chmary muszek, a wraz z nadejściem póznego,szkockiego zmierzchu ptaki rozśpiewały się w najlepsze.Gdy słońce schowało się za zachodnim krańcem wąwozu, a światło wdolinie stało się szare i neutralne, Eva postanowiła, że zostanie tu na noc.Oszacowała, że przeszła już ponad dwie mile.Nadal jednak nie było widaćżadnych śladów domostwa ani w ogóle żadnego schronienia, nawet stodołyczy chatki dla wędrowców.W plecaku miała prochowiec, szal, butelkęwody, świeczkę, pudełko zapałek, małą paczuszkę z papierem toaletowym ikanapki z serem zawinięte w papier.Znalazła obrośnięte mchem zagłębienie między korzeniami drzewa, wy-ciągnęła prochowiec i umościła się w swoim prowizorycznym posłaniu.Zjadła jedną kanapkę, a resztę zostawiła na noc, myśląc, że naprawdę bawiją ta przygoda i z przyjemnością oczekuje nocy, którą spędzi pod gołymniebem.Szum wartko płynącej wody, uderzającej w kamienie działał na niąuspokajająco.Czuła się dzięki niemu mniej samotna i pomyślała, że wcalenie potrzebuje świeczki, żeby poskromić ciemności.Tak naprawdę poczułaulgę - mogła odpocząć wreszcie od kolegów i instruktorów z Lyne Manor.Kiedy tamtego dnia wysiadła na stacji Waverley, sierżant Law długowiózł ją na południe od Edynburga, a potem wzdłuż doliny Tweed, przezkolejne przemysłowe miasteczka, które wydawały jej się niemal identycz-ne.Potem przejechali na drugi brzeg rzeki, a okolica stawała się coraz bar-dziej odludna.Co jakiś czas pojawiał się niski, solidny wiejski domek,obok niego zabudowania gospodarcze i beczące stada.Wokół - wzgórzacoraz wyższe, pełne owiec; lasy gęstsze, coraz bardziej dzikie.Potem - kujej zdziwieniu - wjechali przez starannie zdobioną bramę eleganckiej po-siadłości, ze schludnymi stróżówkami po obu stronach, i dalej krętą drogąwjazdową, obsadzoną starymi bukami, aż do dwóch dużych, białych do-mów, otoczonych wypielęgnowanymi trawnikami.Ich okna wychodziły nawąską dolinę znajdującą się po zachodniej stronie majątku.49- Gdzie my jesteśmy? - spytała sierżanta Lawa, wysiadając z samo-chodu i spoglądając na nagie, okrągłe wzgórza z każdej strony.- Lyne Manor - odpowiedział krótko i nie zaoferował więcej wyja-śnień.To, co wydało jej się z początku dwoma domami, okazało się tak na-prawdę rozległym budynkiem, z jednym skrzydłem bardzo długim, otyn-kowanym i wybielonym, ale znacznie pózniej zbudowanym niż głównaczęść, która miała ściany grube jak warownia i była wyższa o jedno piętro.Małe, nieregularne okienka wyglądały spod łupkowej dachówki.Słychaćbyło szmer rzeki, a przez ścianę drzew prześwitywał jakiś inny budynek podrugiej stronie pola. Może nie jestem na końcu świata - pomyślała wtedy -ale na pewno tuż obok.Teraz, leżąc w objęciach korzeni drzewa, usypiana nieustannie zmienia-jącą się melodią bystrej wody, myślała o tych dwóch przedziwnych miesią-cach w Lyne Manor i o tym, czego się tam nauczyła.Czasami zdawało jejsię, że jest w ekscentrycznej szkole z internatem, w której pobiera bardzodziwne nauki: niekończące się lekcje alfabetu Morse'a aż do osiągnięciapełnej biegłości, stenografia i obsługa kilku typów pistoletów.Nauczyła sięteż prowadzić samochód i dostała prawo jazdy.Umiała już czytać mapę iużywać kompasu.Była w stanie złapać, sprawić i ugotować zająca i innemałe zwierzęta.Wiedziała, jak zatrzeć ślad i zmylić trop.Na innym kursienauczono ją, jak tworzyć proste kody i jak łamać inne.Pokazano jej, jakfałszować dokumenty, i teraz umiałaby już zmienić imię, nazwisko czydatę, używając odpowiednich atramentów i małych, ostrych narzędzi; wie-działa też, jak - za pomocą odpowiednio naciętej gumki - sfabrykowaćrozmytą urzędową pieczątkę.Zaznajomiono ją z podstawami ludzkiej ana-tomii - przedstawiono, jak działa organizm człowieka, jakie są podstawowezasady jego odżywiania i jego rozliczne słabe strony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]